Pobłażam sobie. Kolejny dzień i następne kilka godzin na pisaniu. Sprawia mi to przyjemność! Tak, to kontynuacja wczorajszego.
Przy pisaniu - OST z "Frozen" oraz Mumford & Sons
Śnieżny Celt
Przy pisaniu - OST z "Frozen" oraz Mumford & Sons
Śnieżny Celt
Stała oparta o regał. W dłoni trzymała ilustrowaną powieść zatytułowaną
„Biały Kieł”. Uwielbiała rysunki z tego wydania. Wciąż nie mogła się nadziwić
precyzji i lekkości kreski. Sama chciała w przyszłości stworzyć ilustracje do
którejś powieści. Uważała, że rysunki są bardzo ważnym elementem książki. Te
nie posiadające żadnych dodatków uważała za suche i smutne. Same litery, nie
było na czym zawiesić oka. Z drugiej strony, ilustracje zawsze stanowiły jakieś
narzucenie się czytelnikowi. Sprowadzenie go na własne wyobrażenie.
Przyglądała się smukłej dziewczynie, która z namaszczeniem
przesuwała palcami po okładce bordowej książki. Uśmiechała się. „Czyżbyśmy
mieli nowy nabytek?” – zastanawiała się. Już kilka razy widziała tutaj tę wątłą
postać, ale nigdy nie udało jej się nawiązać z nią kontaktu. Można by
powiedzieć, że była jej cichym prześladowcą. Zawsze odprowadzała ją do końca
regałów i obserwowała wszystkie poczynania. Zawsze ciekawiło ją w jaki sposób
ta młoda istota wybiera książki.
Dziewczyna przytuliła do siebie książkę i rozejrzała się
dookoła, po czym natychmiast przeszła koło niej i niemal uciekał. „W końcu mnie
zauważyła?” – kobieta nie wyglądała na zmartwioną, wręcz przeciwnie. Widziała
jak srebrne oczy unoszą się na wysokość jej szyi. Czuła się tym trochę
zawiedziona, bo miała nadzieję, że ich wzrok w końcu się spotka, ale widocznie
za dużo wymagała od tej płochej dziewczyny.
Ruszyła za nią. Spokojnie i bez pośpiechu. Nie chciała jej całkowicie
wystraszyć, tylko zobaczyć co zrobi. Tak jak się spodziewała, dziewczyna nie zdołała
z siebie wydusić nic więcej niż numer karty. Podeszła do niej.
- To bardzo dobra książka – zagadnęła.
Nastało milczenie, tak jak się spodziewała. Sprawdzić
musiała czy to zadziała, bo nigdy nie wiadomo. Nie podziałało, ale nie było to
nic straconego. Wciąż miała powód do bycia zadowoloną. Uśmiechała się więc
lekko.
Po chwili wpatrywania się w okno kobieta przypomniała sobie,
że książka, którą dziewczyna wypożyczyła przed sekundami, posiada drugi tom. I
że to ona jest w jego posiadaniu.
*
Ułożyła brązowe buty na specjalnym dywaniku, żeby nie
zamoczyć paneli.
- Miłka! Ominęła cię naprawdę świetna scena – weszła do
salonu, gdzie siedziała kobieta pod kocem.
Opadła na fotel.
- Czyżby? – kobieta spojrzała na nią z zaciekawieniem. Mogła
jej wierzyć na słowo, ponieważ obie były naprawdę wybredne jeśli chodziło o
wydarzenia.
- Kojarzysz tę dziewczynę, Amelię?
- Nigdy nie patrzy mi na twarz.
- Tak, i przychodzi tylko w te dni, kiedy ty pracujesz.
- I co z nią?
- Dzisiaj była w bibliotece. I wyobraź sobie, że wypożyczyła
książkę!
- Co w tym takiego świetnego? – kobieta oderwała wzrok od
pliku kartek.
- Ludmiła!
- Już, już, spokojnie, opowiadaj dalej – wpatrywała się w
nikły uśmiech koleżanki.
- Szukałam tej książki dla ciebie, swoją drogą nie rozumiem,
dlaczego nie mogłaś zrobić tego sama? – spoglądała na opatuloną kocem kobietę.
- Gdybym mogła, to siedziałabym za ladą a nie sama w
mieszkaniu… Mam już dość ślęczenia w tych czterech kontach. Nic się tutaj nie
dzieje… - przewróciła oczami.
Była jedyna rzecz, której Ludmiła naprawdę nienawidziła – bezczynność.
Siedzenie w domu męczyło ją i pozbawiało witalności. Wolała siedzieć z zatkanym
nosem w pracy, ale szefowa kategorycznie jej tego zabroniła. „Głupie przepisy”
– stwierdziła.
- Nieważne. Szukałam tej książki i wtedy natknęłam się na
Nią w dziale literatury angielskiej. Stała tam z przymkniętymi oczami, jakby te
stare tomiszcza do niej mówiły. Nie mogłam się powstrzymać, musiałam się
zatrzymać, żeby się temu przyjrzeć.
- Niech zgadnę, wyczuła, że tam jesteś.
- Oczywiście, jak zawsze, ale tym razem spostrzegła moją
osobę.
- O, zaczepiłaś ją?
- Nie, nie od razu.
Ludmiła wpatrywała się w kobietę w skupieniu, czekała na
kontynuację. Amelia była jedną z tych charakterystycznych osób, które samym
wyglądem zwodziły człowieka. Wątła postać, zawsze ubrana na czarno, w ciężkich
butach sprawiała wrażenie groźnej, a nawet niebezpiecznej. Odczucie to
pryskało, gdy tylko się coś do niej powiedziało. Jasne policzki nabierały
odcieniu różu, a słowa wypowiadane były w bardzo cichej tonacji. Amelia wzbudzała
sympatię Ludmiły.
- A. Poszłam za nią, myślałam, że zostawi książkę i
ucieknie, ale mnie zaskoczyła. Postanowiła ją wypożyczyć. Wiesz co to było?
- Nie mam pojęcia Wilczku.
- „Cú glas” !
-
Twoja ulubiona powieść?
-
Zgadza się. Zatem powiedziałam jej, że to bardzo dobra powieść, a ona uciekła.
Widziała mój wisior, bo nie zdołała spojrzeć mi w twarz… Później przypomniałam
sobie, że drugi tom tej książki mam tutaj, w domu.
-
I co zrobiłaś?
-
Nic, lecz to oczywiste, że Amelia przyjdzie po nią jutro. To tak pewne, jak to,
że dwa plus dwa to cztery.
-
Jutro w końcu kończy mi się chorobowe – Ludmiłę ucieszyła ta myśl. – Możesz
zrobić nam karmelową kawę.
-
O nie! Siedzisz tu cały dzień a ja jeszcze mam przygotowywać ci kawę?
-
Nie mi a nam – posłała jej zalotne spojrzenie.
-
Nie ma mowy – wstała z fotela. – Idę przygotować plan, ha!
I
wyszła. Ludmiła wygrzebała się spod koca i poszła zaparzyć kawę.
*
Kobieta
zaczęła przekładać książki na półce, wiedziała, że gdzieś tutaj jest ten drugi
tom. Nie miała co do tego wątpliwości. Niestety należała ona do osób
chaotycznie zorganizowanych, nie miała pamięci do takich spraw. Odkładała
rzeczy na swoje miejsce, ale porzucała o tym pamięć po fakcie. Wszystko co
czyniła, robiła instynktownie. Podążała za przeczuciem, które pchało ją w tę a
nie inną stronę. Nigdy nie sprzeciwiała się temu uczuciu. Zdarzyło się, że
kilka razy zaprowadziło ją na fałszywy trop, ale tych przypadków było o wiele
mniej niż dobrych kierunków.
W
końcu wydostała bordową książkę z celtyckimi zdobieniami na okładce. Wiele razy
zastanawiała się w jaki sposób one w
ogóle nawiązują do całej historii. Prócz powiązania z tą kulturą nie miały
wiele wspólnego z historią, która mieściła się na stronnicach powieści. Żadnego
punktu odniesienia do wilków czy klątw. Właściwie, po dłuższym przestudiowaniu
ich doszła do smutnego wniosku, że stanowią tylko bezsensowną imitację
celtyckich symboli. Bardzo zawiódł ją tą fakt, ale i tak uwielbiała tą książkę.
Wspaniały zbiór informacji i inspiracji. Oba tomy zawierały fantastyczne
ilustracje, w tym kopie starych szkiców druidów.
Odłożyła
tom na biurko i przysiadła do niego. Czytała go już kilkanaście razy, ale nigdy
jej się nie nudził. Z zafascynowaniem odkrywała nowe perspektywy, z których
mogła spojrzeć na bohatera i jego historię. Nieraz zresztą identyfikowała się z
postacią wilczą tej powieści. Nie mogła sobie odmówić tej przyjemności i tym
razem.
*
Ludmiła
weszła do pokoju i dostrzegła kobietę nachyloną nad książką. Podeszła do niej
cicho i położyła rękę na ramieniu.
-
Nie sądzisz, że powinnaś już pójść spać. Skoro nie zamierzasz dokończyć proje…
- przerwała bo nagle zorientowała się, że kobieta jej nie słucha. Nie, żeby koleżanka
ją ignorowała, ona po prostu spała. Policzek miała oparty na otwartej dłoni i zamknięte
oczy. – Jesteś niemożliwa – zaśmiała się cicho.
Miłka
przyzwyczaiła się, że jej współlokatorka jest zdolna do różnych absurdalnych
rzeczy. Kiedyś znalazła ją śpiącą w kabinie prysznicowej, na stojąco. Na
szczęście w ubraniu! Jakimże szokiem by było, gdyby zastała kobietę nago. Nie
chciała sobie tego nawet wyobrażać. Ludmiła troszczyła się o tą dziwaczną
osobę, która zdawała się być samotnikiem, mimo niesamowitego temperamentu i
zdolności przywódczych. Osoba zwana Wilczkiem zawsze była pełna pomysłów i
umiała znaleźć wyjście z sytuacji, przy tym nigdy się nikomu nie narzucała na
siłę. Miała poważny problem z relacjami, każdy jej związek kończył się w
przeciągu paru miesięcy. Miłka wiele razy pocieszała ją po rozstaniach, tyle,
że sama nie byłaby w stanie zliczyć. Nie mówiąc już, że od dawna przestała zwracać
uwagę na imiona osobników podejrzanych o bycie z artystką.
-
No już – szturchnęła kobietę w bok.
Żadnej
reakcji. Mogła się tego domyślić. To była jedna z licznych cech, która je
różniła. Wilczek była bardzo spokojna i zawsze spała twardo, za to Ludmiła
miewała z tym problemy. Byle szmer był w stanie wyrwać ją ze snu. Miłka po prostu
wiecznie czuwała, czekała, choć sama nie wiedziała na co dokładnie. Zawsze
martwiła się o wszystko.
Zaczęła
zastanawiać się, jak mogłaby przenieść koleżankę na łóżko, ale nie dopatrzyła
się żadnej możliwości. Co prawda, była masywniej zbudowana, ale nie widziała
siebie w roli zgrabnego księcia. Spróbowała ją obudzić.
Artystka
spojrzała na nią, zdziwiona jej obecnością.
-
Już tak późno? – było dla niej oczywistym dlaczego Ludmiła była w jej pokoju.
-
Całkiem. Spanie w tej pozycji nie przyniesie ci nic dobrego.
-
Jasne – ziewnęła zasłaniając usta ręką.
Kobieta
była przewrażliwiona na punkcie manier tak zwanego bon tonu, w tym punkcie
zgadzała się całkowicie ze swoją współlokatorką. Jednakże żadna z nich nie
przejmowała się zbytnio konwenansami społecznymi. Wiedziały jakie są zasady
dobrego zachowania, ale nie przyjmowały do wiadomości tego co „wypada”, a co
nie. Ściśle trzymały się swoich poglądów. Pogodnie przyjmując każdy dzień i
otaczających ludzi. Miłka nieco lepiej sobie z tym radziła, bo była typem towarzyskim.
W końcu spędzała całe dnie na kontakcie z innymi ludźmi. Miała o tyle ułatwione
zadanie, że mniej więcej nadawała na tych samych falach co oni, choć znaleźli
się tacy, co woleli z nią nie nawiązywać rozmowy.
Przeniosła
się na łóżko. Zrzuciła z siebie tylko spodnie i bluzkę. Ludmiła odwróciła wzrok
i stanęła koło drzwi. Powinna się przyzwyczaić do tej bezpośredniości
współlokatorki, a jednak takie sytuacje zawsze wpędzały ją w zakłopotanie.
-
Mam cię rano obudzić, czy sama później przyjdziesz do biblioteki?
-
Kto powiedział, że zamierzam tam iść? – kobieta wsunęła się pod kołdrę.
-
To oczywiste.
-
Wcale nie… ale masz rację, mam zamiar się tam jutro zjawić.
-
Sama przyjdziesz?
-
Możesz spróbować mnie obudzić – opatuliła się materiałem po same uszy. –
Dobranoc Miłka.
-
Dobranoc Wilczku – wyszła z pokoju gasząc światło.
Brała
pod uwagę dwie opcje. Rano koleżanka już o samym świcie będzie gotowa, albo nie
będzie sposobu by ją obudzić. Kobietę ciekawiło, która z tych możliwości okaże
się poprawna.
*
Nie
mogła spać. Do pewnego momentu wychodziło jej to bez problemu, ale później
obudził ją telefon. Nie budzik, nigdy ich nie używała. Telefon dzwonił przez
dobre dwie minuty, aż w końcu kobieta się obudziła i go odebrała.
-
Tak? – powiedziała zaspa.
-
Nou! – krzyknęła kobieta po drugiej stornie.
-
Musisz się tak wydzierać od samego rana?
-
Tak, inaczej byś mnie zignorowała.
-
Prawdopodobnie.
-
Dlaczego wczoraj nie przyszłaś?
-
Byłam trochę zajęta.
-
Kłamiesz…
-
Magda, wiesz, że nie mam w zwyczaju kłamać… Była zajęta swoimi sprawami.
-
W takim razie to twoja wina!
-
Co takiego?
-
Pokłóciłam się z Elą, znowu…
-
I to moja wina ponieważ..?
-
Wczoraj nie przyszłaś.
-
Dobrze, niech będzie moja wina. Do usłyszenia – i się rozłączyła.
Telefon
znów zaczął dzwonić, ale Nou nie zamierzała odbierać. Wiedziała, że Magda
zacznie jej narzekać na Elę, albo na siebie, zależy jaki miała nastrój. Dziś
zanosiło się na afront. „Później się z nią spotkam to się nasłucham” –
stwierdziła pogodnie i wyciszyła komórkę. Próbowała spać dalej, ale nie mogła
już zasnąć. Zachęcona tym faktem wstała i udała się do kuchni. Ludmiła jeszcze
spała, więc Nou stwierdziła, że dziś jej kolej na zrobienie śniadania.
*
-
A gdzie karmelowa kawa?
-
Jak możesz pić to od samego rana?
-
To napój bogów – zaśmiały się równocześnie.
Żadna
z nich nie wierzyła w Bogów. Nou była wyznawcą Druidów i duchów przewodników.
Ludmiła próbowała się kiedyś połapać w tych reinkarnacjach i przeistoczeniach,
ale nie dała rady, to nie było na jej głowę. Ona sama wierzyła tylko w potęgę
słowa i ludzkiej twórczości, nic poza tym. Nou miała więcej do czynienia z
bogami niż Miłka, ale tak naprawdę żadna z nich nie miała za wiele wspólnego z
bóstwami.
-
Mogę ci przygotować tą boską miksturę do termosu, chcesz?
-
Niech będzie – ulotniła się z kuchni, musiała się jeszcze doprowadzić do stanu
użytkowego. Nawet jeśli siedziała cały dzień za biurkiem, musiała jakoś
wyglądać.
Nou
już dawno była ubrana i uszykowana. Gotowa na to co postawi jej los. Była
bardzo ciekawa czy się pomyliła. Liczyła na to, że nie.
*
Siedziała
w wygodnym fotelu. Gdy po raz pierwszy tutaj przyszła była zdziwiona wystrojem
tego miejsca. Czytelnie zawsze kojarzyły jej się z twardymi krzesełkami i
kwadratowymi stołami, a tutaj proszę, taka wygoda. Dlatego uwielbiała to
miejsce. Cisza, która była odgórnie narzucona przez przepisy i odosobnienie.
Czasami można było zobaczyć kogoś ciekawego albo podłapać interesujący temat.
Była to przestrzeń, która zaraz po jej własnym pokoju, napełniała ją
największym natchnieniem. To właśnie tutaj stworzyła większość swoich prac.
Czerpała inspirację z książek i urywków rozmów. Później siedziała dniami w
fotelu i dopracowywała detale. Zawsze była skrupulatna w swoich rysunkach.
Pewnie dlatego postanowiła załapać się do kadry ilustratorów.
Czas
niemiłosiernie się jej dłużył. Miłka kilka razy zaproponowała jej, żeby
dokończyła projekty, które musiała zrealizować, ale przecież musiała pilnować,
czy Amelia się nie pojawi. Byłaby na siebie zła, gdyby przegapiła pojawienie
się dziewczyny. Głównie dlatego, że wciąż miała w posiadaniu drugi tom książki
o wilczym mężczyźnie. Mogła go odnieść na półkę i nie musiałaby się przejmować,
ale nie chciała tego robić. Miała zamiar sama go wręczyć Amelii do rąk
własnych.
Dochodziła
dziesiąta.
Wpatrywała
się w okno, uważnie obserwowała jak śnieg spływa po szybie. Uwielbiała zimę,
niemal czuła jej mrożącą krew w żyłach potęgę. W głowie miała wyobrażenie
wysokich gór i wilka, który przemierza ich zbocza przedzierając się przez białe
zaspy. Gdzieś tam była wielka jaskinia, w której zwierzę kryło się przed
zamieciami. Tam właśnie miał swoją kryjówkę, miejsce, gdzie mógł spokojnie udać
się na spoczynek po całym dniu trudów. Jasno jawił jej się poranek, iskrzący
się śnieg. Wielki wilk wynurzał się z jaskini i obracając pysk na każdą stronę
sprawdzał czy w powietrzu nie czuć smrodu ludzi. Ten samotny zwierz musiał
wytropić swoją ofiarę i samemu ją zdobyć. Był dziwnym wilkiem, bo żył samotnie,
„prawie tak samo jak…” – przerwała swoje rozmyślania, bo w drzwiach mignęły jej
długie, proste, czarne włosy. Wiedziała co to oznacza.
Wstała
wolno z fotela i wzięła książkę do rąk. Spoglądała na nią chwilę i udała się do
tej części biblioteki, do której kierowało się ponad osiemdziesiąt procent
przybywających. Mało kto zostawał w czytelni. Ludzie zbyt się śpieszyli, by
chociaż tam zajrzeć. Nie cieszyło jej to, ale też i nie smuciło. Było jej to
obojętne.
Weszła
akurat w chwili, gdy Miłka przekonywała wątłą postać do pójścia do czytelni.
Podeszła do dziewczyny i zapytała:
-
Czyżbyś tego szukała?
Jej oczekiwania się spełniły. Amelia przyszła tutaj po tą książkę. „Więc
może faktycznie zdobędziemy nową osobę” – to oczywiście o niczym jeszcze nie
przesądzało, ale stanowiły powód do narodzenia się nadziei. Nou uśmiechnęła się
lekko.
- Mówiłam, że to bardzo dobra książka – podsunęła tom jeszcze bardziej w
stronę dziewczyny.
- Tego właśnie szukałem! – niespodziewanie, właściwie znikąd, pojawił się
wysoki chłopaczek. Już wyciągał dłoń po bordowy tom, ale Nou cofnęła rękę.
Mierzyli się chwilę spojrzeniami.
- Nie tak szybko Kojocie… Szukałeś?
- Tak, trzeba skądś czerpać wiedzę o swoim wrogu – uśmiechnął się
zadziornie. – W końcu odkryłem Twoją historię, ha! – podparł się pod boki.
Jakby to, że otrzyma książkę było dla niego oczywiste.
- Przepraszam..? – szepnęła Amelia, wciąż mając wzrok wbity w ziemię.
Nou momentalnie oderwała wzrok od chłopaczka. Nie znosiła go, a w tej
chwili już w ogóle stracił w jej oczach. Wydawało mu się, że już wygrał. „Niedoczekanie!”
– pomyślała.
- Tak? – kobieta skupiła całą uwagę na dziewczynie.
Amelia miała mętlik w głowie. Gdy tu wchodziła miała nadzieję, że
wszystko pójdzie szybko i zgrabnie. A teraz była otoczona przez trójkę ludzi.
Chwilę zajęło jej zanim wydusiła z siebie śmiałe zdanie.
- Mogłabym dostać tę książkę? – wskazała na tom trzymany przez Nou.
- Oczywiście – kobieta bez wahania podała jej książkę. – Tylko nie
oddawaj pierwszej części.
Dziewczyna miała ochotę spytać „dlaczego?”, ale to wymagałoby nawiązania
z tą dziwną kobietą rozmowy. I jak podejrzewałam, ten chłopak niewątpliwe
również włączyłby się do rozmowy. Nie uśmiechała jej się taka możliwość. Odwróciła
się w stronę lady.
- Czy mogłabym wypożyczyć ten drugi tom? – spytała mając wzrok utkwiony w
podłodze.
- Ej, ej! Czekaj! A co ze mną? – upomniał się chłopaczek, do którego
dotarło, że nie osiągnął swojego zamiaru.
- A czego byś jeszcze tutaj chciał? – spytała zadziornie Nou.
- Tej książki.
- Wybacz kochanieńki, wypożyczona – odpowiedziała Ludmiła, która właśnie
wbijała dane do komputera.
- Jak to?!
- Proszę o ciszę. W bibliotece jesteś… - kobieta pokręciła głową.
- Jak mogłaś wypożyczyć książkę tej dziwaczce, gdy jasno dałem do
zrozumienia, że ją chcę?
- Po pierwsze, nie obrażaj innych, po drugie, normalnie mogłam to zrobić.
Była pierwsza i w przeciwieństwie do ciebie wie jak się zachować.
Amelia wiedziała, że mowa o niej i tej książce, ale czuł, że nie bierze
udziału w tej rozmowie. Nawet, gdyby odważyłaby się na jakiekolwiek słowa,
zostałyby one zignorowane.
- Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? – Ludmiła nie udawała miłej. Młodzieniec
nieco ją zirytował, więc liczyła, że opuści bibliotekę w trybie natychmiastowym.
- Chcę wypożyczyć „Cú glas” – upierał się.
-
Nie ma, przyjdź innym razem. Termin oddania upływa 18 stycznia.
-
Nie mogę tak długo czekać!
-
W takim razie poszukaj tego tytułu gdzie indziej.
-
Przecież nigdzie go nie ma!
-
Co ja panu powiedziałam na temat krzyczenia?
Nou
uśmiechała się złośliwie pod nosem. Nie musiała się odzywać, Miłka świetnie
radziła sobie z delikwentem. W końcu to była jej robota. Kobieta wpatrywała się
w dziewczynę, która najwidoczniej nie wiedziała co się dzieje i co ma ze sobą
począć.
Dziewczyna na krótki ułamek sekund podniosła wzrok i dojrzała uśmiech na
piegowatej twarzy. I zielone oczy. Ich spojrzenia się spotkały. Amelia poczuła
jak jej policzki robią się ciepłe, spuściła wzrok i wbiła w końcówki swoich
butów.
-
Chodźmy stąd – zaproponowała Nou przechylając się w jej stronę.
ciąg dalszy nastąpi... i tym razem nie tak szybko.