czwartek, 2 maja 2013

ZW: Mieszkanie Mieszkańca.

Dam, dam, dam i mamy kolejną serię, haha. Tym razem faktycznie się ona różni od tamtych. Bo jest ona Zapiskami z Warsztatów, czyli tym co powstało na rzeczonych :)


  • w
  • pod
  • z
  • obok
  • za
  • przed


ZW: Mieszkanie Mieszkańca.


Mieszkam, tak mi się zdaje, bo często słyszę, że tylko tam śpię.
Mieszkam na jednej z konstelacji. Dość miłej, gdy się o niej obrazowo pomyśli. Ma białe futerko, czarny nosek, myślę, że zawsze dba o swoje dzieci. Ale to tylko zobrazowanie nazwy, która wisi nad czerwonymi drzwiami. Wielka - bez wątpienia, bo to przeczcież są aż dwa długie, 10-ćio piętrowe bloki. Niedźwiedzica - w to już mniej można wierzyć, bo w zimie jest bardzo chłodno, przynajmniej mi.
Mieszkam pod dwójką miłych ludzi. Są wspaniałym małżeństwem już naprawdę długo. A na dół zawsze schodzą schodami, wtedy mówię im „dzień dobry”, bo inaczej ich nie widuję.
Mieszkam z dziwnym stworzeniem, które mianuje się moim Bratem. Wciąż okupuje mój pokój, wyjada jogurt i wiecznie rozmawia z kimś po drugiej stronie monitora.
Mieszkam za piecem… to nieprawda, choć mogłabym tam żyć, ale nie mam pieca. Myślę, że mieszam za zachodem słońca. Wieczna noc mnie otacza, nie zawsze, ale z niej pamiętam najwięcej. Gwiazdy rzadko są widoczne z mojego okna, ale Księżyc często do mnie zagląda. Bezczelny, prawie noc w noc wtyka nos w moje sprawy. Podpowiada głupoty, ale Go lubię. Jest moim towarzyszem w długie godziny nocy. Słońce mnie nie lubi, szybko ucieka na drugą stronę bloku, gdzie zajrzeć mogę przy obiedzie.
Mieszkam przed niebieską ścianą. Dosłownie, żaden tam błękit czy inna odmiana tej barwy. Moja ściana ma długą historię, ale niezbyt ciekawą (dla Was). Przypomina mi ona o prawdziwym domu w TAM. Znaczy się, prawdziwym dla mnie i postaci, które (dla odmiany) mieszkają we mnie.
W TAM stoi mały, uroczy domek. Między polem lawendy i pośrodku świata. Przechadzam się tam często, gdy mieszkanie w czterech ścianach Ziemi mnie męczy. Mieszkam w różnych miejscach.

Jestem mieszkańcem, bo mam prawie własny kawałek podłogi. Mam tam swoje książki, rysunki, pluszaki, słowa, myśli i marzenia. Nie należy to do nikogo, poza mną oczywiście. Te kilka desek mogłoby leżeć gdziekolwiek, to znaczy, nie muszą być tam, gdzie teraz, by były moje.
Jestem mieszkańcem swojego życia i umysłu, tak mi się zdaje, bo czasem gubię się w tym labiryncie. Ale to jeszcze nie znaczy, że ktoś inny żyje w moim ciele. A może jednak?
Jestem mieszkańcem kolorowych ubrań, choć czasem bywają one całe czarne. Są wygodne, a dla smaczku dodaję kolorowe rajstopy.
Jestem mieszkańcem cudzych słów i zwierzeń, otulam się nimi każdego dnia w godzinach przedpołudniowych i wieczornych. Południe zachowuję dla siebie samej.
A tak przyziemnie – jestem mieszkańcem kosmicznego osiedla, ostatniej (bądź pierwszej) ulicy, rodzinnego miasta, najcieplejszego regionu (czy też województwa), kraju, z którego młodzież ucieka i nie ma składu ani ładu, pasjonującego kontynentu oraz niegdyś zielono-niebieskiej planety.