- w
- pod
- z
- obok
- za
- przed
ZW: Mieszkanie Mieszkańca.
Mieszkam, tak mi się zdaje, bo często słyszę, że tylko tam
śpię.
Mieszkam na jednej z konstelacji. Dość miłej, gdy się o niej
obrazowo pomyśli. Ma białe futerko, czarny nosek, myślę, że zawsze dba o swoje
dzieci. Ale to tylko zobrazowanie nazwy, która wisi nad czerwonymi drzwiami.
Wielka - bez wątpienia, bo to przeczcież są aż dwa długie, 10-ćio piętrowe bloki.
Niedźwiedzica - w to już mniej można wierzyć, bo w zimie jest bardzo chłodno,
przynajmniej mi.
Mieszkam pod dwójką miłych ludzi. Są wspaniałym małżeństwem
już naprawdę długo. A na dół zawsze schodzą schodami, wtedy mówię im „dzień
dobry”, bo inaczej ich nie widuję.
Mieszkam z dziwnym stworzeniem, które mianuje się moim
Bratem. Wciąż okupuje mój pokój, wyjada jogurt i wiecznie rozmawia z kimś po
drugiej stronie monitora.
Mieszkam za piecem… to nieprawda, choć mogłabym tam żyć, ale
nie mam pieca. Myślę, że mieszam za zachodem słońca. Wieczna noc mnie otacza,
nie zawsze, ale z niej pamiętam najwięcej. Gwiazdy rzadko są widoczne z mojego
okna, ale Księżyc często do mnie zagląda. Bezczelny, prawie noc w noc wtyka nos
w moje sprawy. Podpowiada głupoty, ale Go lubię. Jest moim towarzyszem w długie
godziny nocy. Słońce mnie nie lubi, szybko ucieka na drugą stronę bloku, gdzie
zajrzeć mogę przy obiedzie.
Mieszkam przed niebieską ścianą. Dosłownie, żaden tam błękit
czy inna odmiana tej barwy. Moja ściana ma długą historię, ale niezbyt ciekawą
(dla Was). Przypomina mi ona o prawdziwym domu w TAM. Znaczy się, prawdziwym dla
mnie i postaci, które (dla odmiany) mieszkają we mnie.
W TAM stoi mały, uroczy domek. Między polem lawendy i
pośrodku świata. Przechadzam się tam często, gdy mieszkanie w czterech ścianach
Ziemi mnie męczy. Mieszkam w różnych miejscach.
Jestem mieszkańcem, bo mam prawie własny kawałek podłogi.
Mam tam swoje książki, rysunki, pluszaki, słowa, myśli i marzenia. Nie należy
to do nikogo, poza mną oczywiście. Te kilka desek mogłoby leżeć gdziekolwiek,
to znaczy, nie muszą być tam, gdzie teraz, by były moje.
Jestem mieszkańcem swojego życia i umysłu, tak mi się zdaje,
bo czasem gubię się w tym labiryncie. Ale to jeszcze nie znaczy, że ktoś inny
żyje w moim ciele. A może jednak?
Jestem mieszkańcem kolorowych ubrań, choć czasem bywają one
całe czarne. Są wygodne, a dla smaczku dodaję kolorowe rajstopy.
Jestem mieszkańcem cudzych słów i zwierzeń, otulam się nimi
każdego dnia w godzinach przedpołudniowych i wieczornych. Południe zachowuję
dla siebie samej.
A tak przyziemnie – jestem mieszkańcem kosmicznego osiedla,
ostatniej (bądź pierwszej) ulicy, rodzinnego miasta, najcieplejszego regionu (czy
też województwa), kraju, z którego młodzież ucieka i nie ma składu ani ładu,
pasjonującego kontynentu oraz niegdyś zielono-niebieskiej planety.