poniedziałek, 31 października 2011

RAiN: Drzewko Pomarańczowe.

Taki przerywnik. Znów niedotyczący głównego powiadania (które powinnam skończyć, ale jakoś mi to nie wychodzi). Opowiadanko zawiera fragmenty z książki "Moje drzewko pomarańczowe" (którą polecam niezmiernie), więc żeby sobie nie robić spoilerów, to nie czytać kwestii podkreślonych. 
Wiem, ta część jest dość niezrozumiana. Ale to nie o to chodzi. Po prostu musiałam coś napisać, aby dać upust emocjom.

Z cyklu "Rozmowy Alisonka i Nami"
Drzewko Pomarańczowe.

Siedzieli jak zwykle koło siebie. Niczym jak  na spotkaniu jakimś, gdzie trzymać się blisko siebie trzeba by nie zagubić się po drodze. Ale tylko one dwie. W sumie nic nadzwyczajnego.
Jasnowłose dziewczę trzymało oburącz książkę. Na okładce: drzewo, pociąg i mały chłopiec. Chude literki głosiły „Moje drzewko pomarańczowe”. Bowiem taki tytuł nosiła ta książka.
Na oparciu zielonej sofy siedziało wygodnie morskookie dziewczę. Jakby też czytając, ale wcale tego nie czyniąc. Wpatrywała się w  białogłowę i zastanawiała nad jej postępowaniem.
Obok siedziała Słuchawkowa. Mając oczywiście na uszach rzekome. Również wpatrywała się w czytającą. Także w zamyśleniu.
Nikt ich nie widział . Niny i Nami.
W pokoju panowała wrzawa. Dzieciaki „biegały” po pokoju i drażniły się nawzajem. Dorośli rozmawiali o czymś, chyba mało istotnym. Bynajmniej w tej chwili Al wszystko było obojętne. Była zaczytana. A bynajmniej takie chciała sprawiać wrażenie.
Choć nie można jej nic zarzucić. Czytać naprawdę czytała. Nawet w skupieniu. Miała zamiar dziś skończyć tą książkę. Którą to zaczęła ponad rok temu. Gdy tu była ostatnio.
A opowieść była naprawdę fascynująca, inspirująca i wzruszająca. I pomyśleć, że mówiła tylko o jednym małych chłopcu i jego rodzinie, otoczeniu. To nie spotykane. I że takie rzeczy naprawdę mają miejsce. Bądź miały.

"[...]-  Boże Święty! Nigdy jeszcze nie spotkałem stworzenia tak spragnionego miłości jak ty. Wiesz, że nie możesz się tak bardzo do mnie przywiązywać... [...]Popatrzyłem na Maluszka z czułością. Teraz, kiedy odkry­łem, czym jest czułość, wszystkich, których lubiłem, starałem się tak traktować.[...]"

Po jej plecach przeszedł delikatny dreszcz .Rozejrzała się po pokoju.  I wróciła do czytania
  
"[...]Mówili o Mangaratibie.

-    I co, zderzył się z autem?
-    Tak, z tym pięknym samochodem seu Manuela Valada-resa.
[...]
Co się stało, Zeze?

Nie mogłem z siebie wydusić słowa. Do oczu napłynęły mi łzy. Ogarnęło mnie jakieś szaleństwo Pragnąłem tylko biec i biec, i dotrzeć tam jak najszybciej. Serce bolało mnie bardziej niż brzuch Nie miałem już nikogo więcej na świecie.[...]"

Oczęta jej się zaszkliły. Czytała dalej w napięciu.

"[...]-    Oddaj mi mojego Portugala, Jezusku. Musisz mi oddać mojego Portugala...[...]"

-Chyba nie masz zamiaru płakać?-niebieskowłose stworzenie zamachało nogami.
Lecz Ali nie odrywała wzroku od książki. Łzy prawie poleciały, jednak to się nie stało.
-To nie tylko z powodu książki, prawda?-Nami nie dawała za wygraną
-Dlaczego tak zrobiła?
-Nie mam pojęcia...
-A ja tak się cieszyłam.
-Sama jesteś sobie winna-rzekła cicho Nina posępnym głosem.-Przeczuwałaś, że tak to się skończy, a mimo to pozwoliłaś owładnąć sobą  emocjom.
-Ale... Mogła nie mówić, ze się zjawi. To trochę niesprawiedliwe.
-Właśnie Nina. To nie  jest wina Al. Przecież wszyscy wiem, jaki ma temperament. I Ona też wie o tym.
-Nie szkodzi.
-Szkodzi. Nie będę brała znów winy na siebie-stwierdziła pochmurnie Al.
Starsze dziewczyny uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.

"[...]-To nic nie da, tatusiu. To nic nie pomoże...

I patrząc na jego twarz, także mokrą od łez, wyszeptałem, jak martwy:
Już je ścięli, tatusiu. Już tydzień temu ścięli moje drzew­ko pomarańczowe.
[...]To Ty nauczyłeś mnie, czym jest czułość w życiu, mój kochany Portugalu.[...]"

Zamknęła książkę. Wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić. I odłożyła książkę.
Dorośli spojrzeli na nią.
-To co, teraz kolejna? 
Spytali rozbawieniu. Dziewczę uśmiechnęło się do nich i przyłączyło do picia herbaty.

-A więc ostatnie spojrzenie?-Nami popatrzyła na Al.
Ta odwróciła wzrok od pokrytego nocą miasta pełnego świateł. Jakże złudnych. Kiwnęła lekko głową I weszła do pociągu.
Znaleźli wolne miejsca w przedziale. Położyli plecaki na miejscu dla nich przeznaczonych.  I usiedli w fotelach. Panował mrok. Tylko na korytarzy tliło się jasne światło.
Pociąg ruszył niemal niewyczuwalnie. Nina i Nami siedziały obok Alisona. Reszta pasażerów pogrążała się we śnie, bądź pochłonięci byli głębokimi zamyśleniami. Tak jak Ali.
Dziewczę wyciągnęło telefon, napisało jakąś wiadomość.
-Nie odpisze-szepnęła do siebie.
I nacisnęła zieloną słuchawkę. Wiedziała jaki będzie finał tej próby, lecz uczynić to musiała.
-Ehh, przecież wiesz, że nic Ci to nie da-Nina westchnęła cicho.
Blond dziecię wzruszyło ramionkami. Schowało telefon.
Modre oczęta wyglądały na przemykające ciemne obiekty za oknem. Coraz szybciej. Miasto znikało coraz  bardziej. Znikały jasne światła różnych telebimów i innych wynalazków.
-Alis....
Nami chciała coś powiedzieć, jednak wstrzymała się. Głos pełen współczucia.
-Alis...
Powtórzyła Nina głosem pełnym troski. Jednak również nie dokończyła.
Dziecięce oczka zaszkliły się. A zaraz po tym  po zarumienionych policzkach spłynęły pierwsze łzy. Ich słony smak poczuła zaraz po tym, na swych zaciśniętych ustach. Nie rozpłakała się zbyt rzewnie. Przecież była w pociągu. Poza tym nie da takiej satysfakcji. Jednak tym pierwszym największym łzom pozwoliła płynąć.
Miasto zniknęło całkiem i nieodwracalnie.
-To niesprawiedliwe...
Szepnęła do siebie i schowała twarz w szalik.