piątek, 6 grudnia 2013

Niekontynuujący ciąg dalszy.

Pobłażam sobie. Kolejny dzień i następne kilka godzin na pisaniu. Sprawia mi to przyjemność! Tak, to kontynuacja wczorajszego. 
Przy pisaniu - OST z "Frozen" oraz Mumford & Sons

Śnieżny Celt



Stała oparta o regał. W dłoni trzymała ilustrowaną powieść zatytułowaną „Biały Kieł”. Uwielbiała rysunki z tego wydania. Wciąż nie mogła się nadziwić precyzji i lekkości kreski. Sama chciała w przyszłości stworzyć ilustracje do którejś powieści. Uważała, że rysunki są bardzo ważnym elementem książki. Te nie posiadające żadnych dodatków uważała za suche i smutne. Same litery, nie było na czym zawiesić oka. Z drugiej strony, ilustracje zawsze stanowiły jakieś narzucenie się czytelnikowi. Sprowadzenie go na własne wyobrażenie.
Przyglądała się smukłej dziewczynie, która z namaszczeniem przesuwała palcami po okładce bordowej książki. Uśmiechała się. „Czyżbyśmy mieli nowy nabytek?” – zastanawiała się. Już kilka razy widziała tutaj tę wątłą postać, ale nigdy nie udało jej się nawiązać z nią kontaktu. Można by powiedzieć, że była jej cichym prześladowcą. Zawsze odprowadzała ją do końca regałów i obserwowała wszystkie poczynania. Zawsze ciekawiło ją w jaki sposób ta młoda istota wybiera książki.
Dziewczyna przytuliła do siebie książkę i rozejrzała się dookoła, po czym natychmiast przeszła koło niej i niemal uciekał. „W końcu mnie zauważyła?” – kobieta nie wyglądała na zmartwioną, wręcz przeciwnie. Widziała jak srebrne oczy unoszą się na wysokość jej szyi. Czuła się tym trochę zawiedziona, bo miała nadzieję, że ich wzrok w końcu się spotka, ale widocznie za dużo wymagała od tej płochej dziewczyny.
Ruszyła za nią. Spokojnie i bez pośpiechu. Nie chciała jej całkowicie wystraszyć, tylko zobaczyć co zrobi. Tak jak się spodziewała, dziewczyna nie zdołała z siebie wydusić nic więcej niż numer karty. Podeszła do niej.
- To bardzo dobra książka – zagadnęła.
Nastało milczenie, tak jak się spodziewała. Sprawdzić musiała czy to zadziała, bo nigdy nie wiadomo. Nie podziałało, ale nie było to nic straconego. Wciąż miała powód do bycia zadowoloną. Uśmiechała się więc lekko.
Po chwili wpatrywania się w okno kobieta przypomniała sobie, że książka, którą dziewczyna wypożyczyła przed sekundami, posiada drugi tom. I że to ona jest w jego posiadaniu.

*

Ułożyła brązowe buty na specjalnym dywaniku, żeby nie zamoczyć paneli.
- Miłka! Ominęła cię naprawdę świetna scena – weszła do salonu, gdzie siedziała kobieta pod kocem.  Opadła na fotel.
- Czyżby? – kobieta spojrzała na nią z zaciekawieniem. Mogła jej wierzyć na słowo, ponieważ obie były naprawdę wybredne jeśli chodziło o wydarzenia.
- Kojarzysz tę dziewczynę, Amelię?
- Nigdy nie patrzy mi na twarz.
- Tak, i przychodzi tylko w te dni, kiedy ty pracujesz.
- I co z nią?
- Dzisiaj była w bibliotece. I wyobraź sobie, że wypożyczyła książkę!
- Co w tym takiego świetnego? – kobieta oderwała wzrok od pliku kartek.
- Ludmiła!
- Już, już, spokojnie, opowiadaj dalej – wpatrywała się w nikły uśmiech koleżanki.
- Szukałam tej książki dla ciebie, swoją drogą nie rozumiem, dlaczego nie mogłaś zrobić tego sama? – spoglądała na opatuloną kocem kobietę.
- Gdybym mogła, to siedziałabym za ladą a nie sama w mieszkaniu… Mam już dość ślęczenia w tych czterech kontach. Nic się tutaj nie dzieje… - przewróciła oczami.
Była jedyna rzecz, której Ludmiła naprawdę nienawidziła – bezczynność. Siedzenie w domu męczyło ją i pozbawiało witalności. Wolała siedzieć z zatkanym nosem w pracy, ale szefowa kategorycznie jej tego zabroniła. „Głupie przepisy” – stwierdziła.
- Nieważne. Szukałam tej książki i wtedy natknęłam się na Nią w dziale literatury angielskiej. Stała tam z przymkniętymi oczami, jakby te stare tomiszcza do niej mówiły. Nie mogłam się powstrzymać, musiałam się zatrzymać, żeby się temu przyjrzeć.
- Niech zgadnę, wyczuła, że tam jesteś.
- Oczywiście, jak zawsze, ale tym razem spostrzegła moją osobę.
- O, zaczepiłaś ją?
- Nie, nie od razu.
Ludmiła wpatrywała się w kobietę w skupieniu, czekała na kontynuację. Amelia była jedną z tych charakterystycznych osób, które samym wyglądem zwodziły człowieka. Wątła postać, zawsze ubrana na czarno, w ciężkich butach sprawiała wrażenie groźnej, a nawet niebezpiecznej. Odczucie to pryskało, gdy tylko się coś do niej powiedziało. Jasne policzki nabierały odcieniu różu, a słowa wypowiadane były w bardzo cichej tonacji. Amelia wzbudzała sympatię Ludmiły.
- A. Poszłam za nią, myślałam, że zostawi książkę i ucieknie, ale mnie zaskoczyła. Postanowiła ją wypożyczyć. Wiesz co to było?
- Nie mam pojęcia Wilczku.
- „Cú glas” !
- Twoja ulubiona powieść?
- Zgadza się. Zatem powiedziałam jej, że to bardzo dobra powieść, a ona uciekła. Widziała mój wisior, bo nie zdołała spojrzeć mi w twarz… Później przypomniałam sobie, że drugi tom tej książki mam tutaj, w domu.
- I co zrobiłaś?
- Nic, lecz to oczywiste, że Amelia przyjdzie po nią jutro. To tak pewne, jak to, że dwa plus dwa to cztery.
- Jutro w końcu kończy mi się chorobowe – Ludmiłę ucieszyła ta myśl. – Możesz zrobić nam karmelową kawę.
- O nie! Siedzisz tu cały dzień a ja jeszcze mam przygotowywać ci kawę?
- Nie mi a nam – posłała jej zalotne spojrzenie.
- Nie ma mowy – wstała z fotela. – Idę przygotować plan, ha!
I wyszła. Ludmiła wygrzebała się spod koca i poszła zaparzyć kawę.

*

Kobieta zaczęła przekładać książki na półce, wiedziała, że gdzieś tutaj jest ten drugi tom. Nie miała co do tego wątpliwości. Niestety należała ona do osób chaotycznie zorganizowanych, nie miała pamięci do takich spraw. Odkładała rzeczy na swoje miejsce, ale porzucała o tym pamięć po fakcie. Wszystko co czyniła, robiła instynktownie. Podążała za przeczuciem, które pchało ją w tę a nie inną stronę. Nigdy nie sprzeciwiała się temu uczuciu. Zdarzyło się, że kilka razy zaprowadziło ją na fałszywy trop, ale tych przypadków było o wiele mniej niż dobrych kierunków.
W końcu wydostała bordową książkę z celtyckimi zdobieniami na okładce. Wiele razy zastanawiała się  w jaki sposób one w ogóle nawiązują do całej historii. Prócz powiązania z tą kulturą nie miały wiele wspólnego z historią, która mieściła się na stronnicach powieści. Żadnego punktu odniesienia do wilków czy klątw. Właściwie, po dłuższym przestudiowaniu ich doszła do smutnego wniosku, że stanowią tylko bezsensowną imitację celtyckich symboli. Bardzo zawiódł ją tą fakt, ale i tak uwielbiała tą książkę. Wspaniały zbiór informacji i inspiracji. Oba tomy zawierały fantastyczne ilustracje, w tym kopie starych szkiców druidów.
Odłożyła tom na biurko i przysiadła do niego. Czytała go już kilkanaście razy, ale nigdy jej się nie nudził. Z zafascynowaniem odkrywała nowe perspektywy, z których mogła spojrzeć na bohatera i jego historię. Nieraz zresztą identyfikowała się z postacią wilczą tej powieści. Nie mogła sobie odmówić tej przyjemności i tym razem.

*

Ludmiła weszła do pokoju i dostrzegła kobietę nachyloną nad książką. Podeszła do niej cicho i położyła rękę na ramieniu.
- Nie sądzisz, że powinnaś już pójść spać. Skoro nie zamierzasz dokończyć proje… - przerwała bo nagle zorientowała się, że kobieta jej nie słucha. Nie, żeby koleżanka ją ignorowała, ona po prostu spała. Policzek miała oparty na otwartej dłoni i zamknięte oczy. – Jesteś niemożliwa – zaśmiała się cicho.
Miłka przyzwyczaiła się, że jej współlokatorka jest zdolna do różnych absurdalnych rzeczy. Kiedyś znalazła ją śpiącą w kabinie prysznicowej, na stojąco. Na szczęście w ubraniu! Jakimże szokiem by było, gdyby zastała kobietę nago. Nie chciała sobie tego nawet wyobrażać. Ludmiła troszczyła się o tą dziwaczną osobę, która zdawała się być samotnikiem, mimo niesamowitego temperamentu i zdolności przywódczych. Osoba zwana Wilczkiem zawsze była pełna pomysłów i umiała znaleźć wyjście z sytuacji, przy tym nigdy się nikomu nie narzucała na siłę. Miała poważny problem z relacjami, każdy jej związek kończył się w przeciągu paru miesięcy. Miłka wiele razy pocieszała ją po rozstaniach, tyle, że sama nie byłaby w stanie zliczyć. Nie mówiąc już, że od dawna przestała zwracać uwagę na imiona osobników podejrzanych o bycie z artystką.
- No już – szturchnęła kobietę w bok.
Żadnej reakcji. Mogła się tego domyślić. To była jedna z licznych cech, która je różniła. Wilczek była bardzo spokojna i zawsze spała twardo, za to Ludmiła miewała z tym problemy. Byle szmer był w stanie wyrwać ją ze snu. Miłka po prostu wiecznie czuwała, czekała, choć sama nie wiedziała na co dokładnie. Zawsze martwiła się o wszystko.
Zaczęła zastanawiać się, jak mogłaby przenieść koleżankę na łóżko, ale nie dopatrzyła się żadnej możliwości. Co prawda, była masywniej zbudowana, ale nie widziała siebie w roli zgrabnego księcia. Spróbowała ją obudzić.
Artystka spojrzała na nią, zdziwiona jej obecnością.
- Już tak późno? – było dla niej oczywistym dlaczego Ludmiła była w jej pokoju.
- Całkiem. Spanie w tej pozycji nie przyniesie ci nic dobrego.
- Jasne – ziewnęła zasłaniając usta ręką.
Kobieta była przewrażliwiona na punkcie manier tak zwanego bon tonu, w tym punkcie zgadzała się całkowicie ze swoją współlokatorką. Jednakże żadna z nich nie przejmowała się zbytnio konwenansami społecznymi. Wiedziały jakie są zasady dobrego zachowania, ale nie przyjmowały do wiadomości tego co „wypada”, a co nie. Ściśle trzymały się swoich poglądów. Pogodnie przyjmując każdy dzień i otaczających ludzi. Miłka nieco lepiej sobie z tym radziła, bo była typem towarzyskim. W końcu spędzała całe dnie na kontakcie z innymi ludźmi. Miała o tyle ułatwione zadanie, że mniej więcej nadawała na tych samych falach co oni, choć znaleźli się tacy, co woleli z nią nie nawiązywać rozmowy.
Przeniosła się na łóżko. Zrzuciła z siebie tylko spodnie i bluzkę. Ludmiła odwróciła wzrok i stanęła koło drzwi. Powinna się przyzwyczaić do tej bezpośredniości współlokatorki, a jednak takie sytuacje zawsze wpędzały ją w zakłopotanie.
- Mam cię rano obudzić, czy sama później przyjdziesz do biblioteki?
- Kto powiedział, że zamierzam tam iść? – kobieta wsunęła się pod kołdrę.
- To oczywiste.
- Wcale nie… ale masz rację, mam zamiar się tam jutro zjawić.
- Sama przyjdziesz?
- Możesz spróbować mnie obudzić – opatuliła się materiałem po same uszy. – Dobranoc Miłka.
- Dobranoc Wilczku – wyszła z pokoju gasząc światło.
Brała pod uwagę dwie opcje. Rano koleżanka już o samym świcie będzie gotowa, albo nie będzie sposobu by ją obudzić. Kobietę ciekawiło, która z tych możliwości okaże się poprawna.

*

Nie mogła spać. Do pewnego momentu wychodziło jej to bez problemu, ale później obudził ją telefon. Nie budzik, nigdy ich nie używała. Telefon dzwonił przez dobre dwie minuty, aż w końcu kobieta się obudziła i go odebrała.
- Tak? – powiedziała zaspa.
- Nou! – krzyknęła kobieta po drugiej stornie.
- Musisz się tak wydzierać od samego rana?
- Tak, inaczej byś mnie zignorowała.
- Prawdopodobnie.
- Dlaczego wczoraj nie przyszłaś?
- Byłam trochę zajęta.
- Kłamiesz…
- Magda, wiesz, że nie mam w zwyczaju kłamać… Była zajęta swoimi sprawami.
- W takim razie to twoja wina!
- Co takiego?
- Pokłóciłam się z Elą, znowu…
- I to moja wina ponieważ..?
- Wczoraj nie przyszłaś.
- Dobrze, niech będzie moja wina. Do usłyszenia – i się rozłączyła.
Telefon znów zaczął dzwonić, ale Nou nie zamierzała odbierać. Wiedziała, że Magda zacznie jej narzekać na Elę, albo na siebie, zależy jaki miała nastrój. Dziś zanosiło się na afront. „Później się z nią spotkam to się nasłucham” – stwierdziła pogodnie i wyciszyła komórkę. Próbowała spać dalej, ale nie mogła już zasnąć. Zachęcona tym faktem wstała i udała się do kuchni. Ludmiła jeszcze spała, więc Nou stwierdziła, że dziś jej kolej na zrobienie śniadania.

*

- A gdzie karmelowa kawa?
- Jak możesz pić to od samego rana?
- To napój bogów – zaśmiały się równocześnie.
Żadna z nich nie wierzyła w Bogów. Nou była wyznawcą Druidów i duchów przewodników. Ludmiła próbowała się kiedyś połapać w tych reinkarnacjach i przeistoczeniach, ale nie dała rady, to nie było na jej głowę. Ona sama wierzyła tylko w potęgę słowa i ludzkiej twórczości, nic poza tym. Nou miała więcej do czynienia z bogami niż Miłka, ale tak naprawdę żadna z nich nie miała za wiele wspólnego z bóstwami.
- Mogę ci przygotować tą boską miksturę do termosu, chcesz?
- Niech będzie – ulotniła się z kuchni, musiała się jeszcze doprowadzić do stanu użytkowego. Nawet jeśli siedziała cały dzień za biurkiem, musiała jakoś wyglądać.
Nou już dawno była ubrana i uszykowana. Gotowa na to co postawi jej los. Była bardzo ciekawa czy się pomyliła. Liczyła na to, że nie.

*

Siedziała w wygodnym fotelu. Gdy po raz pierwszy tutaj przyszła była zdziwiona wystrojem tego miejsca. Czytelnie zawsze kojarzyły jej się z twardymi krzesełkami i kwadratowymi stołami, a tutaj proszę, taka wygoda. Dlatego uwielbiała to miejsce. Cisza, która była odgórnie narzucona przez przepisy i odosobnienie. Czasami można było zobaczyć kogoś ciekawego albo podłapać interesujący temat. Była to przestrzeń, która zaraz po jej własnym pokoju, napełniała ją największym natchnieniem. To właśnie tutaj stworzyła większość swoich prac. Czerpała inspirację z książek i urywków rozmów. Później siedziała dniami w fotelu i dopracowywała detale. Zawsze była skrupulatna w swoich rysunkach. Pewnie dlatego postanowiła załapać się do kadry ilustratorów.
Czas niemiłosiernie się jej dłużył. Miłka kilka razy zaproponowała jej, żeby dokończyła projekty, które musiała zrealizować, ale przecież musiała pilnować, czy Amelia się nie pojawi. Byłaby na siebie zła, gdyby przegapiła pojawienie się dziewczyny. Głównie dlatego, że wciąż miała w posiadaniu drugi tom książki o wilczym mężczyźnie. Mogła go odnieść na półkę i nie musiałaby się przejmować, ale nie chciała tego robić. Miała zamiar sama go wręczyć Amelii do rąk własnych.
Dochodziła dziesiąta.
Wpatrywała się w okno, uważnie obserwowała jak śnieg spływa po szybie. Uwielbiała zimę, niemal czuła jej mrożącą krew w żyłach potęgę. W głowie miała wyobrażenie wysokich gór i wilka, który przemierza ich zbocza przedzierając się przez białe zaspy. Gdzieś tam była wielka jaskinia, w której zwierzę kryło się przed zamieciami. Tam właśnie miał swoją kryjówkę, miejsce, gdzie mógł spokojnie udać się na spoczynek po całym dniu trudów. Jasno jawił jej się poranek, iskrzący się śnieg. Wielki wilk wynurzał się z jaskini i obracając pysk na każdą stronę sprawdzał czy w powietrzu nie czuć smrodu ludzi. Ten samotny zwierz musiał wytropić swoją ofiarę i samemu ją zdobyć. Był dziwnym wilkiem, bo żył samotnie, „prawie tak samo jak…” – przerwała swoje rozmyślania, bo w drzwiach mignęły jej długie, proste, czarne włosy. Wiedziała co to oznacza.
Wstała wolno z fotela i wzięła książkę do rąk. Spoglądała na nią chwilę i udała się do tej części biblioteki, do której kierowało się ponad osiemdziesiąt procent przybywających. Mało kto zostawał w czytelni. Ludzie zbyt się śpieszyli, by chociaż tam zajrzeć. Nie cieszyło jej to, ale też i nie smuciło. Było jej to obojętne.
Weszła akurat w chwili, gdy Miłka przekonywała wątłą postać do pójścia do czytelni. Podeszła do dziewczyny i zapytała:
- Czyżbyś tego szukała?
Jej oczekiwania się spełniły. Amelia przyszła tutaj po tą książkę. „Więc może faktycznie zdobędziemy nową osobę” – to oczywiście o niczym jeszcze nie przesądzało, ale stanowiły powód do narodzenia się nadziei. Nou uśmiechnęła się lekko.
- Mówiłam, że to bardzo dobra książka – podsunęła tom jeszcze bardziej w stronę dziewczyny.
- Tego właśnie szukałem! – niespodziewanie, właściwie znikąd, pojawił się wysoki chłopaczek. Już wyciągał dłoń po bordowy tom, ale Nou cofnęła rękę. Mierzyli się chwilę spojrzeniami.
- Nie tak szybko Kojocie… Szukałeś?
- Tak, trzeba skądś czerpać wiedzę o swoim wrogu – uśmiechnął się zadziornie. – W końcu odkryłem Twoją historię, ha! – podparł się pod boki. Jakby to, że otrzyma książkę było dla niego oczywiste.
- Przepraszam..? – szepnęła Amelia, wciąż mając wzrok wbity w ziemię.
Nou momentalnie oderwała wzrok od chłopaczka. Nie znosiła go, a w tej chwili już w ogóle stracił w jej oczach. Wydawało mu się, że już wygrał. „Niedoczekanie!” – pomyślała.
- Tak? – kobieta skupiła całą uwagę na dziewczynie.
Amelia miała mętlik w głowie. Gdy tu wchodziła miała nadzieję, że wszystko pójdzie szybko i zgrabnie. A teraz była otoczona przez trójkę ludzi. Chwilę zajęło jej zanim wydusiła z siebie śmiałe zdanie.
- Mogłabym dostać tę książkę? – wskazała na tom trzymany przez Nou.
- Oczywiście – kobieta bez wahania podała jej książkę. – Tylko nie oddawaj pierwszej części.
Dziewczyna miała ochotę spytać „dlaczego?”, ale to wymagałoby nawiązania z tą dziwną kobietą rozmowy. I jak podejrzewałam, ten chłopak niewątpliwe również włączyłby się do rozmowy. Nie uśmiechała jej się taka możliwość. Odwróciła się w stronę lady.
- Czy mogłabym wypożyczyć ten drugi tom? – spytała mając wzrok utkwiony w podłodze.
- Ej, ej! Czekaj! A co ze mną? – upomniał się chłopaczek, do którego dotarło, że nie osiągnął swojego zamiaru.
- A czego byś jeszcze tutaj chciał? – spytała zadziornie Nou.
- Tej książki.
- Wybacz kochanieńki, wypożyczona – odpowiedziała Ludmiła, która właśnie wbijała dane do komputera.
- Jak to?!
- Proszę o ciszę. W bibliotece jesteś… - kobieta pokręciła głową.
- Jak mogłaś wypożyczyć książkę tej dziwaczce, gdy jasno dałem do zrozumienia, że ją chcę?
- Po pierwsze, nie obrażaj innych, po drugie, normalnie mogłam to zrobić. Była pierwsza i w przeciwieństwie do ciebie wie jak się zachować.
Amelia wiedziała, że mowa o niej i tej książce, ale czuł, że nie bierze udziału w tej rozmowie. Nawet, gdyby odważyłaby się na jakiekolwiek słowa, zostałyby one zignorowane.
- Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? – Ludmiła nie udawała miłej. Młodzieniec nieco ją zirytował, więc liczyła, że opuści bibliotekę w trybie natychmiastowym.
- Chcę wypożyczyć Cú glas”upierał się.
- Nie ma, przyjdź innym razem. Termin oddania upływa 18 stycznia.
- Nie mogę tak długo czekać!
- W takim razie poszukaj tego tytułu gdzie indziej.
- Przecież nigdzie go nie ma!
- Co ja panu powiedziałam na temat krzyczenia?
Nou uśmiechała się złośliwie pod nosem. Nie musiała się odzywać, Miłka świetnie radziła sobie z delikwentem. W końcu to była jej robota. Kobieta wpatrywała się w dziewczynę, która najwidoczniej nie wiedziała co się dzieje i co ma ze sobą począć.
Dziewczyna na krótki ułamek sekund podniosła wzrok i dojrzała uśmiech na piegowatej twarzy. I zielone oczy. Ich spojrzenia się spotkały. Amelia poczuła jak jej policzki robią się ciepłe, spuściła wzrok i wbiła w końcówki swoich butów.

- Chodźmy stąd – zaproponowała Nou przechylając się w jej stronę.


ciąg dalszy nastąpi... i tym razem nie tak szybko.

czwartek, 5 grudnia 2013

Tak jakby wcale nie kontynuacja.

Niestety nie mam cyklu, a nie będę tworzyła kolejnego, bo i tak mam ich dużo... Zainspirowana piosenką, ale w końcu nie napisałam do nie tego, tylko tak po prostu. Może ktoś podłapie wątek. Zobaczymy. Mam nadzieję pisać to dalej, ale dziś już trzeba iść spać. Cztery godziny pisania? Dlaczego nie, haha. Miłego.

Brązowe Buty



Kobieta uważnie odprowadziła ją wzrokiem do półek. Zapewne wstałaby i za nią poszła, gdyby nie kolejni ludzie, którzy pojawili się zaraz po dziewczynie. Ta wątła, czarna postać nie wzbudzała w niej zaufania. Musiała liczyć na to, iż okaże się osobą posiadającą jakieś pokłady kultury i niczego nie zniszczy. Poza tym, głupotą ze strony dziewczyny by było dewastowanie czegokolwiek, kiedy wiadomo, że to ona.
W czasie, gdy kobieta gnębiła się tą kwestią, dziewczyna spokojnie wkroczyła między półki i zaczęła się rozglądać. W głowie nawet nie powstał jej pomysł, że mogłaby cokolwiek zniszczyć w tym pięknym miejscu. Palcami muskała stare, przetarte, skórzane okładki. Liczyła na to, że natknie się na jakiś interesujący tytuł. Było ich tu tak wiele, ale żaden nie przykuł jej uwagi. Nie oceniała książek po okładkach, tylko po tytułach. Nigdy nie sprawdzała opisu, uważała, że psuje to zabawę. Gdy jakiś tytuł ją zaciekawił, brała tom do ręki i otwierała na przypadkowej stronie. Czytała środkowy akapit (lub całą stronę, jeśli akurat wcięcie w tekście miało miejsce na poprzedniej stronie) i podejmowała decyzję.
Czy była wybredna? Owszem, ale nie według odgórnie przyjętych kryteriów. Książka musiała ją porwać od pierwszego zdania, ująć słownictwem i sposobem wypowiedzi. Ujmowały ją szczególnie formy pierwszoosobowe, łatwiej było wczuć się w bohatera. Nie miała wtedy problemu, z którym się utożsamić. Oczywiście nie gardziła opisem wszechwiedzącego obserwatora, to dawało jej przewagę nad postaciami. Kochała się również w poezji, która ukazywała uczucia w czystej postaci słów.
Dziewczyna rozkoszowała się atmosferą tego miejsca. Mieszający się zapach starych i nowych książek, zadziwiało ją, że mogą się aż tak różnić. I ta cisza, w którą wplatały się obce kroki i cicha rozmowa przy ladzie. Przysłuchiwała się jak męski głos z przekonaniem upiera się przy swojej wersji, zaś kobiecy cierpliwie tłumaczy, że musiał nastąpić błąd. Żadne z nich tak naprawdę nie było pewne swojej racji. Dziewczyna lubiła ten spokój, tą intymność, którą mogła sobie zaserwować. Nawet jeśli ktoś przechodził obok, nie zwracał na nią uwagi. Ludzie zwyczajnie przychodzili, brali to czego szukali i odchodzili. A nawet jeśli nie, w większości nie mieli ochoty nawiązywać z nić rozmowy. Dziękowała im za to w duchu, bo nie wiedziałaby co począć.
Jej place natknęły się na wypukłe litery, tak rzadko spotykane na grzbietach książek.  Spojrzała na własną dłoń i bordowy materiał pod nią. Znajdowały się na niej pozłacane litery. Wyciągnęła tom i spojrzała na okładkę. Misternej roboty zdobienia również były w kolorze tego szlachetnego kruszcu. Zachwycił ją ten widok. Dobrze znany jej motyw, niby prosty, ale bardzo skomplikowany. Kiedyś próbowała go odtworzyć, ale jej nie wyszło. Była artystycznym beztalenciem.
Poczuła, że ktoś na nią patrzy. Przytuliła książkę do siebie i rozejrzała się dookoła. Na pierwszy rzut oka nikogo nie dostrzegła, ale wiedziała, że ktoś tam jest i ją obserwuje. Nie znosiła tego uczucia, momentalnie przechodził ją dreszcz. Zgarbiła się i ściągnęła ramiona do siebie. Ruszyła przed siebie ze wzrokiem wbitym w podłogę.  Napotkała nim brązowe buty. Na sekundę podniosła oczy, dostrzegła lekki uśmiech i wilczy wisior.
Nie zatrzymała się, nie odwróciła głowy.
Położyła książkę na blacie. Bibliotekarka spojrzała na nią podejrzliwie, dziewczyna zlękniona odwróciła wzrok.
- 150012 – wykrztusiła.
- Przepraszam? – kobieta nie zrozumiała przekazu.
- Mój numer konta, 150012 –powtórzyła.
Bibliotekarka powoli wstukała numer do komputera. Nie śpieszyło jej się. Dziewczyna nerwowo  bawiła się palcami. Chciała jak najszybciej wziąć książkę i wyjść.
Znów dojrzała brązowe buty. Tym razem nie podniosła wzroku. Wpatrywała się w podłogę, czekając na zbawcze słowa „termin oddania…”.
- Bardzo dobra książka – odezwały się nagle Brązowe Buty.
Cisza. Bibliotekarka przyglądała się tej dwójce, jakby czekała, jaka rozmowa się między nimi nawiąże. Jednak nic się nie działo. I nie wyglądało na to, że ma się wydarzyć. Twarz dziewczyny nabierała czerwonego odcieniu.  Kobieta zlitowała się nad nią.
- Termin oddania : 17 stycznia– powiedziała i zajęła się wpisywaniem różnych danych.
- Dziękuję – dziewczyna ledwo wykrztusiła z siebie te słowa. Zabrała książkę i czym prędzej wyszła z pomieszczenia.
Na korytarzu naciągnęła czarną czapkę na głowę i narzuciła długi płaszcz. Zapinała się już na dworze. Wciąż bała się, że Brązowe Buty wyjdą zaraz za nią. Przemykała pod oknami biblioteki zmierzając prosto do domu.
- Dziwna dziewczyna – rzekła kobieta do młodej kobiety, która stała obok lady.
- Przychodzi tu co kilka dni – odpowiedziała, wciąż uśmiechając się lekko pod nosem.
- Doprawdy? Nie zauważyłam jej wcześniej. Podejrzana…
- Nie, tylko tak wygląda.
- Wiesz to, ponieważ..?
- Często jej się przyglądam.
Kobieta przyglądała się „koleżance” , widząc, że nie dowie się niczego więcej zajęła się swoją pracą. I tak obie oddały się swoim zajęciom.

*

Weszła do domu i otrzepała się ze śniegu. Wciąż nie mogła uwierzyć, że zima tak szybko przyszła. Nie znosiła zimna, całe życie łaknęła ciepła, a może nawet gorąca. Szybko rzuciła płaszcz na kaloryfer i włożyła gruby sweter.
- Już jestem – krzyknęła i weszła do kuchni. Przy blacie stała jej siostra. To był niecodzienny widok, ponieważ nie bywała często w tym domu. – Cześć Ela – rzuciła mimochodem i sięgnęła po czajnik.
Młoda kobieta odwróciła się do niej i przyglądała się chwilę w milczeniu.
- Amelia… - powiedziała, dla pewności, że tak właśnie nazywa się jej młodsza siostrzyczka.
- Tak?
- Nie, nic. Dobrze cię widzieć zdrową.
- Ciebie również – dziewczyna nalała wody do czajnika i odstawiła na podstawkę. Przycisnęła guzik. – Chcesz herbaty albo kawy?
- Dziękuję, przed chwilą wypiłam.
- Yhym. Rodziców nie ma?
- Wyszli gdzieś… zaraz po tobie.  Przydałby ci się nowy sweter.
- Nie, ten jest bardzo dobry…
Zapadało milczenie. Zawsze tak było. Siostry nie umiały się zbytnio dogadać, nie mówiąc już o nawiązywaniu przyjaźni między sobą. Nie kłóciły się, bo obie były zbytnio pochłonięte własnym życiem by to robić. Każda miała swój kąt, którego się trzymała. Jak na siostry były mało do siebie podobne. Nie tylko z charakteru, ale także z wyglądu. Jedyne co je łączyło – utrudniony kontakt z otoczeniem, acz i tutaj powody były różne. Ela po prostu nie znosiła ludzi, traktowała ich z góry, Amelie za każdym razem opanowywał niewyjaśniony strach, nie potrafiła się przekonać do zaufania. Starsza siostra nie potrafiła tego pojąć, tak samo jak tego, że Amelka zupełnie nie przykładała się do nauki.
Woda zaczęła wrzeć. Dziewczyna zalała trójkątny woreczek z owocową herbatą. Posłodziła jedną łyżeczką i wzięła kubek w dłonie. Lekko przy parzył jej palce, ale ona uznała, że to dość przyjemne odczucie. Spojrzała na siostrę, chwilę zastanawiała się czy powinna ją zaprosić do pokoju. Zdecydowała, że lepiej nie.
- To do zobaczenia.
 Miała zamiar oddać się lekturze nowej książki, a siostra i tak pewnie tylko by się z nią męczyła. Nie miały z Elą za dużo wspólnych tematów.
- Do zobaczenia – młoda kobieta zupełnie była pochłonięta krojeniem warzyw do sałatki.

*

Amelia weszła do swojego pokoju. Włączyła lampkę a kubek odstawiła na biurko. Usiadła na fotelu i wzięła książkę do rąk. Dłuższą chwilę przyglądała się okładce. Naprawdę jej się podobała. Zazwyczaj tomy nie miały ich wcale albo były to zwykłe zdjęcia. Ta miała zachwycający motyw z kultury celtyckiej, „a może to gotyckie wzory albo w ogóle amerykańskie?” – zastanawiała się w duchu.
W końcu otworzyła książkę.” Cú glas”.  Tytuł był dla niej mało zrozumiały, praktycznie wcale. Wydawało jej się, że jest to po prostu wymyślone słowo, które nie ma żadnego znaczenia. Z czasem przekonała się, że jest wręcz odwrotnie. Historia człowieka, który został przeklęty i wykluczony, a później zamieniony w wilka pochłonęła ją do reszty. Nie słyszała, gdy siostra wyszła, rodzice wrócili. Nie zauważyła, że zapadła głucha i ciemna noc. Zegar w salonie wybił północ.
- Co jest? – szepnęła do siebie.
Książka się skończyła, ale Amelia miała wrażenie, że coś tu nie gra. Przewertowała kilka razy wszystkie kartki, sprawdziła spis treści. Żadnej strony nie brakowało a mimo to miała wrażenie, że to nie koniec książki. Akcja urwała się, momentalnie, trwała i nagle się skończyła. 
Spojrzała na okładkę. Przyglądała się jej znów uważnie. I wtedy ją olśniło. Wśród tych pięknych zawijasów jak byk stała rzymska jedynka. Obróciła grzbiet do siebie. „Jak mogłam wcześniej przeoczyć, że to pierwszy tom?” – zaczęła denerwować się na samą siebie. Analizowała swoją wizytę w bibliotece. Nie przypominała sobie, żeby obok stała druga część tej powieści. Nie było szans, żeby przeoczyła taki piękny grzbiet. „W takim razie ktoś musiał ją wypożyczyć…” – ta myśl ją zmroziła. Już teraz wiedziała, że czekanie do rana będzie dla niej udręką, „a jeśli będę musiała czekać dłużej?” W dodatku bała się, że Brązowe Buty znów tam będę i ponownie się do niej odezwą. Miały one bardzo miły głos, ale tak się ich bała.
Wstała z fotelu, przeszła kilka razy po pokoju. Zastanawiała się co zrobić. „Może pójść do innej biblioteki? Nie, nie, to za dużo zachodu, musiałabym założyć nowe konto. Nie…” – i tak kolejno odrzucała następne pomysły. Mogła jeszcze kupić książkę, ale zanim by ją znalazła i zamówiła umarłaby z ciekawości. Pozostawała jej tylko wizyta w bibliotece, może ktoś akurat będzie oddawał drugi tom, skoro pierwszy był na miejscu. Musiała to zrobić.
Położyła się obok kaloryfera. Nie mogła zasnąć, po głowie kołatały jej się myśli. Nowo poznana historia, Brązowe Buty i ekscytacja mieszająca się ze strachem. Same przemyślenia mroziły jej krew w żyłach. Mimo ciepła bijącego od kaloryfera przeszedł ją zimny dreszcz. Kobieta w bibliotece nie patrzyła na nią zbyt przychylnie. „ Gdzie podziała się pani Ludmiła?” – martwiła się tym, bo właśnie przy tej jednej bibliotekarce była w stanie wykrztusić z siebie coś więcej niż numer karty. „Dzisiaj powinna była być w bibliotece” – myślała dalej, miała wszystko zbadane. Już dawno ustaliła kto, w jaki dzień pracuje. Chodziła tam tylko w te dni, kiedy pracowała pani Ludmiła, ale dziś jej nie było. „Co jeśli jutro znów jej nie będzie?” – przejmowała się tą możliwością. Było dla niej oczywistym, że jeżeli faktycznie tak się stanie to nic nie uzyska. Nie dowie się czy książka będzie w krótkim czasie do wypożyczenia. A musiała ją przeczytać jak najprędzej.
I tak myślała o wszystkim, a z jednej możliwości przeskakiwała na kolejne. Zegar wybił drugą, dopiero teraz pomału brało ją zmęczenie, ale ona była zbyt przejęta by się jeszcze tym przejmować.

*

Dochodziła czwarta, Amelia spała spokojnie na dywanie koło kaloryfera. Matka wślizgnęła się cicho do pokoju i przykryła córkę miękkim kocem. Zawsze tak robiła, od wielu lat.

*

-Amelia! Wstawaj! – głos dochodził do niej z przedpokoju.
Jak każdego ranka, ojciec wychodzący do pracy wrzeszczał na nią, żeby wstała. To oznaczało tylko jedno – znów sobie pospała. Leniwie zrzuciła z siebie koc i spostrzegła, że spała na podłodze. Miała mętlik w głowie, do jej umysłu nie docierały jeszcze żadne sygnały, prócz słów „łazienka” i „śniadanie”. To był wyrobiony schemat, którego się ściśle trzymała, inaczej nic by rano nie zrobiła.
Z kuchni docierał do niej słodki zapach naleśników i gorącej herbaty. Postanowiła, że dziś pierwsze będzie „śniadanie”. Nie przejmowała się w ogóle, że się spóźni. Przynajmniej na razie.
- Mmm, pachnie cudownie – powiedziała i usiadła przy stole, gdzie leżały talerze i naleśniki.
Drzwi trzasnęły cicho.
- Nie musisz się śpieszyć? – spytała zmartwiona matka. Ela stanowiła niemal wykapany jej wzór. Mania na punkcie punktualności.
- Będzie dobrze – odparła i zaczęła jeść naleśnika. – To jest pyszne – szepnęła.
Matka uśmiechnęła się i nalała córce herbaty.
- Cieszę się, że ci smakuje.
Wyszła z kuchni. Niemal każdego ranka Amelia wychodziła jako ostatnia. To też już stanowiło rutynę. Co dzień słyszała, żeby się pośpieszyła i przypadkiem nie wpadła na pomysł ostania w domu. Kiwała grzecznie głową, ale i tak robiła jak chciała. Zostanie w domu było zawsze kuszącą możliwością. I mniej stresującą.
Odłożyła naczynia do zlewu i udała się w celu zrealizowania drugie punktu listy – „łazienki”. To mieściło w sobie właściwie wszystko, co może się wiązać z tym wyrazem. Szybki prysznic – oczywiście gorący, ubieranie się i malowanie. Opanowała te czynności do perfekcji, nie potrzebowała na nie wiele czasu, ale dziś postanowiła się ociągać.
Weszła pod ciepły strumień wody i zwiększyła temperaturę. Czuła jak gorące krople opadają na jej włosy i barki. Stała wyprostowana, pozwalając sobie na całkowitą swobodę. Zazwyczaj poruszała się z głową pochyloną do dołu i ściągniętymi ku sobie ramionami. Zegar w salonie wybił siódmą, nie pozostało jej wiele czasu.
Opatuliła się misiowym szlafrokiem a włosy zawinęła w ręcznik. Przebiegła przez przedpokój, tam zawsze było najchłodniej. Zaczęła przewracać ubrania, które później zawsze były z powrotem poukładane. Nie zastanawiała się jak to możliwe, bo dobrze wiedziała, że Matka układa jej ubrania. Nie przeszkadzało jej to, była jej nawet wdzięczna, bo sama pewnie by tego nie zrobiła. Nie mogła się zdecydować. Nie szło tu o kolor, bo wszystko miała w jednym odcieniu – czerni, względnie granacie.
W końcu się zdecydowała, więc znów przemknęła do łazienki, gdzie zajęła się resztą przygotowań. Musiała jeszcze wysuszyć włosy i namalować czarne kreski na powiekach. Lubiła je, miała wrażenie, że ludzie wtedy nie patrzą jej w oczy.

*

Wkradła się do klasy. Na szczęście za nią wszedł kolejny uczeń, który odciągnął całą uwagę na siebie. Zajęła swoje ulubione miejsce na końcu sali. Nawet nie wypakowała zeszytu, uznała, że nie ma to sensu. Nie miała zamiaru niczego notować, poza tym nauczyciel znów mówił o czymś mało dla niej istotnym. Zniechęcona przeniosła wzrok na okno. Znów prószył śnieg… Przypomniała sobie fragment z wczorajszej powieści i ponownie poczuła uścisk w żołądku. Było trochę po ósmej, a biblioteka była czynna dopiero od dziesiątej. Będzie musiała tutaj siedzieć przynajmniej do tej godziny. Mogła jeszcze pójść do księgarni, ale nie miała pieniędzy.
- Amelia?
Dziewczyna poczuła jak papierowa kartka uderza ją prosto w czoło. Spojrzała na zmiętą kartkę a następnie na tablicę. Nauczyciel patrzył wprost na nią.
- Miło, że uraczyłaś mnie swoją uwagą.
Spuściła wzrok. Nie znosiła tego faceta, zawsze się jej czepiał. Niemal zawsze znalazł sobie powód by z niej zakpić, a ona przecież nie robiła nic złego. Nie przeszkadzała. Też nie uważała zbytnio, ale nie stanowiła problemu.
Rozwinęła kartkę, było na niej coś nabazgrane, ale nie mogła odszyfrować co. Wrzuciła ją do torby i udawała, że słucha nauczyciela. „Dlaczego ja jeszcze tutaj uczęszczam..?” – zadawała sobie to pytanie niemal każdego ranka.

*

Nie mogła tam siedzieć. Musiała sprawdzić czy naprawdę przeoczyła tą książkę, czy może ktoś ją wypożyczył. Gdy tylko skończyła się druga lekcja opuściła szkolny budynek. Na początku koleżanka próbowała ją przekonać, żeby została, ale to było jak mówienie to ściany, aby się przesunęła. Bezowocnie.
Śnieg prószył nadal, co wcale się dziewczynie nie spodobało. Nie znosiła go. Jego mokrej konsystencji, jego mrozu i tego, że przyczepiał się jej do butów. Przez niego codziennie musiała pilnować by wysuszyć sobie płaszcz i obuwie. W dodatku doprowadzał ją do szału, zwłaszcza, gdy zaczynał mocno padać i leciał jej prosto w oczy. Nienawidziła uczucia szczypania na policzkach i czerwonego nosa. I łzawiących oczu.
Wsiadła do autobusu i wcisnęła się w boczne siedzenie. Miała nadzieję, że dotrze na miejsce bez problemu. Na każdym przystanku cicho prosiła, żeby nikt się do niej nie przysiadł. W pewnym momencie o mało ktoś nie zrobił wbrew jej nadzieją, ale na szczęście w ostatniej chwili zrezygnował. Na kolejnym przystanku wysiadła cała uradowana, że się obyło bez niepotrzebnych przeproszeń i próśb o miejsce.

*

Otrzepała się ze śniegu i weszła. Niezwłocznie powiesiła płaszcz na wieszaku i zajrzała do środka. Za ladą nikogo nie było, więc pozostawała nadzieja, że dziś zastanie panią Ludmiłę. Przemknęła koło biurka i pierwszymi półkami książek. Szybko odnalazła regał, przy którym wczoraj znalazła pasjonującą powieść o człowieku wilku. Przejrzała wszystkie tytuły, właściwie sprawdziła każdy tytuł na tej półce, ale nie znalazła tomu z numerem drugim.
Wyjrzała zza regału. „Jest!” –zakrzyknęła w duchu. Za ladą siedziała pani Ludmiła i sprawdzała oddane tytuły. W dziewczynie narodziła się nadzieja. Podeszła do lady. Ręce lekko jej drżały. Spoglądała na książki na biurku, tam również nie dostrzegła tego czego szuka.
- Dzień Dobry – wyrzekła niepewnie.
- O, Amelia – pani Ludmiła jak zwykle ciepło ją powitała. – Co dziś mogę ci zaproponować?
Dziewczyna wyciągnęła książkę z plecaka i pokazała ją bibliotekarce.
- Szukam drugiej części, ale na półce jej nie ma…
- Już sprawdzam – kobieta zamaszyście wpisała autora i tytuł do komputera. Uśmiechnęła się szeroko. – Hym… książka znajduje się u nas, nikt jej nie wypożyczył, więc ktoś musi ją czytać w czytelni.
Amelia momentalnie pobladła. Ktoś ją właśnie czytał… „Ale czy wczoraj też?” – pomyślała.
- Idź i zobacz, jeśli dobrze pamiętam jest tam tylko jedna osoba. Jeżeli system nie robi nam żartu, to właśnie ona musi mieć tą książkę.
Dziewczyna nie wiedziała co ma zrobić. Nie mogła przecież tak po prostu tam pójść i zagadać do nieznajomej osoby. „A jeżeli ona nie ma mojej książki? Co ja wtedy zrobię..?” I pewnie stałaby tak w nieskończoność, gdyby za sobą nie usłyszała znajomego głosu.
- Czyżbyś tego szukała?
„Brązowe Buty” – Amelia zesztywniała. Zobaczyła przed sobą  książkę o identycznej okładce jak ta, którą trzymała w dłoniach, tylko zamiast jedynki na środku znajdowała się duża dwójka. Uniosła lekko wzrok i znów dostrzegła wilczy łańcuszek i lekki uśmiech.

- Mówiłam, że to bardzo dobra książka – powiedziały spokojnie Brązowe Buty.



ciąg dalszy nastąpi... kiedyś.