środa, 30 listopada 2011

TAM: Za wczesny Poranek

Ponownie przerywnik. W sumie z cyklu RAiN. Jednakże, bardziej z cyklu TAM, więc tak jest.

TAM: Zawczesny Poranek

Dom pogrążony w ciemnościach i głuchej ciszy. Słońce dnia tego ociągało się niemiłosiernie. Leniwie wyłaniając się zza  horyzontu. Tworząc na niebie ciepłe smugi światła.
Jedna osoba zaledwie, będąc z natury porannym ptakiem, siedziała w głębokim milczeniu na blacie szafki. Wpatrując się w małe okienko czekała na moment zagotowania się wody.
W kuchni pachniało gruszkami. Pozostałość po wczorajszym cieście, które Dziecko tak skrupulatnie przygotowało. Ku uciesze wszystkich oczywiście. Z polewą lukrową. Smakowało wyśmienicie. A teraz pozostawał tylko słodki aromat grusze jesiennych.
Zielony czajniczek zaczął pogwizdywać cicho. Lecz dość szybko został uciszony.
-Bo mi pobudzisz domowników.
Szeptem uspokoiła go szarowłosa dziewczyna, nie odrywając wzroku od okna. Chwilę jeszcze przyglądała się mgle opadającej na drzewa i rośliny pogrążające się powoli we śnie.
Bezszelestnie zeskoczyła z blatu. wyciągnęła kubek i zaczęła szukać herbaty. Jednak znaleźć jej nie mogła.
-Nami ją znów schowała?
Spytała siebie półgłosem.
-Myślę, że jest w górnej szafce, po prawej, za słoikiem wanilii.
Ktoś wszedł do kuchni. Szarowłosa ruszyła rzekomej kryjówki. Nie musiała się odwracać. Znała głos każdego domownika.
-Al, nie możesz spać?
Spytała z troską, przewracając rzeczy w szafce. Mimo swego wysokiego wzrostu musiała stanąć na palcach, by dojrzeć kolorowe pudełko ukryte w głębi szafki.
-Mam.
Stwierdziła wyciągając znalezisko z czeluści kryjówki.
Mała postać stała bez słowa w wejściu. Jakby nie będąc przekonaną czy powinna wejść. W końcu jednak podeszła bliżej stołu.
-Nina...
Zaczęła cicho szeptem lecz nie mogła nic więcej powiedzieć.
-Tak skarbie?
Szarowłosa natychmiast się do niej odwróciła. W swych ruchach miała wiele wyczucia. Znała świetnie każdego mieszkańca tej małej oazy. I tym razem miała rację. Blond dziewczę stało obok stołu, obejmując się rękoma. Bynajmniej nie z zimna. Jej modre oczka lśniły w słabym świetle poranka przedzierającego się przez mgłę.  Łzy szkliły się w nich cicho. Patrzył na szarowłosą nic nie mówiąc, o nic nie prosząc. Nie musiały. Nina doskonale wiedziała o co chodzi. Jednym dużym susem zjawiła się obok dziewczęcia. Objęła rękami i przytuliła do siebie. O nic nie pytała. To było całkowicie zbędne.
Usiadła na krześle, sadzając sobie dziewczę na kolanach. Dalej tuląc do siebie, szeptała jej coś do ucha.
Siedziały tak dłuższy czas. Dalej panowała cisza.
Słońce rzucało coraz więcej swych promieni przez małe okienko. Mgła opadła już całkiem. Woda parowała, z wolna tracąc swe właściwości parzące.
Nic się nie zmieniło. Tylko poranna cisza wzbogaciła się w miarowe oddechy śpiącego dziewczęcia w objęciach Niny.