poniedziałek, 4 maja 2015

Opadanie.

Opadanie.

Opadam spokojnie, na północnym wietrze, kołysze mnie łagodnie. Słyszę krzyk rozdrażnionych mew, które nie lubią, gdy narusza się ich teren. Widzę nadciągający sztorm, który już zdążył sprawdzić wytrzymałość małego okrętu na horyzoncie. Boję się tego sztormu. Jeśli złapie mnie w swoje sidła, z pewnością rozerwie na strzępy lub udusi, a później porzuci na rozległej polanie, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Sztorm się nie śpieszy, choć nie jest on też powolny. A ja wciąż opadam uniesiony wcześniej chwilą szczęścia.

Poszukuję własnego lądu, własnego kawałka przestworzy. Pragnę poczuć na sobie dotyk delikatnych dłoni, które wezmą mnie lekko w objęcia, ucałują moje brzegi i schowają w bezpieczne miejsce.

Mewy chowają się w skalnych ranach a ja kołyszę się na boki. Coraz szybciej, łapię niezrównoważone podmuchy powietrza. Unoszę się nad nimi i opadam pod nie. Muskają mnie one swą brutalnością. Opadam w stronę iglastych skał. Nieubłaganie czeka mnie spotkanie z pieniącą się złością fal. Z nieba zaczynają spadać ogromne krople czyichś łez. Sztorm już ty jest, a ja trafiony przez ostrzał czyjegoś smutku i strachu lecę wprost w granatową toń nadziei.
Lecz nagle, gdy już prawie zetknąłem się z nierówną i wzburzoną taflą wieczności, ostry podmuch znów unosi mnie ku górze. Zaczyna mną szarpać niemiłosiernie. Czuje jak kwaśno-słony oddech mojego nieprzyjaciela zacieśnia się wokół, pozbawiając mnie tym samym mojego własnego podmuchu szczęścia.
Boję się stracić moją własność i przyjąć cudze nieszczęście, ale nie mam wyboru. W istocie nikt nie zapytał mnie o zdanie.
Unoszę się coraz wyżej, wbrew wszelkiej logice.

Coraz wyżej, atakowany przez ostre i nieopanowane uderzenia rozszalałych wiatrów. Świat ogrania ciemność, wszystko milczy. Słychać tylko grzmoty i huki. Niebo przeszywa złocista błyskawica; to dziwne , że jest taka piękna. Ogromnie pragnę znaleźć się bliżej niej, ale nie mogę. Nie mam nad sobą żadnej kontroli.

Pioruny rozświetlają ciemności, uderzają w przestrzeń, w ziemię i słupy, mające uchronić ludzi przed tą złowrogą pięknością. Te błyskawice dają nadzieję, pomimo, że są tak niebezpieczne. Wciąż nie mogę ich dosięgnąć, choć jestem tak wysoko. Niemal stykam się z mrocznymi kłębami, które przez tyle czasu zgromadziły w sobie tyle zazdrość, aż w końcu wyładowały ją na całym świcie. Sztorm nie ma dla mnie litości. Tarmosi mnie i niszczy moją wytrwałą, lecz kruchą strukturę. Pozbawia mnie moich barw, powoli, lecz boleśnie. Każda utracona część oddala się ode mnie natychmiast lub krąży wokół. Czyżby była szczęśliwa, że teraz prowadzi oddzielne życie? Za chwilę znika porwana przez kolejne prądy powietrza.
Gęste kłęby pożerają mnie w całości. Przez chwilę panuje zastój. Jakby wszystko zamarło, ale wiem, że tak nie jest. Właśnie w tym momencie spokoju czuję ostatnie, niesamowicie mrożące i bolesne uderzenie. Jego siła wyrzuca mnie poza gęsty kłąb. Unoszę się ponad niego a wokół mnie rozpościera się szerokie niebo, udekorowane w barwy ciepła. Delikatny błękit przeplata się ze słabym fioletem i intensywnym pomarańczem. Ten obraz koi moją zmęczoną postać. Wiem, że to już koniec. Nawet jeśli pode mną wciąż szaleje burza, to ja już nie mam nią nic wspólnego.

Ciepły podmuch południowego wietrzyku pcha mnie w stronę słońca. Teraz mogę już tylko spłonąć lub opaść jak niepotrzebna gałąź. Szybko, w głębinę morza.
Opadam.

- Popatrz jakie śliczne. Takie piękne, choć nieco zniszczone. Jak myślisz, skąd się tutaj wzięło?
- Możliwe, że przybyło z tym wczorajszym sztormem.
- Ah, z tą okropną burą?
- Tak sądzę.
- Wezmę je do domu.
Czuję jak coś podnosi mnie i delikatnie otrzepuje z grudek piasku. Delikatnie palcem wygładza moje wystrzępione brzegi.
Dziewczyna chowa mnie do kieszeni turkusowej koszuli, tak, że wystaje z niej tylko czubkiem. Czuję jak pod warstwą materiału bije serce.
- To naprawdę piękny okaz.
- O tak, zajmę się należycie i pokażę reszcie.
- To jedno z ciekawszych piór, które do tej pory znalazłaś.
- Prawda, mam wrażenie, że to Piórko ma długa historię.
- I przebyło długą drogę, byś je odnalazła.