niedziela, 17 kwietnia 2011

Gdy powaga przeniosła "Królika"

 Już mam trochę tych części. Pierwotnie tytuł miał być: "Gdy powaga zabiła Królika". Ale ona go nie zabiła. Więc nie pasowało. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie. Komentarze, uwagi, krytyka mile widziana.
Miłego czytania.

Gdy powaga przeniosła "Królika"

Nikt Ci nie powie, że to ten czas. Nie usłyszysz ‘porzuć dzieciństwo’. Jednak otoczenie daje nam ciche sygnały, iż to odpowiedni moment. A my co? My się słuchamy. Tłumaczymy sobie, że to już zbyt dziecinne.
Dlaczego nie bronimy naszego ‘dziecięcego ducha’? Przecież on jest naszą istotą. A my się go tak łatwo pozbywamy. Bo to nic trudnego, przestać być dzieckiem. Wręcz można rzec, iż to najprostsza rzecz w naszym życiu.
Bycie dzieckiem jest najcudowniejszą rzeczą jaką otrzymujemy. Możliwość beztroski, życia w innym świcie. Więc dlaczego z tego rezygnujemy? I to w tak krótkim czasie? Powinniśmy się tym napawać najdłużej jak się da!
A nawet w tedy, gdy już faktycznie czas na ‘przejście’, nie możemy zapomnieć! Musimy stworzyć sobie miejsce i czas, by porozmawiać ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Ono tam jest i czuje się samotne bez nas.  Potrzebuje naszej uwagi. Poświęćmy ją mu. Choćby przez chwilkę. Nie dajmy się pochłonąć szarej rzeczywistości.      

Dziewczynka siedziała w kąciku. Trzymała w swych drobnych dłoniach pluszowego Króliczka. A naprzeciwko siedziała Panda. Dookoła walały się klocki, grzechotki i inne zabawki. Tylko miśki były ładniutko poukładane na półeczce.
Głaskała delikatnie mięciutkie futerko pluszaczka. Był taki milutki. Oczęta miała lekko przymrużone. Każde pociągnięcie po ‘sierści’ sprawiało jej niewyobrażalną rozkosz.
W drzwiach stał starszy mężczyzna. Przyglądał się dziewczynce, lekko uśmiechnięty pod wąsem. Jego ciemne oczy przepełnione były miłością.
-Wróciłem-odezwał się w końcu, a dziewczynka spojrzała na niego radośnie.
-Dziadziuś!-krzyknęła szczęśliwa i rzuciła się na niego. Króliczka pozostawiła na dywanie koło Pandy.  
-Szelmo ty moja mała-mężczyzna podniósł ją w górę i ucałował w policzek.
Dziewczynka śmiała się cicho. Dziadzio miał wąsy, która zawsze ją łaskotały. Lubiła to.
-Idziemy gdzieś?-spytała cichutko.
-Tak. A czemu szepczesz?
-Bo tak jest zabawniej-odparła z prostotą.-A dokąd się wybieramy.
-Na lody. Chcesz?
-Oczywiście!-klasnęła w małe rączki.
-To ubieraj butki-postawił ją na podłodze.
Dziewczynka założyła szybciutko buciki i zapięła je starannie.
-Jestem gotowa-oznajmiła uradowana.
-To chodźmy-mężczyzna chwycił jej drobną rączkę w swą masywną dłoń. Była taka ciepła i miękka.

Jej krótkie, złote włoski mieniły się w słońcu. W prawej dłoni trzymała lodzika w kształcie Myszki Miki. Miała taką myszkę w domu. Była gumowa. Dlatego zajmowała miejsce, gdzieś na wyższej półce. Bowiem wszystkie pluszami były na tych niskich, tak by łatwo było sięgnąć stojąc jak i siedząc. Lód rozpuszczał się powoli, a jej twarzyczka cała była usmarowana śmietankową mazią. Lewą rączką trzymała palec Dziadziusia.
-Dziadziu, a Mamusia wróci dzisiaj czy dopiero rano?-spytała patrząc przed siebie.
-Jutro-odparł mężczyzna.
-Ahh...-westchnęła rozkosznie. Lubiła jak Mama wracała rano. To oznaczało, że będzie cały dzień w domku. Calutki dzień dla niej. Tylko i wyłącznie.-Jutro nie trzeba iść do przedszkola, prawda?-spytała by mieć pewność.
-Nie trzeba. Ale przecież lubisz tam chodzić-mężczyzna spojrzał bacznie na swą wnuczkę.
-Tak-kiwnęła lekko główką.-Ale jeśli jutro Mamusia będzie cały dzień w domku, a ja nie będę musiała tam iść, to będziemy mieć więcej czasu dla siebie-odparła.
Pochłonęła ostatni kawałek lodzika.
-Skończyłam-popatrzyła na opiekuna.
Zaśmiał się cicho i przykucnął przy niej. Wyciągnął lnianą chusteczkę z kieszeni. Zawsze je miał przy sobie. Wytarł buźkę dziewczynki i rączkę.
-Smakowało?-spytał zaciekawiony.
-Bardzo-uśmiechnęła się do niego.
-To dobrze-ucałował ją w czółko i wstał.-Idziemy do domu?
-Chodźmy-chwyciła z powrotem jego palce. 

 Mężczyzna przykrył dziewczynkę starannie kocem.
-Tak będzie dobrze?
-Bardzo-chwyciła jego rękę.-Kocham cię Dziadziusiu.
-Ja ciebie też Skarbie. Śpij słodko-ucałował jej rączkę.
Wyszedł z pokoju, gasząc za sobą światło. Niebieskie oczka patrzyły jeszcze przez dłuższą chwilę w miejsce gdzie stał.
-Ty również-szepnęła. Ścisnęła swego miśka i po chwili usnęła.
Zawsze szybko zasypiała. Od malutkiego spała sama, z misiami. Już nie podchodziła do okna by popatrzyć na księżyc. Była ‘za duża’. W końcu chodziła do zerówki. Najwyższy czas porzucić dziecięce marzenia. Z resztą, ona nigdy nie wyobrażała sobie za dużo. Owszem żyła w ‘swoim świecie’, ale nie wykraczał on raczej poza realia.
Mimo wszystko dziewczynka była szczęśliwa. I z takim to małym uśmiechem zasnęła.

Dalej panowała tam pustka. Droga nie była łatwa. Gdzie by nie spojrzeć jakieś wielkie stworzenia, które z pewnością swym wzrostem przewyższały wieżowce. Nie były one przyjazne. Trzeba było się mieć na baczności.
Bose nóżki kroczyły po mokrej trawie. Oczęta rozglądały się nerwowo. Gdyby zauważyły choćby mały ruch, dały by sygnał. Że trzeba się schować. Życie w tym miejscu nie należało do najbezpieczniejszych.
Przechadzały się różne postacie. Jedno dziwniejsze od drugiego. Tylko dlaczego one tu są?-zastanawiało się. Dziecko nie mogło zrozumieć, dlaczego porozumieć się nie jest w stanie ze swym stworzycielem.
-Czyżby zapomniała?-pytało w kółko.
Te stworzonka także nie mogły opuścić tej przestrzeni. Były tu uwięzione. A przecież powinny być wolne. Trafić gdzie indziej. Czyżby ich Pani zagubiła się?
Dziecko usłyszało jakiś szelest. Coś się czaiło w krzakach. Wszystkie mięśnie w jego ciele napięły się jak struny. Były gotowe do ucieczki. Z między liści coś wyskoczyło. Dziecko narzuciło na głowę brązowy materiał i kucnęło. Miało nadzieję, iż jest niedostrzegalne. Zagrożenie się zbliżało .Dziecko czuło jak staje koło niego. I nic. Po prostu stało. Lękliwie zdjęło materiał z głowy. Ujrzało oczy ciemne jak węgiel. To był Królik. Więc i on tu trafił.
-Skąd się wziąłeś?-spytało Dziecko.
Zwierzątko przypatrywało mu się bacznie. Wąchało. Pewnie bało się równie mocno jak i Dziecko.
-Z powagi-odrzekł w końcu.
Dziecko nie zrozumiało.
-Ale jak to?-zapytało spokojnie.
-A ty dlaczego tu jesteś?-Królik usiadł przed nim.
-Nie mogę dotrzeć do mojego dziecka-westchnęło smutnie.
-Właśnie. A wiesz czemu?
Pokręciło główką.
-Powiem ci. Bo ona stała się zbyt realistyczna. Świat ją Nam odebrał. Nie wiem czy jeszcze kiedyś wróci.
-To bardzo niedobrze. Ja muszę do niej dotrzeć-wstało z kucków i ruszyło przed siebie.-Idziesz ze mną?-spytało odwracając się na chwilę.
-Nie mam lepszego zajęcia-Królik wstał i podążył za Dzieckiem.

Dziecko wpatrywało się w niebo. Gdzieś tam była Matka.
-Powiedziała, że będę w stanie to zrobić-szepnęło do siebie.
Wiatr wiał we wszystkie strony, obijając się o jego małe ciałko. Nie było mu ciepło, a tak tego potrzebowało. Obejmowało rączkami małego zajączka.
-Na pewno dasz radę-rzekł Królik.
Dziecko nie mówiło przez chwilę. Znów próbowało porozumieć się ze swoją dziewczynką. Lecz nic  z tego mu nie wychodziło.
-Ona nie słyszy...
Oczęta zaszkliły się i drobne łzy poczęły spływać po policzkach. Nie wycierało ich. Niech płyną. Czuło, że zawiodło. Już tyle czasu minęło. A tu dalej nic. Wszyscy Oni byli tu uwięzieni. A ono nie umiało Ich uwolnić.
Pociągnęło lekko noskiem.
-Dlaczego ona nie patrzy?-spytało cichutko.
-Nie wiem-Królik nie umiał pomóc Dziecku.
-Przecież ja mówię do niej. Ona nie słucha...
-Może usłyszy w końcu-zwierzątko wtuliło się w drobne ciałko.-Teraz śpij

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz