sobota, 26 października 2013

WA: Aura głupiej miłości.

Troszkę pogmatwane i nie po kolei. Są to wyrwane sceny, nie są chronologiczne. Gratuluję każdemu kto da radę doczytać to do końca ;) 



WA2: Aura głupiej miłości.

Po korytarzu roznosił się szelest fruwających kartek. W ścianę uderzyła kolejna partia zeszytów.
- Słyszałaś! Możesz się tutaj więcej nie pokazywać!
- Ela...
Drzwi zamknęły się z potężnym hukiem, zaraz echem rozniósł się dźwięk zasuwanego zamka. To był jawny znak, że Ela nie odpuści sobie przyjemności kompromitowania swojej dziewczyny. De facto - byłej, w tej chwili. Magda jeszcze chwilę wpatrywała się w dębowe drzwi, które w tej chwili wydawały jej się ponad wszystko nieprzyjazne. Wiedziała co jest po drugiej stronie, zdawała sobie sprawę z tego co się tam dzieje. Osunęła po nich i usiadła na wycieraczce.
- Ela... 
- Idź sobie! - usłyszała stłumiony krzyk, który wydobywał się przez zaciśnięte gardło.

*
- Cześć.
Ela zobaczyła przed sobą pogodną twarz jakiejś dziewczyny. Nie znała jej. Widziała ją już kilkakrotnie na korytarzu, ale nie kojarzyła z imienia ani pseudonimu. Raczej nigdy nie zostały sobie przedstawione. Dziewczyna miała krótko ostrzyżone włosy i nosiła przydługi sweterek. Wyglądała jak te nastolatki, które stylizowały się na zniewieściałych chłopców. Ela nigdy nie przepadała za tymi osobami, zapewne dlatego, że z żadną nie miała do czynienia.
- Nie znam cię - poprawiła okulary na nosie. Zawsze jej zjeżdżały, powinna była je w końcu wymienić, ale za bardzo przyzwyczaiła się do tej pary, nawet jeśli były takie nieznośne.
- Nie szkodzi, ja ciebie również - dziewczyna nie poczuła się urażona nieco chłodnym stwierdzeniem Eli. Widocznie nie zrażała się pierwszymi słowami nieznajomych ludzi.
- Aha, super - Ela miała zamiar ruszyć dalej, bo właściwie, pojawienie się owej nieznajomej przerwało jej wędrówkę przez korytarz. Pragnęła tylko przedostać się na drugi koniec i zaszyć w kącie, tak by nikt nie zwracał na nią uwagi.
Ela, prawda? Jestem Magda - nieznajoma nie wyczytała cichych nadziei w oczach Eli, z przykrością dla tamtej, która z każdą chwilą traciła zrozumienie dla i tak bezsensownej sytuacji.
- Powiedziałaś, że mnie nie znasz... - westchnęła.
Wiem jak masz na imię i jeszcze parę innych niezbędnych szczegółów - dziewczyna wciąż szczerzyła się do Eli.
No proszę, jakie to szczegółu?
- Tajemnica - puściła do niej oczko.
Eh? - Ela miała wrażenie, że ktoś robi sobie z niej żarty. Czuła, że koledzy czają się za rogiem i tylko czekają, żeby przed nią wyskoczyć i zacząć się śmiać prosto w twarz. - To czego właściwie ode mnie chcesz? 
Magda na chwilę przestała się uśmiechać, po jej twarzy przebiegł wyraz skupienia. "Cóż za bezsens" - pomyślała Ela.
- Masz bardzo ciekawą aurę - odpowiedziała w końcu uradowana Magda. To chyba była najdziwniejsza rzecz jaką Ela usłyszała od zaczepiających ją ludzi. Właściwe, od jakichkolwiek ludzi!
- Taaak... - Ela postanowiła zakończyć tę farsę i ruszyła przed siebie. Ku swojemu zaskoczeniu, niemiłemu niestety, zorientowała się, że dziewczyna idzie tuż koło niej. To musiał być czyjś żart, może grali w wyzwania. Ela nie była zbyt lubianą osobą, nie mówiąc już o tym, że sama niezbyt przepadała za większością ludzi. Po prostu ich nie trawiła. Denerwowali ją swoją trywialnością i ignorancją dla spraw naprawdę wartych uwagi. Wciąż siedzieli z oczami wlepionymi w swoje komórki albo inne zabawki, jedyne o czym potrafili dyskutować było to, kto się bardziej narżnął i stracił przytomność lądując pod czyimś stołem.
Nie kłamię. Przyciągasz nią uwagę -ciągnęła dalej Magda, była święcie przekonana, że Ela potraktowała to jako żart, kiedy ona mówiła całkiem poważnie. Była zagorzałą fanką szamanizmu i wszelako pojmowanej duchowości.
Ela powstrzymała się, by nie parsknąć śmiechem. Jedyną rzeczą, na którą inni zwracali uwagę, były jej notatki. Jako jedyna nie była na tyle ograniczona by wszystko "zlewać", poza tym - to był jej świat.
- Na pewno - mruknęła cicho pod nosem.
- To chyba nie jest twój najlepszy dzień? - zaciekawiła się Magda.
- Ależ skąd! To fantastyczny wtorek. Jeden z lepszych - odpowiedziała z przekąsem i usiadła pod ścianą. Miała szczerą nadzieję, że Magda sobie pójdzie. Jednak ta, zamiast spełnić niewypowiedzianą prośbę dziewczyny, usiadła obok niej. Ela spojrzała na nią ukradkowo. Magda nieco wyróżniała się z otoczenia. Nie dość, że miała krótkie włosy, to miała w nie wplatane jakieś koraliki. Na szyi wisiały dziwne amulety, których pochodzenia Ela nie potrafiła określić na pierwszy rzut oka. Gdy się chwilę przyjrzeć Magdzie, okazywało się, że wcale nie stylizuje się na chłopca, po prostu miała taką urodę.
- Niesamowicie podobają mi się twoje kolczyki - zagaiła Magda. Jak je dostrzegła? Ela miała dość gęste, falowane włosy, które pałętały jej się po całej twarzy, dlatego najczęściej związywała je lekko gumką, mimo to zasłaniały one uszy. A nawet gdyby nie, kolczyki były tak mikroskopijnie małe, że Ela często zapominała o ich istnieniu. Biżuteria przedstawiała dwa drobne piórka.
- Yhym - Ela otworzyła swoje notatki i zaczęła je studiować. Nie miała ochoty na rozmowę o swoich kolczykach, a już na pewno nie o swojej aurze. Bo jeśli już jakąś miałaby mieć, zapewne byłaby ona ciemna i odpychająca a nie interesująca.
Magda siedziała z Elą i wpatrywała się w jej zamyślony profil. Z każdą chwilą jej zaciekawienie rosło. Dla postronnego obserwatora mogłoby się to wydawać niedorzeczne, ale ona odnajdywała w tym swoje intencje. Ela była zupełnie inna niż reszta studentów, różniła się od artystycznej gromady Magdy. Nawet jeśli wyglądała jak szara, zwykła osoba. Magda dostrzegła w Eli coś więcej niż przydużą bluzę i wiecznie posępną minę.

*

Magda siedziała obok swoich koleżanek i opowiadała artystyczną anegdotę. Cała uwaga skupiała się na niej, nawet Ci już ledwo kojarzący koledzy wpatrywali się w jej usta i próbowali poskładać w głowie słowa, które docierały do nich jak zza mgły. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, uważając, że to co Magda powiedziała było śmieszne. Takie też było, dla nich.
Ela siedziała z podciągniętymi kolanami na sofie, zastanawiając się co u diabła tutaj robi. "Jakim cudem dałam się zaciągnąć na to diabelskie posiedzenie?"-pytała wciąż w duchu. Nie pajała zbytnią sympatią do pokręconych znajomych Magdy, nie miała wobec nich innego nastawienia niż do reszty świata. Była to banda ludzi, którzy myślą, że są ponad innych, a powodem tego był ich "dar". Zbierali się u siebie nawzajem, palili środki otumaniające mózg i uważali, że to natchnienie albo objawienie. Pod tym kątem Ela nie znosiła usposobienia Magdy, uważała, że stać ją na więcej niż wieczorki z tą bandą. Nie mogła jednak zabronić jej na te spotkania, to byłby akt próby wyrwania artystce duszy. Nie dopuściłaby się tego. Obie miały swoje poglądy na wolność i relację, która je łączyła.
Ela krztusiła się lekkim dymem, który krążył po pokoju. Widziała przed sobą wizję następnego poranka. Miała ochotę wstać i wyjść. Mogłaby to zrobić, nawet uczyniłaby to bez wahania, gdyby nie to, że Magda właśnie w tym momencie wstała i podeszła do niej z szerokim uśmiechem. Zawsze tak robiła. W jakiś pokręcony sposób odczytywała wszystkie intencje Eli, nawet jeśli działa na przekór im. Tłumaczyła to zdolnością interpretowania aury i jakichś sygnałów duchowych. Ela nigdy nie mogła tego zrozumieć, ale przyjmowała to do wiadomości.
Magda usiadła obok niej na sofie i chwilę spoglądała jej w oczy. Wzrok miała odległy, tak jakby wcale nie znajdowała się w tym miejscu. Ela wiedziała, że Magda teraz szybuje gdzieś po zaświatach i innych bzdurnych wymiarach. Próba rozmowy z nią byłaby równie bezcelowa co tłumaczenie dziecku, że nie powinno robić czegoś na co ma ochotę. Magda objęła ją i bełkotała coś pod nosem. Ela niepewnie położyła dłoń na jej ramieniu i lekko odsunęła od siebie. Nie miała ochoty na taką bliskość.
- Muszę iść - oznajmiła wbijając wzrok w podłogę. Poprawiła okulary i wstała.
- Ela... - Magda wpatrywała się uporczywie w dziewczynę.
Hym? - spojrzała na nią zmęczona.
- Nie idź.
- Nic tu po mnie - Magda wiedziała, że to już koniec rozmowy. Ela była uparta i zawsze trzymała się tego co postanowiła. Poza tym, poniekąd miała rację. Nie miała nic wspólnego z tym co się tutaj wyprawiało, a przychodziła tylko dlatego, że Magda za każdym razem nalegała. Miały tak mało czasu dla siebie.
Drzwi zamknęły się bezszelestnie. Tylko po chwili zza okna dało się słyszeć szczekanie wrednego psa sąsiada.

*

Telefon wydał z siebie krótki dźwięk. Magda rzuciła się do niego i spojrzała na wyświetlacz. Urządzenie informowało ją, że bateria się rozładowuje. Zniechęcona tym rzuciła telefon na materac obok siebie. Od dwóch dni czekała na jakąś wiadomość od Eli, ale tamta najwidoczniej nie miała zamiaru jej o niczym informować. Magda była w kropce. Co prawda wiedziała gdzie Ela mieszka, ale miała świadomość, że nie może tam pójść. Sprawiłaby tym wiele przykrości Eli albo skończyłoby się tym, że wróciłabym z podartymi ubraniami i pobitą buźką. Cały czas zastanawiała się jak Ela może mieszkać w takim miejscu. I jakim cudem ta dziewczyna jeszcze chodziła po tym świecie. "Może ma tajne konszachty albo należy do jakiegoś gangu?"-zaśmiała się na samą tą myśl.
Nie pozostawało jej nic innego jak trwać w tym dziwacznym poczuciu i czekać.

*

Ela stała pod bramką ślicznego domku. Nie znosiła go. Zawsze gdy w nim przebywała, albo choćby w jego pobliżu, przechodził ją dreszcz. Czuła jak ludzie zaglądają zza białych firanek i śledzą jej ruchy. W środku zaś miała na sobie oczy tysięcy rysunków. To irracjonalne odczucie trzymało się jej mimo usilnych starań by się go pozbyć. Próbowała z całych sił przekonań samą siebie, że wszystko jest tak jak być powinno.
Pies sąsiada ujadał niemiłosiernie. Ela nie znosiła go równie mocno co tej okolicy. Kopnęła w jego stronę mały kamyk, ten zamiast trafić w psa odbił się od ogrodzenia i poturlał po chodniku. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się beznamiętnie w złośliwego psa.
- Nie znoszę cię - powiedziała w jego stronę. On jakby w odpowiedzi szczeknął na nią i odszedł. W końcu dał jej spokój. Po kilkunastu minutach w końcu znudziło mu się bezowocne ujadanie.
Dziewczyna spoglądała na szerokie okna ślicznego domku. Położyła dłoń na klamce furtki. Czuła pod palcami wypukłego sokoła. Pierwszy raz, gdy go dotknęła, myślała, że to błąd fabryczny, ale Magda oznajmiła jej, że to wizerunek ptaka i wytłumaczyła całą symbolikę tego zwierzęcia. Ela nie zapamiętała tej historii, uznała ją za zbędną. Nigdy nie przekonała się do "wierzeń" Magdy. W sumie nie musiała, nijak to się miało do całej relacji, choć Magda dość często tłumaczyła się aurami, duszami i innymi paranormalnymi zjawiskami. Eli to nie przeszkadzało, póki nie musiała brać w tym wszystkim udziału. Magda potrafiła być czarująca.
Zamiast przekręcić zdobioną klamkę, Ela puściła ją i odeszła. Po raz kolejny, stała pod ślicznym domkiem, aż w końcu rezygnowała i odchodziła. Nawet jeśli miałaby ochotę wejść do środka, czy nawet wbiec, nigdy tego nie robiła. Rezygnowała, wolała pozostać w swoim azylu.

*

- Czyś ty do reszty zgłupiała ? - Ela szarpnęła dziewczynę za rękę ciągnąc w swoją stronę.
Grupka młodych artystów stała pod nowiutko odremontowanym budynkiem. W torbach mieli puszki z farbami, pędzle i spreje. Ich cel był dość oczywisty i przewidywalny. Młody chłopak stał z kamerą obok i zachęcał resztę do działania. W ich głowach narodziła się idea cudownego upiększenia świata i zamiast na cel obrać sobie jakieś stare mury czy bloki, wybrali ten nowiutki.
- Dlaczego? 
- Dobrze wiesz, że to jest zabronione.
- Daj spokój. Nie robimy nic złego, chcemy tylko upiększyć ten nijaki blok.
- Prosił was o to ktokolwiek.
- Tak, dostaliśmy polecenie od...
- Nie! - przerwała jej Ela. - Nawet nie próbuj znów zaczynać.
- Kiedy to...
- Nie, proszę - Ela wydawała się zrezygnowana tym wszystkim. Magda zadzwoniła do niej w środku nocy oznajmiając, że musi pokazać jej coś spektakularnego. Przyszła tutaj i znów spotkał ją ten sam zawód. Ile razy już musiała wyciągać Magdę z aresztu, nie miała ochoty czynić tego kolejny raz. - Odpuść sobie.
- Nie mogę.
- Możesz! Po prostu zostaw tę bandę i choć ze mną.
- Nie mogę...
- Kto ci zabr... albo nie, lepiej nie będę pytała. 
- Ela, ja naprawdę...
Tamta pokręciła głową.
- Nie dzwoń więcej do mnie w takich sprawach. Nie będę pochwalać Twoich spektakularnych czynów. Rozumiem Twoją przemożną potrzebę otumaniania się, czynienia czegoś ponad innych, ale nie będę po raz kolejny patrzeć jak obcy przemawiają ci do rozsądku. Po prostu nie mam na to sił.
- Ela! Przecież to będzie dzieło naszych duszy. To będzie okazanie piękna, którego człowiek nie potrafi dostrzec. Przelewamy nasze aury na widzialną formę, aby każdy mógł zrozumieć, że jest w tym świecie coś ponad elektronikę, ponad pęd każdego dnia. Proszę, pomóż mi w tym dziele.
Nie, już powtarzałam ci to miliony razy. Masz do wyboru tyle form ucieleśnienia swojej idei, dlaczego za każdym razem wybierasz te, które zagrażają twojemu życiu i wolności?
- Tylko w ten sposób zostanę zauważona.
- Stek bzdur, posłuchaj czasami tego co mówisz. Idę stąd.
Magda złapała ją za rękę. Ela zatrzymała się, ale nie spojrzała na nią. Wiedziała, że tamta wykorzysta każdą, nawet najmniejszą szansę, żeby ją złamać. Opanowała to niemal do perfekcji.
- Zostań.
- Chodź ze mną.
Stały tak chwilę w milczeniu. W końcu Magda puściła dłoń Eli. Obie wiedziały, że żadna nie da się przekonać. Każda poszła w swoją stronę.

Jeszcze tej samej nocy Ela dostała telefon z komisariatu, że jej Magda prosiła o kontakt z nią. Odmówiła połączenia i do samego rana siedziała nad swoimi projektami.

*

Siedziały razem w kącie zatłoczonego pokoju. Co chwila ktoś kręcił się w tą i z powrotem. Ela wolała spędzić ten wieczór w bardziej ustronnym miejscu, ale Magda uparła się, że muszą przyjąć zaproszenia.
- Przecież to Święta - powtarzała.
Było to o tyle dziwne, że żadna z nich ich nie obchodziła. Ela nie wierzyła w narodziny Chrystusa i całe to święto uważała za jedną wielką propagandę, natomiast Magda wyznawała w życiu trochę inne wartości niż nakazywała ta cudaczna religia. W takim ułożeniu Ela nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego Magda nalegała, żeby tu przyszły. W dodatku, aby tradycji stało się za dość, oznajmiła, że mają się wymienić prezentami. Ela miała tyle szczęścia, że ową niespodziankę przygotowywała od jakiegoś czasu, ponieważ Magda miała w tym okresie urodziny.
- Naprawdę musimy tutaj siedzieć? - spytała po raz kolejny. Przytłaczała ją obecność tych wszystkich ludzi. Nawet jeśli ponad połowę z nich znała, nie chciała mieć z nimi za dużo do czynienia. Podejrzewała, że to działa w dwie strony.
- Koniecznie. To miejsce jest przepełnione pozytywną energią! - znów zaczęła swoje duchowe tłumaczenia.
- Yhym - Ela westchnęła cicho. Nie rozumiała pojęcia aury ani chi, to też ten argument był dla niej bez sensu. - Wolałabym już pójść do ciebie niż tutaj siedzieć...
- Naprawdę? - Magda ożywiła się jeszcze bardziej. Z niewyjaśnionych dla niej przyczyn Ela omijała jej dom szerokim łukiem. Nie mogła tego pojąć, bo przecież tam wszystko było w idealnej harmonii, więc jakim cudem tak odpychał aurę Eli?
- Naprawdę...
- W takim razie chodźmy - wstała i pociągnęła za sobą Elę.
Opuściły zgromadzenie niemal natychmiast.
- Zawiadomię Nou, żeby przyszli.
- Nie - Ela wyrwała swoją dłoń z jej uścisku. Zatrzymała się.
- Dlaczego?
- Oni zawsze tam są, za każdym  razem ci towarzyszą... Boisz się przebywać z kimś sam na sam ?
- Skądże, to śmieszne.
- Czyżby? 
- Oczywiście! - Magda poczuła się urażona. - Jak możesz sugerować mi taką głupotę?
- Tak samo jak ty karmisz mnie ciągle bzdurnymi bajkami o duchach i aurach...
- To nie bajki, to...
-Tak, wiem. Nie musisz tego powtarzać. Po prostu... Nie możemy choć raz pobyć chwilę same?
- Ela, przecież tyle razy byłyśmy sam na sam.
- Tak? Kiedy? Bo jakoś nie zauważyłam.
- To że inni są dookoła nie oznacza, że jesteśmy z nimi.
- Dla mnie oznacza. Nie patrzę na świat przez pryzmat kolorowych okręgów, które się ponad innymi unoszą. Jeśli ktoś koło mnie stoi, to znaczy, że tam jest, a nie pojawia się dopiero w chwili, gdy ja sobie tego życzę...
- Przecież to skazuje cię na wieczną obecność kogoś!
- Nie, wystarczy, że pójdę do siebie i jestem sama.
- Mówisz o tych momentach, gdy nie odbierasz telefonów ani nie odzywasz się do nikogo? 
- Także.
- To bezsensu. 
- Widocznie tak już jest. Tak samo jak ty. 
- Co ja? 
- Boisz się osobności...
- Wcale nie! 
- Udowodnij.
- Dobrze...
Ruszyły w stronę domu Magdy. Ela wiedziała, że nic z tego nie będzie, przerabiały to z milion razy. Zawsze w jakiś magiczny sposób pod ślicznym domem pojawiali się kumple Magdy.
Tym razem nie było inaczej. Co prawda pod bramką nikogo nie było, ale gdy tylko obie przekroczyły próg domu zobaczyły światło w pokoju i przyciszone rozmowy. Zza framugi wypełzały obłoki dymu.
Znowu to zrobiłaś...
- Nie, przysięgam, że tym razem nie miałam pojęcia, że tutaj będą.
- To już nie ma znaczenia. Nie wyprosisz ich, bo przecież nie wolno. W takim razie ja usunę się wam z drogi.
- Ela, proszę, nie idź. Zawsze wychodzi...
- Ty naprawdę nic z tego nie rozumiesz.
- Nie, mogłabyś mi to wytłumaczyć.
- Robiłam to już miliony razy.
- Nie możesz następny?
- Nie, nie mam już tyle sił. Staram się jak mogę, poświęcam każdą chwilę, a ty to po prostu ignorujesz.
- Przecież poświęcam ci moją całą uwagę.
- Czyżby? Raczej swojemu choremu wyobrażeniu o mojej duszy. Nie wiem, może kontaktujesz się z nią w jakiś pokręcony sposób. Nie mam pojęcia. 
Magda milczała. Wiedziała o co złości się Ela, ale jej odczucia były temu całkiem przeciwne. Była święcie przekonana, że nie zaniedbuje Eli ani jej uczuć, w żadnym wypadku nie brała pod uwagę takiej możliwości.
- Idź do swoich pokręconych znajomych, przynajmniej rozumiecie co do siebie mówicie albo wydaje wam się, że mówicie.
I naprawdę nie możesz zostać? Oni nie muszą zwracać na nas uwagi.
- Nie... Muszę iść.
Magda podeszła do Eli, chciała ją przytulić. Ta tylko delikatnie musnęła jej dłoń pozostawiając w niej mały pakunek. Wyszła nie oglądając się za sobą. Gdyby się obejrzała nie byłaby w stanie wyjść. Powstrzymywała się by nie wybuchnąć płaczem. Zazwyczaj tak to się kończyło. Ela bezinteresownie poświęcała każdą swoją wolną chwilę Magdzie, nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich poczynań. Okropnie denerwowało ją, że ta banda przytępawych artystów zawsze kręciła się w pobliżu, ale nie mogła na to nic poradzić.
Magda weszła do pokoju, w którym gromada ludzi zaciągała się otumaniającym dymem skrętów. Usiadła na sofie i odpakowała prezent. W środku znajdowała się broszka w kształcie Sokoła. Ela zrobiła ją sama, Magda wiedziała to od razu. Ela nie była z sekcji rysowników ani niczego takiego, po prostu zajmowała się sprawami technicznymi, które miały jakiś pożytek. Potrafiła także robić różne zabaweczki i odlewy. Praca nad tą broszką musiała zająć jej mnóstwo czasu, ponieważ była idealnie dopracowana. Magda uświadomiła sobie, że nie zdążyła dać Eli swojego prezentu, ale w porównaniu z tym co teraz trzymała w palcach był on niczym. Dziewczyna poczuła ucisk w gardle, nagle poczuła to dziwne ukłucie, które dawało o sobie znać, gdy zrobiła coś źle.

*

Ela siedziała skupiona nad elementami  układanki. Musiała to złożyć do końca tygodnia, a nie miała zamiaru zostawiać tego na ostatnią chwilę. Było to trudniejsze to wykończenia niż jej się początkowo zdawało. Małe części jak na złość gubiły się i nie chciały wpasować na dane im miejsce. Spajała właśnie dwa kawałki metalu, gdy telefon cicho zabrzęczał na stole. Przez chwilę wahała się czy powinna sprawdzać, ale w końcu odłożyła swoją pracę i spojrzała na wiadomość.
"Wróciłam!"
Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - odłożyła telefon lekko zirytowana. Magda wyjechała z dnia na dzień, nie pisnęła o tym ani słowa. Nawet nie pamiętała, żeby powiedzieć Eli, że się nie spotkają tak jak planowały. Teraz bezczelnie oznajmiała, że wróciła. Ela nie miała czasu na tą dziecinadę.
Komórka zaczęła dzwonić. Ela niechętnie ją odebrała.
- Jestem trochę zajęta...
- No wiesz!
- Nie wiem.
- Ela! Daj spokój, nie dąsaj się na mnie. Ten wyjazd był świetnym oczyszczeniem, jestem pewna, że to korzyść dla nas obu.
- Zwłaszcza dla ciebie, co? 
- Nie tylko! - zaprotestowała.
Ela milczała. Czuła się zirytowana tym zachowaniem. Wewnątrz cieszyła się ogromnie, że Magda w końcu zadzwoniła, ale nie mogła tego po sobie pokazać. Cóż by to było, gdyby tamta dowiedziała się, co rozgrywa się w myślach Eli.
- Spotkajmy się dzisiaj.
- Nie mam czasu...
- Proszę, nie widziałyśmy się tyle czasu. Na pewno znajdziesz chwilkę.
- Dobrze, ale tylko chwilę - usłyszała ciche "jest" w słuchawce.
- To widzimy się tam gdzie zawsze?
- Nie, widzimy się w "Lecce", mam ochotę na ich owocową herbatę.
- W takim razie będę tam za pół godziny.
-Do zobaczenia - Ela rozłączyła się. - Co też ona sobie myśli? - szepnęła do siebie z uśmiechem i odłożyła układankę na bok, uważając by nie zgubić ani jednego elementu. Chyba jednak będę musiała cię zostawić na później - pomyślała.

*

Magda cała rozpromieniona odnalazła Elę na korytarzu. Już któryś dzień z rzędu napadła ją z zaskoczenia. Dziewczyna pochłonięta była analizowaniem planów.
- Ubóstwiam Twój zamyślony wzrok.
- Hymm? - Ela uniosła lekko głowę, zdziwiona, że ktoś do niej mówi. Powinna się już do tego przyzwyczaić, ale nie potrafiła. Magda zawsze wybijała ją z rytmu. Zmuszała, by zostawiła to czym była zajęta. Nawet gdyby Ela nie miała ochoty na rozmowę z nią, nie było innego wyjścia.
Ten moment, gdy jesteś całkowicie pochłonięta swoim zajęciem - Magda była pod wrażeniem oddania Eli dla swojej pracy. W tym miejscu rzadko spotykało się takich ludzie, nie licząc artystów, ale oni uważali, że to ich jedyna szansa. W dodatku nie wszyscy.
- Tak, wiem o czym mówisz. Chcesz czegoś ode mnie? 
- Jak zawsze rzeczowa.
- Zawsze, czyli w twoim pojęciu jakieś dwadzieścia dni? - spojrzała na nią z lekką wyższością, choć siedziała na podłodze.
- Tak, to prawie jak wieczność!
- Daj spokój...
- Przecież ja cię już prawie całą znam.
- Nic o mnie nie wiesz.
- Wręcz przeciwnie! 
- Twoje duchy Ci to powiedziały?
- Właśnie.
- Super... To niech ci powiedzą, że nic o mnie nie wiesz i zawiodą do kogoś innego. Nie mam czasu na tą rozmowę.
- Jak zwykle, nigdy go nie masz - zasmuciła się, lecz całą resztę puściła mimo uszu.
- Mam, tylko dlaczego miałabym go trwonić na te bezsensowne bajki?
- Pozwól mi się zaprosić na kawę.
- Nie piję kawy..
- Cappuccino?
- Nie lubię.
- Czekoladę?
- Jestem uczulona.
- To może, herbatę?
- Pod warunkiem, że zgadniesz, która jest moja ulubiona - Ela uśmiechnęła się pod nosem. Nie było szans, żeby Magda odgadła, którą z tysiąca gatunków Ela lubiła najbardziej.
- Kwiat Hibiskusa albo Sencha Sakura - odpowiedziała niemal natychmiast.
Ela upuściła kartki z rąk i wpatrywała się w Magdę podejrzliwie.
- Skąd ty to... albo lepiej nie mów.
- Zatem dajesz się zaprosić? 
- Warunek jest warunkiem. Będę czekała pod budynkiem do piętnastej. Jeśli się nie pojawisz pójdę do domu, jeśli przyjdziesz pójdę z tobą.
- Ekstra - Magda kucnęła koło Eli. - Naprawdę się cieszę.
- Ja również - powiedziała to, choć jej twarz wcale tego nie wyrażała. Ela miała problem z wyrażaniem pewnych emocji, w tym entuzjazmu i radości. Zbyt długo była zgryźliwa.

*

Po lokalu kręciły się uprzejme kelnerki, co chwilę ktoś wchodził albo wychodził. Ela pochłonięta była własnymi myślami, zaś Magda miała akurat ten "swój moment". Ela wiele razy próbowała przeanalizować czym one się objawiają i co wpływa na ich pojawienie się, ale nie była w stanie. Nie było w tym żadnej zależności ani ciągłości. Nie pozostawało jej nic innego jak poczekać, aż Magda wróci do siebie. Właściwie, to nie było takie złe. Dziewczyna w końcu siedziała cicho. Ela przyglądała się tej uduchowionej twarzy. Pojedyncze kosmyki opadały Magdzie na czoło, gdzieś pałętało się to śmieszne piórko. Miała lekko rozchylone usta i mamrotała coś pod nosem, Ela nie była pewna czy to w ogóle jest po polsku.
W końcu powieki Magdy uniosły się odsłaniając radosne, ciemne oczy. To oznaczało koniec ciszy, ale Ela i z tego się cieszyła. Przebywanie z Magdą napawało ją dziwną i nie wytłumaczoną przyjemnością. Prócz tego, że nie znosiła, gdy tamta zaczynała mówić o tych szamańskich bzdurach.
- Mam pomysł - oznajmiła Ela.
- Tak?
- Chodźmy stąd.
- Oh, a to dlaczego?
- Za dużo tu ludzi. Co i rusz na ciebie zerkają.
- A skąd wiesz, że nie na ciebie? - zagaiła w celu podroczenia się.
Bez znaczenia - Ela nie dała się sprowokować.- Po prostu stąd chodźmy.
- Skoro tego chcesz.
- Chcę - Ela wstała od stolika i ruszyła w stronę wyjścia. Zerkała za siebie czy Magda za nią idzie.
Ubóstwiam, gdy decydujesz.
- Lubię, gdy słuchasz - odpowiedziała i wyszła z lokalu.

*

Ela siedziała na ławce osłoniętej drzewami i przyglądała się pieszym. Nie miała w tym konkretnego celu. Czytała wiele o profilach ludzi i chciała sprawdzić czy to prawda, ale szybko odpuściła sobie to zajęcie. Beznamiętnie śledziła kroki nieznajomych sobie osób. Czyniła to dość często, nie tylko dzisiaj. Zawsze dziwiło ją, że tak się śpieszą, jakby doba nie miała wystarczającej ilości godzin. Ona miała czas. Zawsze była na miejscu o wyznaczonej porze, nie zostawiała niczego na później, wykonywała wszystkie obowiązki, pracowała i uczyła się. I nigdy nie uważała, że doba jest za krótka, miała mnóstwo czasu dla siebie.
Po drugiej stornie placu stała Magda i  się rozglądała , najwidoczniej zniecierpliwiona. Ela poczuła niewyjaśnioną radość na ten widok. Chciała poderwać się z ławki i podejść do Magdy. Nie były umówione, ale przecież tamta tysiące razy tak ją napadała znienacka. W tym niemal samym momencie w polu widzenia pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna. Magda uśmiechnęła się szeroko i rozejrzała dla pewności. Tamta zeskoczyła z murku wprost na Magdę i objęła ją mocno. Ela przyglądała się temu uważnie, chyba nie znała tej dziewczyny. Nieznajoma ujęła twarz Magdy i pocałowała namiętnie, na oczach wszystkich! a Magda nie oponowała. Ela poczuła mocny ucisk w żołądku i odwróciła wzrok, gdy odważyła się tam spojrzeć obserwowanej wcześniej dwójki już nie było.
Ela tylko przez chwilę nie wiedziała co ze sobą począć. W końcu postanowiła powrócić do poprzedniego zajęcia. Po chwili stwierdziła, że to jest nieznośne i wstała z ławki. Zła, sama nie wiedzieć na kogo ani za co, ruszyła do domu. Tam zaszyła się nad swoim projektem. Nie myślała o niczym. W głowie tylko kołowały się jej dziwne uczucia, których nie była w stanie pojąć. Po cóż miałaby się przejmować czymkolwiek?

*

Nigdy nie zdarzało jej się być tak rozkojarzoną. Jej myśli zawsze były zmuszane do trzymania się ustalonego planu i kroczenia wyznaczonymi torami. Tym razem było inaczej. Ilekroć próbowała skupić się na swoich notatkach w jej głowie pojawiał się bezczelny uśmiech Magdy. Ta dziewczyna powiła się od tak, nie zapukała ani nie czekała na zaproszenie, po prostu wkroczyła do środka. Ela udawała przed sobą i przed nią, że nic ją to nie obchodzi, ale prawda była inna. Z każdym dniem przyzwyczajała się do nachalnej obecności Magdy, która nawijała o jakichś głupotach, zabierając cenny czas, który Ela poświęciłaby na naukę. Tylko że ten czas nie był marnotrawstwem, Ela cieszyła się, że może odłożyć swoje notatki i pozajmować się czymś innym. Oczywiście nie ujawniała tych uczuć, bo jakże by mogła dopuścić do takiej karygodności... To by oznaczało, że wtapia się w resztę.
Po raz piąty zaczęła czytać to samo zdanie. Miała wrażenie, że w jej umyśle odgrywa się jedna z tych irracjonalnych książkowych scen. Dziwne uczucie szczęścia i zadowolenia, które nie było niczym uzasadnione. Jej organizm dziwnie reagowała na słowa i widok Magdy, to martwiło ją najbardziej, ponieważ nie mogła tego zrozumieć. Czego ta dziewczyna właściwie od niej chciała?
Odsunęła od siebie kartki, w takim stanie czytanie ich treści było bezowocne. Postanowiła pójść na spacer. To zawsze ją uspokajało.

*

Nou rysowała właśnie portret złowieszczego człowieka-psa, gdy Magda stanęła nad nią z dziwnym wyrazem twarzy. Opadła na krzesło obok niej i rzekła:
- Chyba się zakochałam.
- Znowu?
Magda spojrzała na swoją koleżankę ze zdziwieniem . Czyżby tak często mi się to przytrafiało? - pomyślała.
- Uwierz. Ta dziewczyna przyprawia mnie o drżenie serca.
- Może coś przedawkowałaś - zaśmiała się.
Eh, Nou! Mówię ci! Nawet Veau nie potrafi mi objaśnić jej osobowości!
- Oh, jak twój duch przewodnik tego nie potrafi... Może nie powinnaś się w to pakować?
- Chyba za późno.
- Rozumiem.
- Ona jest fantastyczna. Zawsze wiem, gdzie ją znaleźć, ponieważ systematycznie trzyma się swojego planu. I znajduję ją z tym skupieniem na twarzy. Ma niemal zawsze potargane włosy i okulary tak pięknie zsuwają jej się na czubek nosa, więc musi je ciągle poprawiać. Jest oschła, ale myślę, że mnie lubi. 
- Tylko się nie rozpędzaj Sokole. 
- Dlaczego? 
- Sama właśnie wypowiedziałaś powody. Chyba nie bardzo się rozumiecie?
- Wręcz przeciwnie, idealnie!
- Oczywiście.
- Mówię ci prawdę. O! Idzie! Do zobaczenia wieczorem, tym razem u ciebie - i poderwała się z krzesełka cała rozpromieniona. Nou śledziła jej kroki tylko przez chwilę, by dowiedzieć się, która dziewczyna zdołała tym razem zwrócić uwagę Magdy. To nie było trudne, bo artystka miała dość porywczy temperament, ale chyba od dłuższego czasu nie zdarzyło jej się powiedzieć, że się zakochała. Szykowało się coś trudniejszego, Nou przeczuwała, że to nie będzie dla nich łatwe. Tylko ile to zajmie? - wróciła do rysowania człowieka-psa.

*

Magda była pochłonięta szkicowaniem nowego planu mandali i nie zauważyła kiedy zbliżyła się do niej Ela. Kobieta trzymała dłonie w kieszeniach i przyglądała się w skupieniu kartce. Wiedziała co to zwiastuje, nie zobaczy Magdy przez najbliższe dni, a później tamta będzie wykończona swoją bezsensowną pracą. Ela nie rozumiała idei tworzenia mandali. Nie tylko w wykonaniu Magdy, ale kogokolwiek, nawet tych mnichów, którzy dzięki temu szkolili swoje... właściwie nie wiedziała co.
- Podoba ci się? - spytała Magda,  gdy w końcu się zorientowała z obecności Eli.
- Można tak powiedzieć..
- Coś się stało? - spojrzała na nią lekko zmartwiona.
- Nic takiego - pokręciła głową i usiadła obok Magdy na trawie. Artystka lekko ją przytuliła. Ela oparła głowę na jej ramieniu. - Kiedy wrócisz do domu? 
- Nie mam pojęcia. 
- Yhym... - Ela przymknęła oczy i rozkoszowała się przyjemnym zapachem. Kosmyki włosów Magdy łaskotały ją w policzek. - Włosy ci urosły.
- To prawda! Nou mi je lekko wystylizowała. 
- Jak zwykle świetnie.
- Właśnie, Nou zapraszała nas do siebie na jakąś rocznicę.
- Jaką?
- Nie mam pojęcia. Chyba tego swojego nowego związku. Wiesz przecież, że dla niej te trzy miesiące to prawie jak całe życie.
- Dla ciebie też.
- Już nie!
- No tak, przecież ty masz tylko chwile słabości...
- Ela, nie psuj tak ładnego dnia.
- Wybacz - i nic już nie powiedziała. Wpatrywała się w smukłe dłonie Magdy, które nadal kreśliły idealne linie mandali. Zawsze uwielbiała patrzeć jak kobieta rysuje.

*

Mały płomyk bujał się rytmicznie nad świeczką. Przechylał i wracał do pozycji prostej. Wosk z wolna spływał po brzegu szklanej osłonki tworząc kolejne grudki koloru. Świeczka była w połowie wypalona. W pokoju panował półmrok. Ela usiadła i skrzyżowała nogi. Zsunęła gumkę z nadgarstka i zgarniając niesforne fale związała włosy w kucyk. Nasunęła okulary na nos i wstała z łóżka. Magda spała spokojnie, oddychając rytmicznie. Jej karmelowa skóra odznaczała się na tle białej pościeli. Ela chwilę wpatrywała się w ten chłopięcy profil i pokręciła z niedowierzaniem głową. Narzuciła na siebie bluzę, czuła jak oczy rysunków śledzą każdy jej ruch. Rozejrzała się dookoła, nikogo nie było, więc odczucie tego, że ktoś ją obserwuje było złudne. Wymknęła się z pokoju, a następnie z samego domu. Pies sąsiadów jak raz nie zaszczekał.

Płomyk migotał coraz słabiej, nie zostało mu zbyt wiele wosku do stopienia. Magda się ocknęła. Poczuła chłód na udach, więc podniosła się, żeby naciągnąć na siebie koc. W pokoju nikogo nie było. Mogła to przewidzieć, Ela zawsze znikała zanim nastał ranek. Choć teraz było jeszcze całkiem dużo czasu do szóstej.- Kiedy poszłaś? - zaczęła się zastanawiać. Otuliła się kocem i spoglądała na puste miejsce obok siebie. Tak musiały czuć się osoby, które przywykły do czyjejś obecności, ale one nie miały na to okazji. Ela nigdy nie pozwoliła ani sobie, ani jej, na ten luksus, zawsze czmychała, gdy tylko miała okazję. Magda nie była lepsza, znikała od czasu do czasu, na kilka dni albo nawet tygodni. Czasami myślała, że obie idą w złą stronę, ale nic jej nie podpowiadało, że powinna to zrobić. Układało się, więc po co miałyby to zmieniać?

*

- Zgadnij co dla ciebie mam! - Magda pojawiła się spóźniona, po zaczerwienionych policzkach było widać, że biegła.
- Nie mam pojęcia - Ela podniosła się z ławki, uważając, żeby się nie pośliznąć.
- Spróbuj chociaż!
- Dobrze... Pomyślmy, bilet do ciepłego i suchego teatru?
Magda zaśmiała się i pokręciła przecząco głową.
- W takim razie się poddaję.
- Zero z tobą zabawy...
- Jak zawsze - Ela ujęła dłoń Magdy i ruszyła przodem. Nigdy nie lubiła niespodzianek.
- W takim razie ci nie powiem.
- Dobrze, nie mów.
- Ela!
- Tak? -spojrzała na Magdę rozbawiona. Było oczywistością, że kobieta prędzej czy później jej powie. Zapewne zdoła zachować to w tajemnicy najpóźniej do wieczora.
- Nic - obruszyła się jak nastolatka. Magda nadal pozostawała tamtą dziewczyną, podczas gdy Ela jeszcze bardziej skupiała się na realnych aspektach życia. Była trochę bardziej otwarta, choć w ciągu dalszym unikała ludzi i uważała ich za głupców w większości.
- Widziałam waszą wystawę. Nie sądziłam, że tak szybko was pokażą.
- No wiesz? Przecież jesteśmy świetni. 
- Ale nie tylko wy.
- I jak ci się podobało? 
- Hym... W końcu zrobiliście coś zrozumiałego dla reszty.
- Jesteś okropna.
- Trochę. Nie będę cię komplementować, robiłam to wiele razy zanim skończyliście prace.
- Niech ci będzie.
Szły trzymając splecione dłonie w kieszeni płaszcza Magdy. Rzadko im się to zdarzało, ale teraz była ku temu okazja. Musiały z niej skorzystać. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiły. Rozkoszowały się widokiem rozmokłych trawników i gnijących liści.
- Jadę w przyszłym tygodniu do Paryża - powiedziała w końcu Magda.
- Oh... 
- Tylko tyle chcesz mi powiedzieć?
Ela nie miała nic do dodania w tej sprawie. Wiedziała z czym taki wyjazd się łączy. Nie zobaczy Magdy przez najbliższe dwa tygodnie. Może nawet jej nie usłyszy. Artystka w takich okolicznościach zapominała o całym świecie.
- Ela? - Magda zatrzymała się i zmusiła, by kobieta na nią spojrzała.
- Co mam ci powiedzieć? - uporczywie odwracała wzrok. Zbyt bała się przyznać, że każda rozłąka jest dla niej bolesna.
- Cokolwiek... ponieważ jedziesz ze mną!
Ela utkwiła wzrok w oczach Magdy.
- Jeśli sobie ze mnie żartujesz, to oświadczam, że to nie jest śmieszne...
- Nie! Dla ciebie też mam bilet.
Ela nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie mogła uwierzyć w słowa Magdy. Artystka zawsze jeździła sama, gdziekolwiek, nawet wtedy, gdy Ela proponowała, że załatwi sobie bilet. A teraz tak po prostu zabierała ją z sobą.
- Cudownie - zabrzmiało to trochę chłodno, ale Magda wiedziała, że Ela się cieszy. Znała ją na tyle, by mieć co do tego pewność.
- Też się cieszę - przyciągnęła ją do siebie. - Cały tydzień w stolicy rozpusty tylko dla nas - uśmiechnęła się pod nosem. - I co, zadowolona z niespodzianki?
- I to jeszcze jak - Ela spoglądała na nią zza swoich szkieł. Nigdy nie dała się namówić, by zastąpić okulary soczewkami.
- Uwielbiam cię - Magda oplotła ją w pasie i miała zamiar pocałować.
- Ciii - Ela zaśmiała się  i uwolniła z uścisku Magdy. - Ludzie patrzą.

*

 Ela od dawna nie była tak pochłonięta pracą, w pełni na niej skupiona i oddana. Jej myśli analizowały układy równań i zależności. W końcu udało jej się przestać cały czas myśleć o Magdzie. Ile razy do tej pory próbowała coś zrobić, kobieta stawała jej na przeszkodzie. To było nie do przyjęcia, zwłaszcza, że odbywało się jednostronnie. Magda potrafiła zniknąć na dłuższy czas i nie dawać znaku życia, w całości oddana swoim rysunkom. Ela tak nie potrafiła, bezustannie martwiła się o Magdę i jej samopoczucie. Każdą wolną chwilę poświęcała jej. I co w zamian dostawała? Absolutnie nic, ale była tak pochłonięta tą osobą, że nie miała o to żalu. Do czasu...
Czuła się źle z tym co powiedziała, co w odwecie usłyszała. A jednak okazało się, że to ją ocaliło, nawet jeśli teraz była zupełnie porozkręcana jak jej układanka, która leżała na stole. Skręcanie różnych elementów pomagało jej odciągnąć myśli od smutku czy innej chandry, której nie zamierzała odczuwać. Była na tyle dorosła, by zrozumieć przyczyny i skutki. W okrutnym świecie czas i poświęcenie nie miało znaczenia. Wystarczyła chwila nieuwagi by wszystko się zawaliło. Nie winiła ani Magdy, ani siebie. Ileż razy już się kłóciły i rozchodziły? Wydawałoby się, że za dużo.
Magda nazywała te okresy "czasem oczyszczenia i odświeżenia". Chyba nie było różnicy miedzy takim rozstaniem, a znikaniem Magdy na jakiś czas. Tylko teraz Ela nie myślała o niej bezustannie a skupiła się na swojej pracy.

*

- Jesteś w stanie mi to wyjaśnić? 
Magda pokręciła przecząco głową. Na jej twarzy nie było skruchy, raczej niewytłumaczalny smutek.
- Ela, to nic nie znaczyło.
- Czyżby?
- Dla mnie nie. To tylko krótkie ułamki chwil, więcej jej nie zobaczymy.
- Jesteś okropna... Twoje słowa są okrutne.
- Przecież powiedziałam, że zależy mi tylko na tobie.
- Nie, powiedziałaś, że tamto zdarzenie nic dla ciebie nie znaczyło, a mimo tego to zrobiłaś.
- Bo zależy mi na tobie.
- Gdyby tak było nie dopuściłabyś do tego! 
- To tylko przelotny kaprys!
- Właśnie! Jak mogę ci ufać, kiedy masz takie kaprysy?!
- Normalnie. Przecież jesteś jedyną osobą, która pochłania tyle mojej energii.
- Ah, więc o to chodzi. Musiałaś naładować swoje chi ?
- Nie, to nie tak...
- Oczywiście. W ogóle nie myślisz o tym co ja mogę czuć. Interesujesz się tylko swoimi zachciankami. Nie chcę cię widzieć...
- Ela!
- Nie, po prostu wyjdź!
- Proszę - Magda chciała się do niej zbliżyć, ale Ela odsunęła się zawczasu.
- Wyjdź, proszę...
Magda stała w osłupieniu. Nie była to dla nich nowość. Takie sceny zdarzały im się od czasu do czasu. Ela uporczywie wpatrywała się w podłogę. Nie chciała krzyczeć, nie chciała zarzucać nic Magdzie. Kobiety trwały w tym milczeniu przez jakiś czas. Czuły jak wszystko opada. Najlepszy sposób, po prostu przeczekać.
W końcu trzeba było coś zrobić. Wykonać jakiś ruch. Magda podeszła do Eli i objęła ją. Ela opierała się tylko w pierwszym odruchu, w końcu poddała się i wtuliła głowę w ramię Magdy. Nie płakała, nigdy tego nie robiła przy kimś. Nikt nie wiedział czy kiedykolwiek w ogóle płakała.
- Jesteś taka samolubna - wyszeptała.
- Wiem...


*

- Ty chyba postradałaś rozum! - Ela wywaliła stertę sweterków za drzwi.
Wybacz, nie byłam sobą.
- Nie interesuje mnie to! Możesz się stąd wynosić - cisnęła parą zeszytów na schody.
- Proszę, wysłuchaj mnie.
- Nie, zbyt wiele razy to robiłam, a ty nawet nie zwróciłaś na to uwagi. Nie chcę cię znać.
- Nie panowałam nad swoimi zmysłami ani ciałem... Proszę, daj mi wyjaśnić.
- Słyszałaś! Możesz się tutaj więcej nie pokazywać! - rzuciła kolejnymi zeszytami w ścianę.
- Ela...
Kobieta trzasnęła dębowymi drzwiami i osunęła się po nich. Nie panowała nad swoimi emocjami. Czuła jak do oczu napływają jej łzy a gardło się zaciska. Nie mogła oddychać. Musiała się uspokoić, ale nie była w stanie. Słyszała jak Magda siada pod jej drzwiami.
- Ela... 
- Idź sobie! - Ela naprawdę nie chciała płakać.
Czyżby to już był naprawdę koniec? - pytała samej siebie w kółko. Tyle razy widziała Magdę w takich sytuacjach, ale nigdy tak bezpośrednio. - Co ona sobie myślała? - Ela oprała głowę na kolanach. Nie mogła uwierzyć, że tyle lat poszło na marne, że całe to naciągane szczęście miało się teraz rozpłynąć jak bańka. Ela nie mogła uwierzyć w swoją głupotę, tyle czasu nawinie wierzyła, że do siebie pasują. - Jak mogłam być tak otępiała? - jednak zaczęła płakać. Wiedziała, że nigdy nie zdoła zmienić Magdy, nie chciałaby tego, ale nie była w stanie więcej znosić ciągłych niepewności.
- Ela! - Magda kopnęła w drzwi. - Otwórz, wiem, że tutaj siedzisz! Po prostu otwórz te cholerne drzwi. Nie możesz tego tak zakończyć, słyszysz? Nie pozwalam na to, ty też nie, znam cię. Wiemy o sobie wszystko, daj spokój! To najlepszy układ na świecie.
Chyba dla ciebie - pomyślała Ela, ale się nie ruszyła.
- Proszę, nie chcę, żebyś odeszła. Nie chce odchodzić. Nie zmienimy się, ale to nie oznacza, że do siebie nie pasujemy.
To właśnie znaczy.
- Chcesz powiedzieć, że te cztery lata nic nie znaczą? Mają się tak po prostu skończyć?
Czemu nie? 
-Ela proszę - słyszała jak głos Magdy się łamie, jak zaczyna łkać. To była jawna manipulacja. Ela nie była w stanie zostawić jej w takim stanie, ale wiedziała, że jeśli teraz otworzy dni, wszystko zacznie się od nowa i znów dojdą do tego punktu.

K?

środa, 9 października 2013

WA: W domu porośniętym bluszczem.

Haha, to jak, kolejny cykl? Oczywiści, dlaczego nie?  - "Wyzwanie Alisonka", o.

Na dziś pierwszy z nich, mam nadzieję, że nie ostatni!



WA1: W domu porośniętym bluszczem.

Nigdy nie widzisz jak śledzę każdy Twój krok. Mieszkasz trzy pokoje na lewo od starego okna. Codziennie wyglądasz przez nie stojąc przy swoich drzwiach. Wiesz, że widok pozostaje niezmienny, ale dostrzegasz w nim coś nowego. Uśmiechasz się pod nosem i schodzisz do kuchni. Słyszysz, że idę za Tobą, ale nie zwracasz na to uwagi. Bawisz się ze mną w podchody, bawi cię to ponad miarę. Zerkasz przez ramię i rzucasz mi zagadkowe spojrzenie. Reszta jeszcze śpi.
Siadasz na kuchennym blacie i włączasz stary ekspres do kawy. Jesteś panią tego królestwa. Nikt prócz Ciebie nie ma prawa ani odwagi zachowywać się tutaj tak swojsko. Wodzisz wzrokiem po starych szafkach, zastanawiasz się jakie śniadanie sobie przyrządzić. Nie zwracasz na mnie uwagi, choć za chwilę oznajmisz co będziemy jeść.
Zauważasz, że bluszcz przedarł się przez stare belki białych framug. Podoba ci się to, mimo że to znak, iż zimą będzie trzeszczało od mrozu. Uważasz, że to bardzo poetyckie. Przesuwasz się w stronę okna i delikatnie dotykasz młodych liści rośliny. Sprawia Ci to przyjemność, nikt nie odważy się usunąć stąd tego chwastu, nikt nie naprawi starych okien. Za bardzo je kochasz by ktoś mógł się na to odważyć. W końcu wymyśliłaś co chcesz zjeść, oznajmiasz to na głos, w nadziei, że spełnię Twoje życzenie.

Roześmiana śpiewasz do radia, fałszujesz, ale wcale cię to nie obchodzi. Udało cie się kupić ulubioną czekoladę, to sprawia, że masz dobry humor. Już taki pozostanie do końca dnia. Uderzasz palcami w plastiki obudowy wybijając rytm melodii. Nigdy nie chciałaś grać na żadnym instrumencie, ale taka dziecinna zabawa sprawia ci radość.
Stajesz na fotelu i  wystawiasz głowę przez szyberdach, mimo moich oponowań. Chcesz bym przyśpieszył, byś mogła poczuć wiatr miotający Twoimi włosami i szum zatykający uszy. Krzyczysz na całe gardło, ale nie musisz się tym martwić. Jest środek lasu, nikt cię nie usłyszy. Nie brakuje ci tchu ani sił, stoisz tak do końca jazdy.

Przefarbowałaś włosy. Kwaśny zapach farby i słodki aromat Twoich kremów miesza się i roznosi po domu, dostaje się do mojego pokoju. Przechodzisz powoli korytarzem. Krople z mokrych włosów spływają Ci po karku i ramionach. Jesteś okryta tylko ręcznikiem, ale nic cię nie krępuje. Nawet mój wzrok, który ignorujesz. Znów jesteś z siebie zadowolona, cicho podgwizdujesz pod nosem. Ujmujesz kosmyki jaskrawych włosów między palce, przyglądasz się im z dumą. Wszystko układa się według twojego plany.
Twoje chude ciało drży z chłodu, który sunie po podłodze. Znów wpatrujesz się w okno. Twoje usta nabierają silnie różowego koloru, przygryzasz je delikatnie i odwracasz się w moją stronę. Patrzysz na mnie w skupieniu, jakbyś widziała mnie pierwszy raz. Stoisz tak obejmując się ramionami, ale lekki uśmiech nie znika z Twojej twarzy. Przymykasz na chwilę oczy, chcesz przypomnieć sobie coś z przeszłości. Udaje cie się to, ale nie dajesz nic po sobie poznać. Twój uśmiech staje się ironiczny, nieco nawet kąśliwy. Zadowolona z siebie, z poczuciem wyższości odwracasz się i idziesz do swojego pokoju. Zamykasz drzwi na klucz i puszczasz ulubioną muzykę. Zaczęłaś rysować...

Każdy Twój gest i słowo jest karą wymierzoną we mnie. Podajesz mi informacje o sobie na dłoni a następnie zaciskasz ją w pięść. Wiesz, że nie wykorzystam tej wiedzy. Chcesz bym żałował, iż ją w ogóle posiadam. Masz nas wszystkim przewagę. Zawsze.

Stoisz w oknie i śledzisz moje ruchy. Twój wzrok podróżuje od altany do auta, tak jak moje kroki. Przykładasz dłoń do szyby i szepczesz pod nosem. Nic nie powiesz, nie powstrzymasz. Czekasz zniecierpliwiona aż wsiądę do auta i odjadę. Nie wiesz czy wrócę, nigdy tego nie wiedziałaś. Odprowadzasz wzrokiem ciemne auto do zakrętu, aż widok zasłaniają Ci drzewa.
Oddychasz z ulgą.
Nie będziesz mnie wyczekiwać.
Jeśli nie wrócę, nie będziesz mnie szukać.
Gdy wrócę powitasz mnie jak kogoś nowego, uśmiechniesz się tajemniczo i zrobisz kawę.

czwartek, 3 października 2013

Samowolka interpretacji.

Czytałam ostatnio (właściwie to nie tak ostatnio, ale dopiero wczoraj skończyłam ją po przerwie) "Dame w opałach". Lekka opowieść o "cofnięciu się do innych czasów" i telewizyjnym show. W sumie, romansidło. Tak sobie czytając, wpadłam na pomysł, żeby napisać krótkie opowiadanko, korzystając z motywu tej książki. Użyłam postać Kamerzystki. Prawdopodobnie pominęłam kilka kwestii, które tłumaczyłyby całą sytuację, przepraszam... Mam nadzieję, że choć trochę się połapiecie.

Przyzwyczajenie skupiające uwagę.

Pojawiła się tu zza oceanu. Amerykańska dziedziczka, biedna całkowicie. Zupełnie normalna, pospolita twarz a wszyscy nagle się nią zainteresowali, powodowani fascynacją albo nienawiścią. Obaj Panowie Wrightman ubiegają się o jej uwagę, knują w tych swoich bogatych główkach jakiś głupi spisek. Oddalili nie mnie od siebie właśnie do niej, jakby bali się, że kamerzyści będą zbyt dużą konkurencją, a kamerzystki niebezpieczeństwem. Zero w tym logiki, a dla mnie zadowolenia. Niechętnie opuszczam wielki dwór pełen  wygód i ciepłej wody, na szczęście jestem tu od trzymania kamery a nie bicia się o względy dwóch gogusiów.
Nie wolno nam rozmawiać z uczestnikami, ani im podpowiadać. Właściwie mamy udawać, że jesteśmy niewidzialni, zatem co za różnica kto będzie kamerował tę Amerykankę? Padło na mnie i tego drugiego, nieco już znudzonego tym wszystkim. Popieram jego zdanie, dlatego całkiem dobrze nam się razem pracuje. Ten cały cyrk przeciąga się nie miłosiernie, a do tego przyłączyła się ta Amerykanka, Bóg raczy wiedzieć w jaki celu.
Przyznaję, na początku całego show było całkiem zabawnie, ale im dalej w las tym więcej drzew, zabawa stała się męcząca a nawet irytująca. Mimo to kobietom podoba się bawienie w bogate panny. A może robią dobrą minę do złej gry, cóż, nie mój to problem.

Ta kobieta jest niemożliwa! Pierw piekliła się, że to wszystko jest głupią farsą, że to nie tak powinno być, a teraz pogrywa sobie ze wszystkimi. Niby taka niewinna a już zwróciła na siebie uwagę wszystkich wraz z dwoma braćmi W. Cóż oni w niej widzą? Chodzi cały dzień w tę i z powrotem, nie robiąc nic co zaciekawiłoby widzów.
Wystarczy na chwilę spuścić ją z oczu a czmycha i nikt nie wie gdzie się podziewa. Oczywiście ja wiem, ale dzieje się to poza moim dyżurem, więc nie mój problem, że ów Panna Parker złamała już z dziesięć zasad show. Kamerzysta biega po posiadłości jak głupi i pluje sobie w brodę, że spuścił ją z oczu. Kto by pomyślał, że Amerykanka może urzec wszystkich swoją osobą. Ich – brytyjskich ignorantów, doprawdy.

Ależ ona jest naiwna. Wierzy we wszystko co się jej powie. Może to przez imię – Chloe, bo co to w ogóle za imię? Z każdym dniem jest mi jej coraz bardziej szkoda. Biedaczka, sama nie wie co ze sobą począć. Być może ta naiwność a zarazem stanowczy charakter tak wszystkich do niej przyciąga? Bo tak poza tym to co w niej innego można dostrzec?
Sama się już pogubiła... Przyjechała po wygraną a wydaje się, że o tym zapomniała i zauroczyła się w obu Panach. Możliwe?

Rozgryzłam ich, nikczemnicy. Naśmiewają się, wprowadzają na manowce tą nawiną Amerykankę. Teraz już wszystko rozumiem. Oni niczego w niej nie widzą, prócz pustej rozrywki. Okropne, że dopuszczają się czegoś takiego. Całe  to show jest plugawe od samego początku, ale nie sądziłam, że Ci parszywcy posuną się do takiego kłamstwa. Biedactwo.

Dlaczego musieli mnie do niej przydzielić? Mam coraz większe poczucie winy, chociaż tyko wykonuję swoją pracę. Po cóż kamerzyści w kółko o wszystkim plotkują? Przez nich wszystko wiem! A tak dobrze filmowało mi się na dworze w Dartworth Hall. Niech to!

Jest coraz gorzej. Zaczynam dostrzegać to czego inni nie widzą. Chodzę z tą Amerykanką cały dzień, mam mnóstwo czasu na obserwacje. Z przyzwyczajenia zostaje w jej pobliżu nawet po swoim dyżurze, oczywiście bez kamery. Zaczęła się wyróżniać się pośród Angielskich Panien. Jej zwyczajna twarz, szare oczy, strapienie na czole i ten zniekształcony akcent. Czasami nie rozumiem o czym mówi. Panna Parker, nazbyt dojrzała by mówić o niej Panienka, za mało zamożna by być Panią. A jednak jest w niej coś więcej, więcej niż naiwność.

Z każdym dniem jest we mnie coraz więcej złości i niechęci do tego show. Wcześniej wcale mnie to nie interesowało, ale jak ludzi możne kręcić coś tak płytkiego... Patrzę codziennie na rankingi, są różne. Ludzie pozbyli się z konkurencji najmądrzejszej Panny.
Każdego dnia obserwuję Chloe.  Już sama nie wiem dlaczego tak jej na tym zależy, skoro cały czas spotykają ją nieprzyjemności. Naprawdę się zakochała? Oni wiedzą o niej wszystko, ona o nich nic. Już ja wiem więcej!

Chciałabym móc się do niej odezwać, odwrócić, gdy o to prosi. Czasami szepczę pod nosem jej imię, ale szybko się powstrzymuję. Nie wolno mi tego robić. Ona i tak nie słyszy. Przekonana, że Pan Sebastian jest nią zainteresowany. Nikczemne… Gdybym tyko mogła jej o tym powiedzieć, ale nie mogę. Nie wolno mi nawet podarować jej odrobiny intymności. Jestem podglądaczem. Musi ukrywać się przede mną za drzwiami, uciekać przez kuchnię. Pragnie odrobiny samotności. Pewnie chciałaby usłyszeć głos córki. Taka niezdarna, nie wie jak Diva – Grace udaje się na schadzki niezauważona, sama ryzykuje wyrzuceniem.

Można się do kogoś zbliżyć nie rozmawiając z nim ani sekundy? Myślę, że wpadłam w głupie sidła zauroczenia. Czyżby to przez codzienny tryb pracy. Chodzę za nią krok w krok, niczym prześladowca, coraz częściej myślę, że z własnego wyboru. Chyba nie byłbym w stanie teraz rzucić tego wszystkiego, pozwolić by ktoś inny to robił. Oszust. Nie jestem lepsza od reszty…

Kręciłam już „gorsze” sceny, byłam świadkiem wielu nagości a jednak ten moment wprawia mnie w zakłopotanie. Krew okazuje się zdradliwa, silniejsza ode mnie. Nawiązałam intymną relację z Chloe, wbrew jej woli. Intruz. Ma na sobie halkę, przez prześwitujący materiał widzę sterczące z zimna sutki. Linia jej ciała zmieniła się przez te dni, schudła kilka kilo. Jak na Amerykankę bliską czterdziestki wygląda naprawdę dobrze. Robię zbliżenie na jej kark, piersi, brzuch. Chce bym się odwróciła. Nie mogę tego zrobić, nie chcę. Wtargnęłam brutalnie w jej intymność. Serce mocniej obija mi się o pierś. Pragnę jej dotknąć, rzucić kamerę i okryć kocem. Zabrać do siebie, ofiarować gorącą kąpiel, świeże jedzenie. Chcę powiedzieć jej imię, pocałować sine usta.

To wszystko głupstwo, jestem pewna, że to przez to, iż chodzę za nią krok w kro. Prawie nie śpię. Chyba się co do niej pomyliłam.

Tyle ryzykować, by przeprosić niemal obcego mężczyznę. Przebrała się za lokaja i przybiegła na Dwór, miałam naradę kamerzystów. Sebastian jej nie poznał, jak można być takim ograniczonym? Właśnie wychodzę na swój dyżur, miga mi jej profil, to wystarczy. Tyle odwagi…
Zaczęłam zazdrościć tej małej, głupiutkiej służącej - Fionie. Dziewczyna wdała się w filtr z tym przygłupim Sebastianem, ale codziennie ubiera, przebiera i pielęgnuje Chloe. Z chęcią bym się z nią zamieniła na chwilę. By móc rozpiąć ciasny gorset i uwolnić Parker od tego ścisku. Raz…

Matko jaka ona jest naiwna, denerwuje mnie tym i wzbudza troskę. Czy można być aż tak ślepym? Przecież widać, że głupiutki Sebastian tylko gra. Czy ona jest ograniczona? Ten Henry cały czas się przy niej kręci, a ona wciąż nie zauważyła.

Zatrzymaj się! Stój! Puść moją rękę. Nawet nie dajesz mi dojść do słowa. Wiem, że nie wolno mi z tobą rozmawiać, ale teraz muszę ci to powiedzieć. Mimo twego ożywienia, pewnie przyłapałaś w końcu tę ladacznicę Grace, ale ja ci nie pomogę.
-Rozładowały mi się baterie - rzucam gniewnie i odchodzę.
Muszę jak najprędzej odejść.

Wciąż czuję ciepło jej dłoni, ten triumfalny wzrok, który musiałam zgasić. Przeklęte baterie! Teraz pewnie jeszcze bardziej mnie nie lubi.

Dała się oszukać! Widzę jej rozpiętą gorset, potarganą suknię i ten ton jakim zwraca się do niej Henry. Złamała zasadę, naprawdę dała się okłamać Sebastianowi?! Może naprawdę jest głupia… Nie, muszę się stąd wyrwać.

Dzień ślubu. Ślicznie wygląda opięta w suknię z okresu regencji. Schudła odkąd tutaj przybyła. A mimo to nie mogę na nią patrzeć, brzydzę się myślą o tym co zrobiła. Bo czy inaczej stałaby przed tym ołtarzem?

Ładna scena, ale czy trochę nie za późno? Ucieka s kościoła obwiniając wszystkich prócz siebie! Cóż za tupet, ale jej słowa… Może jednak nic się miedzy nią a Sebastianem nie wydarzyło?

Wyjeżdża, wręcz ucieka. Henry zorganizował piękny pokaz sztucznych ogni.
Ściągnęłam do H. moją ukochaną – Talię. Wtulona w jej smukłe barki spoglądam na posiadłość, na której spędziłam okropnie dużo czasu.
-Stęskniłam się – wypowiadamy to niemal w tym samym momencie.
-Nie pozwól mi nigdy więcej na udział w takim chłamie.
Talia zaśmiała się radośnie, wie wszystko. Musiała bacznie oglądać show, a może po prostu zna mnie na wylot.
-Mówię serio, nie pozwól mi więcej cię zostawić na tak długo…
Ujęła moje dłonie i pocałowała w policzek, ale nic nie powiedziała.
Jak mogłam tak szaleć przy tej Parker? To wszystko głupstwo….