sobota, 8 lutego 2014

Al : Nie ten Niedźwiedź.

To tak jakby.. przerywnik..? Nie jestem pewna czy nie wykorzystam motywu lub postaci w Aurze. To się jeszcze zobaczy ; ) 

Al : Nie ten Niedźwiedź.

Mój wzrok niespokojnie błądzi w ciemności. Próbuję przyzwyczaić oczy do tego stanu rzeczy, uspokoić umysł. Nigdy nie lubiłem budzić się w nocy, w pokoju, gdzie żadna świeca już się nie pali. Zasypiałem pośpiesznie póki na knocie tańczył mały płomyk i spałem twardo aż do samego rana, dopiero wtedy budziły mnie ciepłe promienie, które padały niemal pionowo przez szparę między deskami dachu. Właśnie dlatego zimną spóźniałem się na pierwsze lekcje, Kora musiała wywalać mnie z łóżka, inaczej bym nie wstał. Nie znosiłem tego, że jest ciemno a ja muszę wstać i odnaleźć wszystkie swoje rzeczy. Zbiegałem jak najprędzej na parter, gdzie w salonie paliło się w kominku, a w kuchni był nagrzany piec. Pochłaniałem porcję wystygłej kiełbasy i wypijałem okrutnie ohydną – już zimną - kawę.  I biegłem spóźniony na roboty. Uważałem, że wolę sobie popracować niż siedzieć z ławce wkuwając bezużyteczne tabelki. Nie wiedziałem jeszcze jak bardzo się mylę…
Słyszę jak podłoga skrzypi pod jej krokami. Pomimo, że jest tak lekka, że często myślę, iż wcale jej nie ma, teraz doskonale czuję jak się do mnie zbliża. Kiedyś przez pomyłkę wziąłem ją za Korę. To miał być głupi żart, za który później przepraszałem przez cały dzień. Jak o tym pomyślę, musiałem być ślepy, żeby pomylić ją z Korą. Przecież ona jest taka drobna, smukła i lekka. Czasami się boję, że okaże się być duchem, że przebiję jej skórę na wylot, jeśli spróbuję ją dotknąć. Właśnie dlatego, prócz tamtego pamiętanego dnia, nigdy nie próbowałem się do niej zbliżać.
Jej oddech jest płytszy niż zazwyczaj, tak jakby się czymś denerwowała. Widzę niewyraźnie jej jasną twarz. Drobne palce zaczynają rozpinać mi koszulę. Zatem nie może być duchem. Nadal się obawiam, jestem gotów w każdej chwili stąd odejść. Nie do końca wiem co mam robić. Kilka razy próbuję coś powiedzieć, ale za każdym razem głos grzęźnie mi w gardle. Odkąd pamiętam miałem problem, żeby dogadać się z kobietami. Ta płeć ma w sobie coś takiego, co od razu mnie obezwładnia. Nawet Kora, nie śmiałem się z nią kłócić i wypełniałem jej polecenia, nawet jeśli nie miałem na to najmniejszej ochoty. Nie mieściło mi się w głowie, że mógłbym się jej sprzeciwić. Uciekałem często na roboty, bo tam byli sami faceci, z nimi bardzo łatwo się gadało. Czasami któryś dał po pysku albo klepnął w plecy i wszystko było jasne. Z takimi kobietami to nigdy nie wiadomo, a przecież ich nie można nawet szturchnąć…
Koszula spada mi z ramion i ląduje na podłodze. Trochę mnie to martwi. Co prawda jest brudna, ale jeśli się podrze to Kora mnie zabije. Sporo się namęczyła, żeby zdobyć dla mnie te trzy „wyjściowe” stroje, więc nie mogę teraz dopuścić do ich zniszczenia. Byłaby niezła bura w domu, gdyby się podarła, ale nie mam odwagi się po nią schylić. Mógłbym przez przypadek głową uderzyć Julię, bo nic nie widzę w tej przeklętej ciemności. Tylko jakaś niema poświata pokazuje mi, gdzie znajduje się zarys tej drobne kobiety.
Czuję ciepłą dłoń na swoim gołym torsie. Mimo różnych spekulacji, jej skóra nie przenika przez moje mięśnie, to kolejny znak, że nie może być duchem. Trochę mi ulżyło. W dzieciństwie widziałem sporo duchów, ale gdy tylko o nich napomykałem Papa krzyczał, bym nie wygadywał bzdur i kazał mi się zająć czymś pożytecznym. Papa był bardzo surowy, ale w głębi kochał nas ogromnie, jestem tego pewny. Całe dnie pracował w lesie, żeby móc kupić nam nowe buty i kożuchy. Złościł się, gdy stare się już rozpadały i mówił, że to nasza wina.  Zabierał mnie ze sobą do lasu, dzięki temu wyrosłem na takiego silnego faceta. On naprawdę nas kochał. Był silny, aż do końca i nikt się nie dziwił, że umarł zaraz po tym jak któregoś dnia wrócił styrany z lasu i poszedł spać. To było tak naturalne, jakby każdy z nas wiedział, że to stanie się właśnie tamtego dnia.
Ostrożnie, bo wciąż się obawiam o jej kruchość, obejmuję Julię i ściągam z niej bluzkę. Zastanawiam się czy jest jej zimno. W tych pokojach nigdy nie jest wystarczająco ciepło. Zwłaszcza teraz, gdy pogasili wszystkie kominki.
Przyciągam ją do siebie. Mam wrażenie, że zostaliśmy sami na świecie. Ona faktycznie jest sama, od zawsze… Ktoś znalazł ją na skaju jezior, podczas połowu ryb. Podobno była zamarznięta i bliska śmierci. Przez kilka dni próbowano ją przywrócić do życia, wiele tygodni przeleżała nieprzytomna i zgorączkowana.  Babki dziwiły się, że w takim kruchym ciele jest tyle życia. Wielu nie przeżyłoby takich gorączek. Julia od pierwszych chwil budziła podziw ludzi. I stanowiła element zagadki, bo nikt nie wiedział skąd wzięła się w tych rybackich barakach.
- Juli… - chciałem zapytać czy jest jej zimno, ale ona mi na to nie pozwoliła. Babka zawsze powtarzała, że należy troszczyć się o kobiety. W końcu są one słabsze niż my – mężczyźni. Poza tym, to nasza rola od stuleci, więc nawet nie wyobrażałem sobie innych możliwości. Nie mogłem zapytać czy jej zimno, bo w tym samym momencie ona skutecznie odebrała mi mowę.
Jestem trochę zdziwiony. Nie sądziłem, że naprawdę to zrobi. Co prawda, w jakim innym celu przychodziła by do mnie tego wieczoru z tym tajemniczym wyrazem twarzy? Julia lubiła przesiadywać u nas w kuchni. Prowadziła jakieś ożywione rozmowy z Korą, nie mam pojęcia o czym gadały, to babskie pogaduszki… Siedziałem naprzeciwko niej, po powrocie z robót i zajadając gorącą zupę i narzekając, że znów mało mięsa. Ona przypatrywała mi się tymi swoimi zielonymi oczętami i uśmiechała rozbawiona. Tylko ona wiedziała co ją bawi, bo nikomu innemu nie było tak wesoło. Kora smagała mnie ścierką w głowę, za to że wybrzydzam, a ja byłem zbyt zmęczony by robić cokolwiek. Człapałem na swój strych, gdy tylko wyjadłem ile się dało.
Oddaję jej pocałunek, choć nie mam pojęcia czy dobrze to robię. Tak naprawdę to moje pierwsze, poważne zbliżenie z kobitą. Właściwie, jakiekolwiek. Byłam raczej osobnikiem trzymającym się z dala od tych „kłopotów”. Papa zawsze powtarzał, że mam się strzec tych istot, bo są przebiegłe. Uwierzyłem mu. Moja nieumiejętność rozmawiania z nimi wcale nie kusiła mnie, żeby nawiązywać z nimi jakieś bliższe stosunki. Wręcz przeciwnie.
Czuję jak wątłe ciało Julii drży w moich objęciach. Przypominam sobie, że jest tu zimno, a my oboje stoimy półnadzy. Nie chcę przerywać tej chwili, ale nie mogę pozwolić, by Julia się przeziębiła. Wciąż nie mam zaufania do jej siły i istnienia, choć wiele razy się nimi popisała.
Mała dłoń dotyka mojego policzka. Z każdą chwilą przekonuję się o tym, że jest prawdziwa, zatem tym bardziej narażona na ten chłód. Po co ta kobieta gasiła kominek? Przecież wtedy mielibyśmy jakieś źródło ciepła. Teraz mamy tylko swoje ciała. To niewiele.
- Julio – znów próbuję coś powiedzieć, ale nie odnajduję odpowiednich słów. Nie jestem poliglotą, moje słownictwo jest raczej ubogie i grubiańskie. Trochę boję się cokolwiek mówić. Nigdy z nią nie rozmawiałem, choć dużo słucham jej rozmów z Korą. Moje słowa mogłyby wydać się nie na miejscu, ponieważ są zupełnie odmienne. Nie tylko dlatego, że mam ich mało, ale też dlatego, że są męskie. Posługuję się roboczym slangiem, nie jestem pewny czy Julia go zna, tym bardziej czy rozumie.
Pożądanie wzrasta równomiernie z troską. Chłodne dłonie suną po moim torsie w kierunku spodni. Łapie je delikatnie i kręcę głową. Wiem, że tego nie widzi. A może tylko ja nie dostrzegam niczego w tej ciemności? Przecież ludzie jakoś radzą sobie z brakiem światła, tylko ja nie potrafię się z tym pogodzić.
Odwracam Julię tyłem do siebie. Czuję jak się kuli. Nie wie czy to z zimna czy ze strachu. Może z obu powodów. W końcu, żadna kobieta nie wie co siedzi mężczyznom w głowie, tak samo jak my nie wiem, co siedzi w myślach tych istot. To, że ja uważam, że nie ma się czego bać, nie oznacza, że i ona tak sądzi. To zrozumiałe. Babka wiele razy powtarzała Korze „i pamiętaj moja złota, żebyś nie ufała żadnemu z tych barbarzyńców. To są zwierzęta i tylko czekają na chwilę twojej słabości”. Tak to wyglądało, dlatego Kora zawsze na mnie warczała i biła ścierką, bym znał swoje miejsce. Była starsza, a ja czułem do niej szacunek. Babka miała rację, ale generalizowała. Nie każdy z nas tak myśli, nie jesteśmy wszyscy tacy sami.
Siadam na łóżku i ciągnę Julię na swoje kolana. Obejmuję ją jedną ręką, drugą szukam nakrycia. Miałbym tyle sposobności by coś zrobić, a jedyne o czym teraz myślę to ciepło. W dodatku nagle zacząłem wstydzić się swoich szorstkich dłoni. Wcześniej myślałem, że to powód do dumny, bo pokazuje jakim jestem silnym mężczyzną. W naszym gronie im bardziej zniszczone dłonie tym większy szacunek pozostałych. Jeśli facet ma miękką i delikatną skórę to oznacza, że nie pracuje. Skoro tego nie robi to oznacza, że jest słaby. Trzeba pracować, żeby być facetem. Najlepiej ciężko, to wtedy pokazuje się ile ma się siły. I wtedy najczęściej w ruch idą dłonie. To naturalne, że wyniszczona od pracy skóra jest szorstka. I do tej pory tak mi się właśnie wydawało, ale w tej sytuacji zacząłem się tego wstydzić. Moje dłonie zdawały się jakieś krnąbrne i niebezpieczne. Jakby ich chropowatość mogła poprzecinać delikatną skórę Juli, zostawić na niej widoczny i wieczny ślad.
W końcu znajduję koc. Przykrywam nim Julię. Ona jakby się uspokaja. Skula się. Nie bardzo wiem czy to dobrze, czy źle. Nigdy nie potrafiłem odczytywać gestów i zachowań. Stawiałem na proste komunikaty. Kobiety wolą skomplikowaną grę mimiki i niedopowiedzeń. One się w tym wszystkim orientują. Nie bez powodu się mówi, że kobiety są od wychowywania dzieci i prowadzenia domu. My faceci mamy zająć się zapewnieniem bezpieczeństwa, bo to jest jak prosty komunikat. Dom i dzieci są już bardziej skomplikowane, bardziej emocjonalne.
Czuję jak ramiona Juli zaczynają drżeć. Chyba płacze. Zastanawiam się dlaczego. Raczej nie zrobiłem niczego głupiego, taką mam nadzieję. W dzieciństwie robiłem dużo głupstw, przez które Kora płakała. Za każdym razem musiała mi tłumaczyć dlaczego, bo ja nigdy nie widziałem swojej winy. Tak samo teraz, nie mam pojęcia co mogłem uczynić przeciw Juli. Nie zmuszałem jej do niczego, sama tutaj przyszła. Spotkałem ją w kuchni, zaraz po robocie. Stała nad garnkiem zupy i uśmiechała się pod nosem. Ściskała coś w dłoni. Nie mam pojęcia co to mogło być, bo pośpiesznie to ukryła, gdy tylko wszedłem. Za chwilę też weszła Kora, która na mój widok jak zwykle sposępniała i od razu się skrzywiła. Nalałem sobie zupy sam, żeby nie miała pretekstu do krzyków. Mimo wszystko one je wynajduje. Julia siada na swoim tradycyjnym miejscu, a ja znów obrywam ścierką. Nic nowego. Później człapię na swój strych i zdaję sobie sprawę, że pali się tylko świeczka. Nim zdążyłem zadbać o rozpalenie w kominku (choć ogień powinien się palić…), Julia weszła do mnie i zgasiła świeczkę. Nim to się stało dostrzegłem tylko niepewny wyraz na jej twarzy, ale nie jestem dobry w te zgadywanki.
- Julio – po raz kolejny staram się coś powiedzieć. Tym razem zapytać, dlaczego ona płacze. Czuję się coraz bardziej zagubiony. Jak wtedy, gdy byłem dzieckiem i zgubiłem Papę. Całe południe błąkałem się między drzewami, na szczęście odnalazłem Brygadę nim się ściemniło. Dostałem później niezłe lanie w domu, za to, że się nie pilnowałem. Teraz się pilnowałem, więc dlaczego jestem taki zagubiony?
- Przepraszam – słyszę ciche słowa, które wyszeptała mimo łkania. Mam wrażenie, że chce coś jeszcze dodać, ale już nie nic więcej nie mówi. Za co Julia może mnie przepraszać, przecież nic się nie stało. Tak jak któregoś dnia w kuchni, gdy wchodząc prawie w nią wszedłem, a ona cofając się potrąciła Korę. Znamienna ścierka spadła na podłogę i obie się po nią schyliły. Chyba chwyciły ją w tej samej chwili, nie mam pojęcia, bo nie zwracałem na to uwagi. Julia zaczerwieniła się i wyprostowała, Kora spojrzała na mnie groźnie. Wtedy Julia też przeprosiła, więc odpowiedziałem, że nic się nie stało. Dostałem po głowie. Zjadłem zupę i poszedłem do siebie, a kobiety zostały w kuchni nie mówią do siebie ani słowa…
 Przytulam Julie do siebie, mam nadzieję, że to ją uspokoi. Czy nie tak właśnie Matka robiła, żebyśmy się nie bali albo nie płakali? Wydaje mi się, że przytulała nas do swoich ciepłych piersi. To było bardzo krzepiące i od razu przestawałem się bać. Lubiłem spać z Matką, ale Papa zawsze mnie wyrzucał, gdy tylko przychodził. Gniewałem się na niego, ale wiedziałem, że nie mogę nic na to poradzić. Na pewno chciał dla mnie dobrze.
Pragnę oddać Juli resztę mojego ciepła by nie zamarzła. Po co ta kobieta gasiła kominek? Nie mam pojęcia co robić, ale Julia powoli przestaje płakać. Unosi głowię i unosi dłonie do twarzy.
- Dlaczego to ty musisz być mężczyzną? – wyrywa się z moich objęć. Mam wrażenie, że patrzy się na mnie, ale nie wiem, ponieważ nic nie widzę w ciemności. Nie wiem co odpowiedzieć. Przecież urodziłem się mężczyzną, chyba nic w tym złego. Poza tym, kto inny miałby nim być? Julia chyba nie mówi o sobie? Tylko w takim razie o kim?
- Wybacz – słyszę jakby z oddali i zaraz po tym drzwi zamykając się z głuchym trzaskiem. Dobiegają do mnie pośpieszne korki Juli na schodach. O kim ona mówiła? Jest ciemno, okropnie tego nie lubię. Wstaję, żeby zapalić świeczkę. Na podłodze leży koszulka Juli. Wracam do łóżka. Nakrywam się kołdrą i kocem. Kogo ona miała na myśli?
Dostrzegam przed sobą dobrze mi znaną drewnianą figurkę niedźwiadka. Papa kiedyś wystrugał dwa identyczne dla mnie i Kory. Moja figurka stała na półce i była biała. Kora się ze swoją nie rozstawała, jej misiek jest brązowy. Tylko co on robi w moim pokoju? Kora nigdy tutaj nie przychodzi…
Przez chwilę wydaje mi się, że Julia go tutaj przyniosła. Skąd go wzięła? Zaraz… przypominam sobie jej pytanie, które z takim oburzeniem mi zadała zanim wyszła. „Dlaczego to ty musisz być mężczyzną”, chyba nie chodziło to, że Kora powinna nim być? Czy Julia mogła mieć na myśli Korę?
Przekręcam się na drugi bok. Rozbolała mnie głowa. Tylko po co Kora miałaby być mężczyzną..?

Dręczony tą myślą i wcześniejszą pracą zasypiam szybko.