wtorek, 26 kwietnia 2011

Przyjacielu mój, czy to Ty?


Która to, piąta chyba. Dalej nudy, ale to się raczej nie zmieni do końca już.
Byłam w górach. Było cudnie. Trochu się strachu najadłam wczoraj bo w sumie trudnym szlakiem schodziłam. Nie bałam się tle o siebie co o Mamuśkę. Ale dałyśmy radę.
Odwiedziłam Artystkę. To było coś. Coraz lepiej mi idzie w pokonywaniu własnych lęków. Dziękuję.
To miłego czytanie~

Przyjacielu mój, czy to Ty? 

Przyjaciel to niemal najważniejsza osoba w życiu każdego człowieka. Dopóki nie poznajemy uczucia miłości, to przyjaźń jest najsilniejsza. Choć Ona i Miłość często walczą o pozycję najważniejszej. Tak już jest.
Potrzeba posiadania Przyjaciela jest w nas zasiana od urodzenia. Poszukiwania rozpoczynamy już w czas wczesnego dzieciństwa. Z początku najlepszym przyjacielem jest matka. Przy niej czujemy się bezpieczni. Później szukamy w swych rówieśnikach. Z czasem nasze pole poszukiwań się zwiększa.
Odnalezienie przyjaciela nie jest rzeczą prostą. Wiele razy popełniamy głupstwa. Wnioskujemy błędnie. A mimo to, nie poddajemy się. Wierzymy, że w końcu nam się uda.
Oczywistym jest, że w końcu nam się udaje. A wtedy nasze życie nabiera nowych wartości. Przecież nagle pojawia się osoba, na której nam zależy. Jest ona równie ważna jak rodzina. Nawet bywa, iż ważniejsza. Staje się częścią naszego życia. Chcemy by była szczęśliwa. A gdy jest smutna, chcemy być pierwsi jako wsparcie.
Dla przyjaciół jesteśmy zdolni do wszelakich poświęceń. Nawet robimy rzeczy, których nie lubimy. Ale przecież warto. Bo to nasz Przyjaciel.    

Dziewczynka siedziała na kamieniu pod murem szkoły. Słońce znajdowało się na samym środku nieboskłonu. Dzieciaki biegały po boisku i dokazywały. Ona siedziała i się przyglądała. Czekała na swą kumpelę. Coś jej nie było. Nie dobrze-pomyślała i wstała z miejsca.
Szła spokojnie przez boisko. Unikała spojrzeń kolegów. Nie żeby ich nie lubiła, bo było wręcz odwrotnie, ale nie miała na to ochoty. Pomimo rzekomego instynktu zapoznawczego, bała się ich. Ogólnie nie lubią się wychylać. Czasem tylko odstawała od swej reguły.
Dotarła do schodów prowadzących na salę gimnastyczną. To co zobaczyła niekoniecznie jej się podobało. Toczyła się tam wyraźnie zacięta kłótnia. Dziewczynka wiedziała, że one się nie lubią. Ale któż by pomyślał, iż dojdzie to czegoś takiego. Ktoś próbował je pogodzić, ale najwyraźniej mu to nie wychodziło.
Cóż mogła począć? Musiała stanąć w obronie swej przyjaciółki. Zbiegła ze schodków i podeszła do nich spokojnie. Cechowało ją to właśnie. Była opanowana.
Poprosiła ładnie by przestały i przez to w kłótnie wplątana została. Ale nie dała się stłamsić. Dobierała słowa uważnie. Czuła się tak mężnie. Jak rycerz, który staje w czyjejś obronie. Dziewczynka lubiła wcielać się w męskie postacie. Na bale zawsze przebierała się za męskie postacie. Superman, strażak- to tylko przykłady.
Trochę to trwało nim emocje opadły. Ale w końcu udało się położyć kres kłótni. Dziewczynka czuła się zwycięsko. Nie powiedziała nic, czego później musiała by żałować. Przytuliła swoją przyjaciółkę, uśmiechając się do niej delikatnie.
Rozległ się dzwonek. Trzeba było wracać. I przerwa przepadła...

Wiatr wpadał między liście, wprawiając je w lekki taniec. Słońce przebijało się przez zarośla i oświetlały leśną ścieżkę. Przy świeżej kępie traw stał piękny kremowy ogier. Lejce miał wolno puszczone. Stał sam, zatem gdzie jego jeździec?
W wysokich koronach drzew ukrywał się młodzieniec. Szczupły lecz dobrze zbudowany wspinał się po gałęziach na szczyt. Odziany w delikatny materiał barw żółtych i czerwonych. Opasany brązowym basem, przy którym dzierżył miecz.
Wreszcie dotarł dostatecznie wysoko, by zasiąść na gałęzi i widzieć okolice. Jego dziecięce oczy bacznie obserwowały widoki. Dla Dziecka to co widziało było niesamowicie pokrzepiające. Znów Tam się zmieniło. Dookoła rosło mnóstwo Lasów. Między nimi wzniesione zostały zamki i osadami u ich podnóża. Za Lasami rozpościerały się niebiesko-zielone elementy. Morza, Oceany i Jeziora. Dziecko lubiło je. Codziennie szukało nowych Rzek. Wchodziło w ich nurt i rozkoszowało się ich istnieniem.
Dziecko przymknęło oczęta. Wzięło głęboki wdech.
-Nic z tego. Dalej...-westchnęło cicho.-Ona nie słyszy...
Czuło się trochę niepocieszone tym faktem. Chciało pomóc Im się stąd wydostać. Ciągle Ich przybywało. Nowe postacie. Co prawda Stworzycielka przejawiała jakieś zainteresowanie. Ale tylko zmieniała czas, miejsce Tam. Nikogo jeszcze nie wypuściła. A przecież Dziecko dążyło do niej.
Jego oczęta przykuł mały element w dole. Pod domkami coś się działo. Młodzieniec zeskoczył z samej góry i wylądował tuż koło Konia. Wskoczył na niego i chwycił lejce.
-Gdzież znów on się podziewa?-szepnęło do siebie Dziecko.
Pędzili w stronę osady. Ktoś widocznie szykował się do walki. Dziecko momentalnie przyśpieszyło. On tam był. Zatrzymał się między dwójką walczących.
-Co ty znów wyprawiasz?
-Walczę-odparł Królik.
-Widzę. Ale po co ci to?
-Nie pozwolę, by ciebie obrażano.
-Daj spokój-młodzieniec spojrzał na niego znacząco. Miał rozcięte ramię.-Jesteś ranny.
-To nic. Dam radę.
-Masz przestać. Ja się tym zajmę.
-Ale ty przecież...Nie umiesz walczyć-Królik widocznie nie chciał zdradzić swego zaniepokojenia.
Dziecko nie tyle nie umiało walczyć, co nie lubiło. Zawsze chciało wierzyć, iż to da się rozwiązać w inny sposób. Przecież Ludzie są dobrzy Ale w tym momencie musiało bronić swego przyjaciela.
-Mam niby z tobą walczyć-zaśmiał się kpiąco Rycerz.
-Owszem-Dziecko odpięło miecz od pasa..-Ale możesz odejść i rozstaniemy się pogodzeni-wierzyło, że da się ominąć walkę.
-Nigdy! Możesz mi w końcu pokazać jaką to mocą dysponujesz.
Młodzieniec zacisnął usta.
-W takim razie nie mam wyjścia-zeskoczył z Konia.
Zaczęło walczyć. Dziecko analizowało każdy ruch wroga. Miało nad nim znaczną przewagę. Było zwinne i szybki, natomiast ruchy Rycerza były ciężkie i powolne. Młodzieniec unikał każdego jego uderzenia, sam natomiast starał się tylko go znokautować.
Rycerz nie mógł znieść, że taki szczyl uderza go ciągle, a sam nie dostał ani razu. W dodatku nawet miecza nie wyjął z pochwy.
-Nie będzie mnie taki młokos bezkarnie pokonywał!-krzyknął i zamachnął się.
Jednak Dziecko było szybsze. Uderzyło go łokciem w brzuch. Dokładnie wiedziało gdzie trzeba uderzyć, by Rycerz opadł na ziemię. I tak też się stało.
-Dlaczego?-mężczyzna zwijał się na ziemi.
-Ponieważ zraniłeś mojego przyjaciela.
-Sam chciał walczyć!-Rycerz złapał się za brzuch.
-Pewnie miał ku temu powody.
-Obrażał cię-Królik poszedł do nich.
-I tylko dlatego zaczęliście walczyć?-Dziecko było niezadowolone.
-Ależ nie! Chciałem by przeprosił. Rzucił się na mnie z mieczem.
-Czy tak było?-młodzieniec spojrzał srogo na Rycerza.
-Owszem. Nie będę przepraszał takich mięczaków. Ile już tak podróżujecie i nic z tego nie macie. Ona już Was stąd nie wypuści. Nawet ty nic tu nie wskórasz!-mężczyzna zaśmiał się ochryple.
Dziecko przygryzło wargę.
-Chodź-szepnęło do Królika i wskoczyło na swojego Konia.-Nie ma sensu z nim rozmawiać.

Wieczorem zatrzymali się przy leśnym źródle. Zdjęli Koniom siodła i uzdy. Nazbierali chrustu i rozpalili ognisko.
Dziecko oparło się o drzewo i wpatrywało w niebo.
-Chcesz coś do jedzenia?-spytał Królik
-Nie-opowiedziało cicho.
-Myślisz czy miał rację. Nie przejmuj się takimi Ludźmi.
-A jeśli on faktycznie miał rację?
-Poddasz się teraz?
Młodzieniec nic nie odrzekł.
Gwiazdy świeciły jasno, tak jak Księżyc. Był dziś w pełni. Rzucali swe światło na taflę wody tworząc niesamowitą rzecz. Dziecko spojrzało na swe odbicie w wodzie. Nie powinno mnie tu być. Powinienem być tam, gdzie Matka-pomyślało. Coś jednak mu mówiło, że wcale nie. To nie było jego przeznaczeniem.
-Nie-powiedziało cicho Dziecko i podeszło do ogniska.
-O co chodzi?-Królik spojrzał na niego zdziwiony.
-Spytałeś czy się poddam teraz. Otóż nie.
-I to mi się podoba-uśmiechnął się do przyjaciela.
Siedzieli tak w ciszy, aż ogień zgasł i położyli się spać.

środa, 20 kwietnia 2011

Gdy obca fantazja otwiera nam drzwi.


 I kolejna już część. Każda kolejna coraz nudniejsza, prawda? 
Jutro jadę w góry na tydzień. Ach~ I może wpadnę do Artystki. Któż to wie. 
Dobra, nie zanudzam. Miłej lektury. 

Gdy obca fantazja otwiera nam drzwi.

Ten kto jako pierwszy napisał powieść, był niesamowity. Dzięki niemu mamy dziś tyle wspaniałych książek.
Książki to fortuna. Skarbnica słów, opisów, przeżyć. To dar człowieka dla człowieka. To fascynujące. Ludzie, którzy posiadają dar pisania są nadzwyczajni. Oni to wszystko mają w głowie. Widzą, zanim zdążą pomyśleć.
Dlatego Ci, którzy nie potrafią oderwać się od rzeczywistości sami, tyle im zawdzięczają.
Historie przez nich opisane są jakby kluczem, równocześnie bramą będąc. A to pomaga. Jeśli-przykładowo- sami nie potrafimy się w świat fantazji przenieść.
Książki mogą również ukryte w nas zdolności bądź wyobraźnię uśpią, rozbudzić. Nagle odkrywamy, że coś jednak potrafimy stworzyć. I nie porzucamy naszego ducha.
Książki czasem także zmieniają nasz świat i jego postrzeganie.     

Dziewczynka weszła cichutko do biblioteki. Podeszła do półki z książkami dla młodzieży. Bo przecież te dla DZIECI to jakieś tępe były. Wybrała kolejną część przygód dziewczęcia zwanego Pipi Lansztrung i podążyła w stronę czytelni. Bibliotekarka przyglądała się jej jak zwykle. Nic nie mówiła. Dziewczynka była tu dość częstym gościem. Najpierw przesiadywała tu do późnego południa, a dopiero później coś wypożyczała i wychodziła. Czasem coś pomogła.
Szare oczka przeskakiwały z linijki na linijkę. Lubiła tą historię. Pipi była taką niesamowitą osóbką. Silną, odważną i nietypową. I miała takich miłych przyjaciół i tyle niesamowitych przygód!
Zamknęła książkę. Wczoraj zaczęła ją czytać, ale nie chciała jej brać do domu. Tutaj jakoś lepiej się czytało. W domu ‘Tato’ ciągle czegoś chciał. I jeszcze Braciszek dochodził. Nie żeby go nie lubiła. Skąd! Kochała go i bardzo się cieszyła, że go ma. Ale przy nim się czytać nie dało. Brat był strasznie ruchliwy i zawsze go było pełno wszędzie. To nie służyło atmosferze czytania. Dlatego rzadko wypożyczała je do domu. Wolała przesiadać tutaj. Tylko czasem ktoś tu zajrzał. Wszyscy woleli brać książki do domu.   
Poszła do sali z książkami. Odłożyła Pipi na miejsce. Rozejrzała się dookoła. Nic nie dostrzegała. Stanęła przy ladzie Bibliotekarki i oparła o nią ramionka. 
-Ma pani coś ciekawego do poczytania?
-Tu są same ciekawe rzeczy-odparła.
-Wiem. Ale coś tak na teraz?
-Hymm...zaczekaj chwilkę.
Wyszła, by po chwili znów się pojawić. Z książką w ręce.
-Proszę-podała dziewczynce tomik.
-O czym to?-spytała łakomie
-Przeczytaj, to się dowiesz.
Nic więcej nie trzeba było jej mówić. Wzięła tomik i udała się ponownie do czytelni. Po chwili już całkowicie była pochłonięta w lekturze.
Czytała o rycerzach, magii. O walce w imię sprawiedliwość. Banały. Jednak bardzo jej się podobało. Widziała to oczyma wyobraźni. Dlatego to dziewczynka lubiła czytać. To wszystko było tak ładnie opisane. Miejsca, osoby, zdarzenia.
Szkoda, że tak nie umiem-westchnęła cichutko w myślach. Oderwała się na chwilę od swej lektury. Czytywała dużo, a mimo to nie wcielała tego w swoje życie. Nie tworzyła jakiś niestworzonych rzeczy. Czasem tylko bawiła się w konie czy temu podobne. Ale to nie to samo. Bo bawią się przecież wszyscy. A taki własny świat to nie każdy ma. Jednak ona nie umiała czegoś takiego. A bynajmniej tak się jej wydawało. Bo kto wie, co by było gdyby spróbowała?   

Trzeba przyznać, iż od momentu pojawienia się, Tam przeszło pewne metamorfozy. Już nie było stworów wieżowcowcyh. Choć postacie dalej były w nim uwięzione, nabrał barw. To już nie była zwykła pustka. Znalazły się tam Lasy, Miasta, Jeziora, Góry.
Bose nogi przemykały żwawo po zroszonej trawie. Oczy bacznie przyglądały się otoczeniu. Biała toga zdobiła drobne, acz zwinne ciałko. Stanowczo nie było ono już wątłe. Nabrało pewnej elastyczności i wprawy przez ten czas podróży. W objęciach znajdował się zając.
-Zmieniło się tu-rzekło pogodnie Dziecko.
-Owszem. Kto wie, co przyniesie jutro?-odpowiedział Królik.
-Myślę, że będzie coraz lepiej. Sądzisz, że spróbuje to zrobić?
-Któż to wie, któż to wie.
Słońce wstawało dopiero zza horyzontu. Oni już od jakiegoś czasu wędrowali. Któżby pomyślał , by od samego rana się rozpoczynać swą podróż. Jeszcze nawet nie zjedli porządnego śniadania.
Krajobrazy były naprawdę piękne. Dużo gór i piasku. Ale w promieniach wschodzącego słońca, wyglądało to przecudownie. 
Mieszkańcy zaczynali się przebudzać i rozpoczynać swą egzystencję. Mężczyźni z brodami już zajmowali swe miejsca na skarpach, zasiadając spokojnie i pozostając tak, aż do momentu zebrania się innych. Ich twarze pogłębiały się w skupieniu. Kobiety wychodziły po wodę i drewno. Trzeba to wszystko rano załatwić. Krzątały się po swych sieniach, narzekając cicho-jak każdego dnia-iż mężczyźni tylko czas tracą. Młodzieńcy szybko podążali do łaźni bądź na areny.
Dziecko przyglądało się temu wszystkiemu pogodnie. Poczuło lekkie ssanie w żołądku.
-Chyba trzeba udać się na posiłek-rzekło oznajmiając.
-Też tak sądzę-zgodził się z nim Królik.
Udali się na pola. Pełne winorośli i innych roślin. Dziecko zerwało kilka kiści winogrona dla siebie, a i dla zająca coś skombinowało.
Usiedli w cieniu wielkich drzew. Dziecko rozkoszowało się słodyczą owocu. Przymknęło oczęta. Jak co dzień próbowało porozumieć się z Ich twórcą.
-Nic z tego-westchnęło cichutko.
-Nie szkodzi.
-Ale...
-Jeszcze będzie na to czas-rzekł stanowczo Królik.
-Dobrze. Nie uważasz, iż tu jest bardzo ładnie. Nie wiem co się stało, ale ta zmiana mi się podoba-uśmiechnęło się do siebie.-I to mięciutkie ubranie-przeciągnęło dłonią po materiale.
-Faktycznie. Jest bardzo dobrze. I pewnie będzie lepiej. 
 Przyglądali się słonecznemu niebu. Rozkoszowali się ciepłem. Jeszcze nie tak dawno panowała pustka i chłód.
Dziecko chwyciło Królika i zaczęło biec. Co chwilę zmieniając kierunek.
-Co robisz?-spytał sceptycznie zając.
-Cieszę się. Z tej radości czuję, iż jestem wstanie wznieść się w niebo.
I tak też było. Dziecko mogło wzlecieć w górę. Niewysoko, bo coś go ograniczało, ale mimo wszystko. Czuło lekkie, przyjemny wiaterek na twarzy. Całkiem inny od tamtych wichur.
-Teraz łatwiej jest mi wierzyć, iż uda mi się do niej dotrzeć-powiedziało uradowane.
Biegło dalej nie zmordowane. Jak to dzieci, miało nieograniczone pokłady energii. W dodatku napędzane było niesamowitym szczęściem.
Znaleźli się z zającem na skarbie. U jej podnóża rozciągał się niebiesko-zielony kolor. Z dołu słychać było dźwięk. Nie był to wiatr, ale coś bardzo podobnego.
-Co to jest?-spytało cicho.
Mijające ich stworzenia zdradziły, iż zwą to Oceanem. A dźwięk wydobywa się przez uderzenia Fal o skały.
-Chodźmy tam!-zakrzyknęło radośnie. Nim Królik zdążył zaprotestować lecieli w dół. Wiatr zatykał im uszy.
Wskoczyli do Wody. Dziecko zorientowało się, że nie da się po tym chodzić. Znajdowali się coraz niżej. Tonęli. Dziecko poczęło ruszać nerwowo rękami. I kolejne odkrycie. Gdy tak robi, unosi się. Więc zaczęło szybko ‘chwytać’ kolejny szczeble drabiny. W końcu się wynurzyło.
Gdy dotarli na wysepkę, ułożyli się wygodnie na gorącym piasku. Słońce ogrzewało i suszyło im przemoczone odzienia.
-To było niesamowite-wydyszało Dziecko.
-Co racja, to racja. Ale mogłeś uprzedzić-Królik otrzepał się z wody.
-Nie było na to czasu! A teraz, możemy się zdrzemnąć-stwierdziło i zamknęło oczęta.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Gdy powaga przeniosła "Królika"

 Już mam trochę tych części. Pierwotnie tytuł miał być: "Gdy powaga zabiła Królika". Ale ona go nie zabiła. Więc nie pasowało. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie. Komentarze, uwagi, krytyka mile widziana.
Miłego czytania.

Gdy powaga przeniosła "Królika"

Nikt Ci nie powie, że to ten czas. Nie usłyszysz ‘porzuć dzieciństwo’. Jednak otoczenie daje nam ciche sygnały, iż to odpowiedni moment. A my co? My się słuchamy. Tłumaczymy sobie, że to już zbyt dziecinne.
Dlaczego nie bronimy naszego ‘dziecięcego ducha’? Przecież on jest naszą istotą. A my się go tak łatwo pozbywamy. Bo to nic trudnego, przestać być dzieckiem. Wręcz można rzec, iż to najprostsza rzecz w naszym życiu.
Bycie dzieckiem jest najcudowniejszą rzeczą jaką otrzymujemy. Możliwość beztroski, życia w innym świcie. Więc dlaczego z tego rezygnujemy? I to w tak krótkim czasie? Powinniśmy się tym napawać najdłużej jak się da!
A nawet w tedy, gdy już faktycznie czas na ‘przejście’, nie możemy zapomnieć! Musimy stworzyć sobie miejsce i czas, by porozmawiać ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Ono tam jest i czuje się samotne bez nas.  Potrzebuje naszej uwagi. Poświęćmy ją mu. Choćby przez chwilkę. Nie dajmy się pochłonąć szarej rzeczywistości.      

Dziewczynka siedziała w kąciku. Trzymała w swych drobnych dłoniach pluszowego Króliczka. A naprzeciwko siedziała Panda. Dookoła walały się klocki, grzechotki i inne zabawki. Tylko miśki były ładniutko poukładane na półeczce.
Głaskała delikatnie mięciutkie futerko pluszaczka. Był taki milutki. Oczęta miała lekko przymrużone. Każde pociągnięcie po ‘sierści’ sprawiało jej niewyobrażalną rozkosz.
W drzwiach stał starszy mężczyzna. Przyglądał się dziewczynce, lekko uśmiechnięty pod wąsem. Jego ciemne oczy przepełnione były miłością.
-Wróciłem-odezwał się w końcu, a dziewczynka spojrzała na niego radośnie.
-Dziadziuś!-krzyknęła szczęśliwa i rzuciła się na niego. Króliczka pozostawiła na dywanie koło Pandy.  
-Szelmo ty moja mała-mężczyzna podniósł ją w górę i ucałował w policzek.
Dziewczynka śmiała się cicho. Dziadzio miał wąsy, która zawsze ją łaskotały. Lubiła to.
-Idziemy gdzieś?-spytała cichutko.
-Tak. A czemu szepczesz?
-Bo tak jest zabawniej-odparła z prostotą.-A dokąd się wybieramy.
-Na lody. Chcesz?
-Oczywiście!-klasnęła w małe rączki.
-To ubieraj butki-postawił ją na podłodze.
Dziewczynka założyła szybciutko buciki i zapięła je starannie.
-Jestem gotowa-oznajmiła uradowana.
-To chodźmy-mężczyzna chwycił jej drobną rączkę w swą masywną dłoń. Była taka ciepła i miękka.

Jej krótkie, złote włoski mieniły się w słońcu. W prawej dłoni trzymała lodzika w kształcie Myszki Miki. Miała taką myszkę w domu. Była gumowa. Dlatego zajmowała miejsce, gdzieś na wyższej półce. Bowiem wszystkie pluszami były na tych niskich, tak by łatwo było sięgnąć stojąc jak i siedząc. Lód rozpuszczał się powoli, a jej twarzyczka cała była usmarowana śmietankową mazią. Lewą rączką trzymała palec Dziadziusia.
-Dziadziu, a Mamusia wróci dzisiaj czy dopiero rano?-spytała patrząc przed siebie.
-Jutro-odparł mężczyzna.
-Ahh...-westchnęła rozkosznie. Lubiła jak Mama wracała rano. To oznaczało, że będzie cały dzień w domku. Calutki dzień dla niej. Tylko i wyłącznie.-Jutro nie trzeba iść do przedszkola, prawda?-spytała by mieć pewność.
-Nie trzeba. Ale przecież lubisz tam chodzić-mężczyzna spojrzał bacznie na swą wnuczkę.
-Tak-kiwnęła lekko główką.-Ale jeśli jutro Mamusia będzie cały dzień w domku, a ja nie będę musiała tam iść, to będziemy mieć więcej czasu dla siebie-odparła.
Pochłonęła ostatni kawałek lodzika.
-Skończyłam-popatrzyła na opiekuna.
Zaśmiał się cicho i przykucnął przy niej. Wyciągnął lnianą chusteczkę z kieszeni. Zawsze je miał przy sobie. Wytarł buźkę dziewczynki i rączkę.
-Smakowało?-spytał zaciekawiony.
-Bardzo-uśmiechnęła się do niego.
-To dobrze-ucałował ją w czółko i wstał.-Idziemy do domu?
-Chodźmy-chwyciła z powrotem jego palce. 

 Mężczyzna przykrył dziewczynkę starannie kocem.
-Tak będzie dobrze?
-Bardzo-chwyciła jego rękę.-Kocham cię Dziadziusiu.
-Ja ciebie też Skarbie. Śpij słodko-ucałował jej rączkę.
Wyszedł z pokoju, gasząc za sobą światło. Niebieskie oczka patrzyły jeszcze przez dłuższą chwilę w miejsce gdzie stał.
-Ty również-szepnęła. Ścisnęła swego miśka i po chwili usnęła.
Zawsze szybko zasypiała. Od malutkiego spała sama, z misiami. Już nie podchodziła do okna by popatrzyć na księżyc. Była ‘za duża’. W końcu chodziła do zerówki. Najwyższy czas porzucić dziecięce marzenia. Z resztą, ona nigdy nie wyobrażała sobie za dużo. Owszem żyła w ‘swoim świecie’, ale nie wykraczał on raczej poza realia.
Mimo wszystko dziewczynka była szczęśliwa. I z takim to małym uśmiechem zasnęła.

Dalej panowała tam pustka. Droga nie była łatwa. Gdzie by nie spojrzeć jakieś wielkie stworzenia, które z pewnością swym wzrostem przewyższały wieżowce. Nie były one przyjazne. Trzeba było się mieć na baczności.
Bose nóżki kroczyły po mokrej trawie. Oczęta rozglądały się nerwowo. Gdyby zauważyły choćby mały ruch, dały by sygnał. Że trzeba się schować. Życie w tym miejscu nie należało do najbezpieczniejszych.
Przechadzały się różne postacie. Jedno dziwniejsze od drugiego. Tylko dlaczego one tu są?-zastanawiało się. Dziecko nie mogło zrozumieć, dlaczego porozumieć się nie jest w stanie ze swym stworzycielem.
-Czyżby zapomniała?-pytało w kółko.
Te stworzonka także nie mogły opuścić tej przestrzeni. Były tu uwięzione. A przecież powinny być wolne. Trafić gdzie indziej. Czyżby ich Pani zagubiła się?
Dziecko usłyszało jakiś szelest. Coś się czaiło w krzakach. Wszystkie mięśnie w jego ciele napięły się jak struny. Były gotowe do ucieczki. Z między liści coś wyskoczyło. Dziecko narzuciło na głowę brązowy materiał i kucnęło. Miało nadzieję, iż jest niedostrzegalne. Zagrożenie się zbliżało .Dziecko czuło jak staje koło niego. I nic. Po prostu stało. Lękliwie zdjęło materiał z głowy. Ujrzało oczy ciemne jak węgiel. To był Królik. Więc i on tu trafił.
-Skąd się wziąłeś?-spytało Dziecko.
Zwierzątko przypatrywało mu się bacznie. Wąchało. Pewnie bało się równie mocno jak i Dziecko.
-Z powagi-odrzekł w końcu.
Dziecko nie zrozumiało.
-Ale jak to?-zapytało spokojnie.
-A ty dlaczego tu jesteś?-Królik usiadł przed nim.
-Nie mogę dotrzeć do mojego dziecka-westchnęło smutnie.
-Właśnie. A wiesz czemu?
Pokręciło główką.
-Powiem ci. Bo ona stała się zbyt realistyczna. Świat ją Nam odebrał. Nie wiem czy jeszcze kiedyś wróci.
-To bardzo niedobrze. Ja muszę do niej dotrzeć-wstało z kucków i ruszyło przed siebie.-Idziesz ze mną?-spytało odwracając się na chwilę.
-Nie mam lepszego zajęcia-Królik wstał i podążył za Dzieckiem.

Dziecko wpatrywało się w niebo. Gdzieś tam była Matka.
-Powiedziała, że będę w stanie to zrobić-szepnęło do siebie.
Wiatr wiał we wszystkie strony, obijając się o jego małe ciałko. Nie było mu ciepło, a tak tego potrzebowało. Obejmowało rączkami małego zajączka.
-Na pewno dasz radę-rzekł Królik.
Dziecko nie mówiło przez chwilę. Znów próbowało porozumieć się ze swoją dziewczynką. Lecz nic  z tego mu nie wychodziło.
-Ona nie słyszy...
Oczęta zaszkliły się i drobne łzy poczęły spływać po policzkach. Nie wycierało ich. Niech płyną. Czuło, że zawiodło. Już tyle czasu minęło. A tu dalej nic. Wszyscy Oni byli tu uwięzieni. A ono nie umiało Ich uwolnić.
Pociągnęło lekko noskiem.
-Dlaczego ona nie patrzy?-spytało cichutko.
-Nie wiem-Królik nie umiał pomóc Dziecku.
-Przecież ja mówię do niej. Ona nie słucha...
-Może usłyszy w końcu-zwierzątko wtuliło się w drobne ciałko.-Teraz śpij

piątek, 15 kwietnia 2011

Ale z czasem historia się pozmieniała.

Jako że miałam już napisane to wstawiłam. Wszelka krytyka jest pożądana.

Miłego czytania~

Ale z czasem historia się pozmieniała.

Gdy patrzymy w gwiazdy, wiemy, że są one nieodłącznym elementem nieboskłonu. Piękne zarazem nieosiągalne. Jak niektóre rzeczy na Ziemi. A mimo to często na nie spoglądamy. Czy zdajemy sobie sprawę, iż niektórych jutro już nie ujrzymy. Pewnie tak. Dlatego chcemy się napawać ich pięknem, póki czas.

Realiści nie widzą tak samo gwizd jak Marzyciele. Realiści widzą gazowe kule w galaktyce. Marzyciele natomiast dostrzegają ‘istnienia’ w każdym z małych ciał niebieskich. Wielu z nich nawet powierza Im swe zmartwienia, pragnienia.

Dzieci wierzą, że Gwiazdki są dla nich. Nadają więc Im imiona, tworzą istnienie. Gwiazdki się uśmiechają. Mały Książe, będąc na swej planecie z pewnością się śmieje, a my możemy to usłyszeć. Oczywiście, jeśli nie zakładamy z góry, iż tam nic nie ma.

Trzeba korzystać z możliwości spoglądania w niebo. Później będziemy zbyt zmęczeni ‘życiem’ by to czynić. A to wielka strata. Ten widok pokrzepia.

Czytelnicy „Alicji z Krainy Czarów” na pewno dostrzegli Kota z Cheshire. Jego uśmiech gości niemal co noc na niebie. Poszerza się i maleje. Czasem znika, ale nie na długo!

A Gwiazda Polarna? Jasna i przyciągająca. Wiemy, że z nią nigdy się nie zgubimy. Jest naszym przewodnikiem w noc, gdy nic nie widzimy. Dobrze spełnia swą rolę. Często się okazuje, iż nocą dostrzegamy więc, aniżeli za dnia.

Więc dlaczego, wraz z dorastaniem, porzucamy nocne niebo? Nie chcemy w nie patrzeć? Już nas tak bardzo nie fascynuje? Przecież gwiazdy dalej mają swą moc. Może warto odnaleźć tą, która sobie adoptowaliśmy jako dzieci? A jeśli tego nigdy nie zrobiliśmy, to może najwyższy czas?

A spadające gwiazdy? Są naszą pociechą zarazem strapieniem. Możemy wypowiedzieć życzenie, wierząc, iż się spełni. Równocześnie wzdryga nami uczucie melancholii. Bo ta Gwiazda już się więcej nie pojawi na niebie. Spełnia swą rolę i odeszła w zapomniane. Ale ktoś o niej pamięta! Ktoś sprawił, iż znalazła się na Ziemi...


Dziewczynka stała przy oknie wpatrując się w nocne niebo. Uwielbiała to. Tam nie obawiała się niczego. Nie było żadnych ‘złych ludzi’. Był Kot z Cheshire, Syriusz, Mały Książę i wiele innych postaci. Ich się nie musiała obawiać. Oni ją rozumieli. Nawet jeśli czasem krytykowali, ich słowa nie raniły, nie bolały.

Niebieskie oczka obserwowały Gwiazdeczki. Poszukiwały tej wybranej. Żadna jakoś nie pasowała. Nie żeby dziecko było wybredne, ale przecież nie może wziąć takiej ledwo dostrzegalnej. Bo jak ona Ją później odnajdzie?

W końcu po wielu zmaganiach odnalazła. Zaraz koło Polarnej. Z pewnością już jej nie zgubi!

-Ale to jeszcze nie teraz-szeptała do siebie.-Przyjdzie czas. Pamiętam gdzie jesteś. Nie zapomnę. Jesteś mą Szczęśliwą Gwiazdką.

Dziewczyna usiadła na fotelu i z ramionkami wspartymi na parapecie, trzymała swą twarzyczkę w dłoniach. Przyglądała się swej Gwiazdeczce. Uśmiechała się do Niej i w końcu zasnęła.


Matka dotknęła swego Dziecka delikatnie, budząc je ze snu długiego.

-Wybrana zostałaś-szeptała do niej cichutko.

Dziecko wiedziało o co chodzi. Przeciągnęło się i spytało sennie:

-Jakież imię mi nadano?

-Jeszcze żadne. Choć pierwotnie chyba Szczęśliwa Gwiazdeczka-Matka pogłaskała je po główce.

-Czy teraz, cię opuszczę?-przytuliło się do kobiety.

-Tak.

-Na jak długo?-spytało cichutko.

-Prawdopodobnie na zawsze...

-Ach-westchnęło.-Skąd będę wiedzieć co mam czynić? Jak odnajdę swoje dziecko?

-Będziesz-Matka przytuliła mocno swe Dziecko.-Ruszaj.

-To idę. Żegnaj.

I wyruszyło. W swą podróż. W poszukiwanie swego dziecka.


Stąpnęło delikatną nóżką, na grunt nieprzyjazny. Zimno ogarnęło jego małe ciało. Dziecko rozejrzało się dookoła. Pustka.

-Gdzież ja jestem?-spytało. Cisza głucha mu odpowiedziała, że nigdzie. –Cóż mam czynić?-spytało znów. A cisza odrzekła, iż nic.

Nic z tego nie rozumiało. Było zagubione. Dlaczego jego dziecko taki los mu przygotowało? Czy tak już będzie zawsze..?

Opatuliło się ramionkami i zamknęło oczęta. Próbowało porozumieć się ze swym dzieckiem, ale nic to nie dawało. Jakby wieli mur stał na przeszkodzie. Odbijał każde jego słowo. To oznaczało, iż pozostać będzie zmuszone tutaj dłużej.

Wyruszyło więc w tym zimnie w poszukiwanie. By odnaleźć drogę do dziecka swego.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Jak to się zaczęło?

Taki mały pomysł na historię. Co z tego wyjdzie nie wiem. Zobaczy się.
Miłego czytanie (o ile ktoś w ogóle będzie to czytał)


Jak to się zaczęło?

Gdy jesteś dorosły, wszystko jest oczywiste. Nie ma rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. A dziecięce marzenia już dawno zostały porzucone.

Dorastając, porzucamy nasze senne marzenia. Pozostawiamy je w dali. Zapomniane, niespełnione. Robimy to, gdyż taka jest kolej rzeczy. Świat nie daje nam szansy pozostać dziećmi.

Niektórym wydaje się, iż dalej są dziećmi. Jednakże, gdy dojdzie do spotkania z ‘prawdziwym duchem dziecka’, okazuje się, że byli w błędzie. Zapomnieli jak to jest. Być całkowicie swobodnym. Oni po prostu nie dopuszczali do świadomości, iż sidła powagi, dorosłości zacieśniają się na ich sercu.

Więc co się dzieje. Dokąd podążają te minione chwile beztroski? Gdzie znika ten świat, w którym czuliśmy się swobodnie? Dlaczego to znika?

Nikt tego nie wie.

Ale są osoby, które usilnie zatrzymują swe dzieciństwo przy sobie. Bądź chcą je odzyskać. Tylko czy raz porzucone, może powrócić?

Dziewczę siedziało na krzesełku, wpatrując się w monitor. Jej mina była skupiona. Zbyt poważna jak na tą osobę. Brązowe włosy opadały na ramiona, a niektóre na twarz. Zasłaniając niebieskie oczęta. Jeśli by się im przyjrzeć, bez trudu można było dostrzec zagubienie. Palce zbliżone do ust. Znów się czymś stresowała. A może to już tylko taki nawyk, którego się pozbyć było trudno?

Prawa dłoń na myszce, nerwowo co chwilę drgała. I kolejna strona zamknięta. Otwarta inna. Dziewczę wyprostowało się. Coś przykuło jej uwagę. Odgarnęła włosy za ucho.

-Imię, nazwisko, wiek, historia, wygląd, inne-mamrotała do siebie.

Spodobało jej się to. Postanowiła wymyślić postać. Tylko, jaką to?

Przez parę kolejnych dni myślała nad tym. Miała już parę postaci, tych ze swego-pożal się Boże-opowiadania. Ale żadna jej nie pasowała. To musiało być coś nowego!

Piszą, już któryś raz z kolei, imię swej ulubionej jak dotąd postaci, wymyśliła. Z początku miało być to przestawienie literek. Jednak w swym pięknym charakterze pisma, zamiast ‘n’ wpisała ‘m’.

-Więc imieniem jej będzie Nami-zadecydowała.

Nazwisko jej dać chciała swoje, jednak uznała to za zbyt odważne. Więc ją nazwała:

-Saigo Nami

Wiek jej swój dała, co by prościej było.

-Tylko co teraz?-w końcu spytała.

Okresem w jej życiu było, maniakalne oglądanie komedyjnych kreskówek. Nic też bardziej dziwnego, że na tym się wzorowała.

Swą postać za fankę Konaty uznała. Wygląd podobny też jej dała. Nie można powiedzieć, iż dziewczyna była mało oryginalna. Jednak pokłady pomysłowości uśpione były głęboko. Zresztą to początki dopiero.

Charakter przeciwny swemu stworzyła. A może nie do końca? Pewnie to były cechy dziewczyny, ale-podobnie jak pomysły-ukryte. Kazała swej postaci być odważną. Bo tego jej brakowało. Zawsze się panicznie bała-świata, ludzi. Tak już miała. Jeszcze parę cech, których pragnęła, dodała.

-Jeszcze historia została-uśmiechnęła się blado do siebie.

Coś w stylu Kevina jej się nasunęło, ale nie do końca. Wysłała swą postać z Polski do Japonii. Bo tam działa się fabuła. Małoletnią Nami obdarowała wiedzą językową i niesamowitym szczęściem. Z Babcią-zwaną Bunią-osadziła w domku wcale nie ubogim. Życie beztroskie im zafundowała. Pełne zrozumienia i zabawy. Obydwie kochały gry. Nawet je tworzyły. Jak tu narzekać?

-Chyba dobrze...-wątpliwość w jej głosie była niezaprzeczalna.

Narysowała jeszcze tylko swą postać-jak uznała-koślawo.

Niebieskie oczka śledziły regulamin. Przeskoczyła do następnego kroku. Umieszczenie wszystkich informacji. Wpisała, przeprosiła za rysunki, wysłała. Noc to już późna była. A może to była już ranek. Któż to wie. Jednak znów się stresowała. A przecież takie miejsca służą relaksacji. Dla niej nic nie było łatwe. Nawet taka głupotka. Jak to lubiła mawiać, bywa.

Uśmiech pojawił się na spiętej twarzyczce. Zaakceptowali i nawet pochwalili. A tyle strachu było. Więc pozostało tylko zacząć działa.

Już parę dni minęło. Znów siedziała przed monitorem z tą poważną miną. W środku jednak coś zaczęło puszczać.

Bacznie obserwowała co się dzieje na stronie. Bała się trochę mniej. A może to wcale nie Ona? Zawsze gdy tam wchodziła, w postać Nami się wcielała.

Parę tygodni później poznała inną osobę. Dokładnie jej postać. Postanowiła Nami z Nią złączyć miłością. Co się jej udało.

Napisała do Niej. Prywatnie. Zaczęła się znajomość.

Nami coraz częściej pojawiała się w jej życiu i zachowaniach. Pomagała jej. Już nie byłą tylko postacią z forum. Dziewczę wcieliło ją w swe opowiadanie. Zmieniając niektóre aspekty jej historii i wieku.

A później?

Nami nie była tylko fikcją. Stała się rzeczywistością. Taką realną.

Dziewczyna powoli zmieniała się wizualnie jak i osobowo. A wszystko przez i dzięki Nami.