czwartek, 9 czerwca 2011

Błędne obwinianie


 Troszku czasu zajęło mi napisanie tej części. Prawdopodobnie będą jeszcze tylko dwie. Później możliwe, iż będę kontynuowała. Ale w tedy już inny wątek. 
Mam nadzieję, iż będzie Wam się dobrze czytało. Trochę namieszałam. Ale nie potrafiłam do końca uporządkować myśli. Nie miejcie mi tego za złe.
Część ta może się wydawać smutasem, ale w rzeczywistości jest w niej wiele radość. Tylko nie wiem, czy ją dostrzeżecie?

Błędne obwinianie

Jak już wspomniane zostało, dzieci nie boją się. Siebie nawzajem, ale także siebie samych. Nie miewają wewnętrznych obaw czy strachów. Jeśli już jakieś to zewnętrzne lęki.
Dzieci także nie miewają zwyczaju obwiniać o nieudolności losu siebie. Po prostu coś nie wyszło i tyle. Nie ma „że to ich wina”, „coś źle zrobili”. Zwyczajnie nie poszło.
Dzieci również nie tworzą sobie bólu. Nie rozmyślają, nie roztrząsają wydarzeń, zdarzeń. Dlatego większość z nich jest taka radosna i emanuje energią. Nie mają one przyziemnych zmartwień.
My mamy w zwyczaju komplikowania sobie wszystkiego i brania na siebie odpowiedzialności za coś, na co nikt wpływu nie miał. Często towarzyszy nam poczucie winy. Dlatego tak często popadamy w te stany „beznadziejności”.

Dziewczę siedziało przed monitorem. Pora jak zwykle nie wczesna. A można rzecz, iż późna. Powinna chyba spać. Ale nie chciała. Jak co dzień. Będąc w tej swojej fazie totalnego zniechęcenia. Znów z nią pisała. Pytała się właśnie o możliwość spotkania.

W sumie niespełna rok minął odkąd zaczęła pisać opowiadanko. Tak za dwa miesiąca. A ponad cztery miesiące od stworzenia postaci. Trzeba przyznać, iż wiele się zmieniło w ciągu tego roku.
Zauroczenie przeszło jak ręką odjął. Teraz była pewna, iż w tedy był to tylko efekt zbyt dużego wpływu mediów. A i tamta noc poszła w niepamięć. Jeśli chodzi o poczucie beznadziejności to niestety dalej jej towarzyszył.

Jej cała chęć teraz skupiona była na Niej. Trzy miesiące temu pisała z Nią pierwszą sesje. Później po wielu godzinach walki ze swoją nieśmiałością odezwała się do Niej. A następnie, również po wielu sprzeczkach ze sobą, robiła kolejne kroki. Była Ona osobą niesamowicie interesującą, a równocześnie skrytą niesamowicie. Miała wielką zaletę-rozumiała dziewczę. A w dodatku miała ochotę z nią gadać i takie tam. Dziewczynę cieszył ten fakt niesamowicie.
Inspirujący wpływ Ona miała na dziewczę. Ponieważ od jakiegoś czasu niebieskookie stworzenie zaczęło znów pisać wiersze. Czy były dobre, trudno orzec. Grunt, że to robiła. A Jej się podobały. Bynajmniej tak mówiła.
Dziewczę pisało do Niej niemal codziennie. Były to raczej takie rozmowy na luzie. Bez zbytnie wkraczania w „strefę intymną”. Czyli można było się co nieco  o sobie dowiedzieć, ale nie za wiele.
Brązowe włoski opadały na zmęczone oczęta. A na twarzy pojawił się lekki nikły uśmiech. „Zgodziła się!”

Radość przeogromna ogarniała ją przez parę dni. I gdy jechała i gdy się tułała z Kobietkami po tym mieście, będącym kolebką jej rodziny.

Ale radości nie dano było wyjrzeć na światło dzienne. Do spotkania nie doszło. A Ona nie dawała żadnego znaku życia. Oczywiście dziewczę swym zwyczajem zaczęło się zastanawiać. Czy może coś nie tak zrobiło? A może, nie daj Boże, źle spisała numer? Przez dni dwa całe pozostawała w swej rozterce wewnętrznej, choć Munia wyraźnie mówiła, iż się zdarza. Dziewczyna się martwiła mimo to.

Wyjaśniło się wszystko po paru dniach. Kamień z serca niesamowity. Co prawda szans na szybkie spotkanie nie było. Ale przynajmniej sytuacja jasna i klarowna.
I niedoszłe spotkanie, jakby bramą się stało. Od momentu znajomość nabrała bardziej „intymnego” wydźwięku. Tylko spojrzeć, a dziewczę coś głupiego zrobi.
Ale już do tej pory, ileż się w niej zmieniło... Co jeszcze ulegnie zmianie?

Dziecko leżało na polanie. Wiatr biegał po trawie. W koło cisza niesamowita. Słońce lekko grzało. Padające promienie na twarzyczkę Dziecka, zmusiło je do przymknięcia ich. Było tak uroczo. A i Stworzycielka zaczęła ich słyszeć. I je także. Co prawda jeszcze nie wiedziało, iż Dziecko to ta gwiazda wybrana przed laty, ale było ku temu blisko.
Ostatnio w Tam zaszło dużo zmian. Robiło się coraz weselej. Towarzysze Dziecka rozwijali się. Ono nie pozostawało w tyle. A i jakaś nowa osóbka się pojawiła. Była jeszcze nikła, trudna do określenia.
-To kwestia czasu-szepnęło.
Tak jak kwestią było, aż Stworzycielka wezwie Dziecko. Uczyniła to. Jak na razie były to dziwne sytuacja. Zdaje się nawet, iż zostało ono z kimś związane. Ale jeszcze nie wiedziało z kim. Choć teraz ono najczęściej bywało przy Stworzycielce. Wieczorami głównie.

-Nie uważacie, że Stworzycielka jest urocza? I taka rozkoszna?-powiedziało Dziecko popołudnia pewnego.
-Jak dla mnie to porządnie zagubiona-odpowiedział Królik.
-A i owszem. Zagubiona jest porządnie. Ostatnio jednak nawiązała jakieś nowe znajomości. Myślicie, iż wciągnie się w to?-Nina usiadła na krzesełku koło Dziecka.
Było ono jej faworytką. Oczywiście jeśli chodzi o osoby, które traktowała jako przyjaciół. Bo bezsprzeczną faworytą jej uczuć była Diana, która to właśnie weszła i usiadła naprzeciwko. Wtrącając swe zdanie do rozmowy.
-Stanowczo sądzę, iż tak zrobi. Skoro Dziecko związała z Tą Dziewczynką.
-Jaką?-Dziecko spojrzało na nią.
-Nie wiesz?-popatrzyli na nie zdumieni.
-Ano, ja tam tylko szeptam jej coś do ucha. Nie mam jeszcze takiej mocy jak wy. Nie przekonała się jeszcze do mnie-westchnęło cicho.
-Nie martw się. To kwestia czasu-Nina wzięła dziewczynę pod ramię i zmierzwiła jej włosy.
-Dobrze, dobrze-zaśmiała się.-Ale wiecie, ona jest mądra. Nie da sobie w kaszę dmuchać.
-A to na pewno. Ale jeśli się wciągnie, to prawdopodobnie nie będzie dostrzegać tych prawd-Królik przeciągnął się leniwie.
-Możliwe...

Wszyscy bacznie śledzili poczynania Stworzycielki. I widzieli oczywiste prawdy. Ona ich nie dostrzegała.
-Paradoks-szepnęła dziewczyna.
I w ciszy rozległ się dźwięk zakłócający go. To nie był nikt z jej towarzyszy. Dziecko podniosło się i rozejrzało dookoła. Nie było nic widać. Choć! Tuż koło drzew coś kroczyło wolnym kroczkiem.
Chłopczyk. Dziewczyna ruszyła w jego stronę. Schował się za konarem najbliższego drzewa. Dziecko spojrzało na niego. Jego jasne, niebieskie oczęta były zapłakane. Był malutki i miał złote włoski. Grzywka delikatnie okalała jego czółko. Usteczka zaciśnięte w wąską linię. Miał na sobie ładny komplecik w kolorze turkusu. Rączki chwytające siebie nawzajem. Tak mocno, że kostki robiły się białe. Chłopczyk uniósł niepewnie spojrzenie. Patrzył na dziewczynę, równocześnie jakby spoglądając całkiem gdzie indziej.
-Nie przyszła-wymamrołat.-To moja wina. 
Schował się jeszcze trochę. Dziewczyna przesunęła się w jego stronę. I wzięła go na ręce. Nie protestował. Łzy płynęły po jego rumianych, lekko piegowatych policzkach. Nie szlochał. Po prostu one leciały. Dziecko postanowiło zabrać go do siebie.
-Nie przyszła...
Powtarzał to całą drogę.
W domu nie było nikogo. Może i lepiej. Dziewczyna poszła do swojego pokoju i posadziła chłopczyka na łóżku.
-Skądś się wziął?-spytała przyglądając mu się cały czas.
Przypomniał on Stowrzycielkę. Tylko był o wiele mniejszy i był chłopcem. Ale jakby się uprzeć, to mógłby być jej mniejszą wersją.
-Nie przyszła. To moja wina-wymamrotał.
Widocznie coś się zdarzyło. I nie był  w stanie o niczym innym myśleć.
-Któż taki?
-Ona
-Dlaczego?
-To moja wina.
-Skąd wiesz?
-Bo Ona nie przyszła...
-Może coś się zdarzyło i nie mogła.
-To moja wina-powtórzył.
-Na pewno nie.
-Ale nie przyszła.
-Nie martw się. To na pewno nie twoja wina. Za niedługo się wszystko wyjaśni.
-Nie daje znać o sobie.
-Może się boi.
-To moja wina.
-Daj już spokój-usiadła koło niego.
Wzięła chłopczyka na kolana i przytuliła do siebie.
-Nie przyszła i to moja wina-wyszeptał.
-Już spokojnie. Wszystko się wyjaśni.
-A jeśli się nie odezwie.
-Zrobi to, zrobi-pogłaskała go po włosach.
Trzymała go w swych objęciach, póki ten nie zasnął. Cały czas powtarzał, iż to jego wina. Dziwny dzieciak-pomyślała. Ułożyła go w swoim łóżku i przykryła kocem. Wyglądał tak niewinnie. Z mokrymi policzkami.

Dziecko wstało dość wcześnie. Chłopiec słodko spał na jej łóżku. Zeszła do kuchni, aby zrobić coś dobrego do jedzenia dla nich. Wszyscy jeszcze spali. W sumie nic dziwnego. Słońce jeszcze nie kwapiło się do wschodzenia na horyzont. Zajęła się penetrowaniem lodówki.
Gdy wróciła do pokoju, chłopczyk siedział na rogu łóżka i wpatrywał w skupieniu w okno. Prawdopodobnie próbował porozumieć się z osobą, która wczoraj nie przyszła. Wejście Dziecka rozproszyło go. Uśmiechnęło się do niego.
-Jak się czujesz?-spytało ciepło.
-Lepiej-uśmiechnął się lekko.
-To dobrze. Zrobiła nam ciepłe mleko. Mam nadzieję, że lubisz płatki czekoladowe?
Skinął tylko lekko główką. Dziewczyna podała mu ciepłą miseczkę i łyżkę.
-Tylko ostrożnie. Możesz usiąść przy tym „biurku”.
Wskazała ręką na miejsce zawalone papierami, materiałami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Nie chciał. Siedział dalej na łóżku.
-Od kiedy tu jesteś?
-Od zawsze-chłopczyk spojrzał na nią swymi modrymi oczętami.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę.
-A zwą cię?
-Ali, Al.
-Huh, ciekawe. A na mnie wołają Nami-wyciągnęła doń dłoń.
Uścisnął ją wielce ostrożnie.
-Ty także długo tu już gościsz, prawda?
-Owszem-przytaknęła.-I Królik także.
Dziewczyna przyglądała mu bacznie. Spostrzegł to i się lekko zarumienił. Wyglądał uroczo.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz?-spytał lekko zakłopotany.
-Ponieważ przypominasz mi Stworzycielkę.
-A t-to jest bradzo możliwe-zawachał się jakby przez moment.-Bo widzisz, jestem takim jakby jej wewnętrznym „JA”. Albo tak jej się przynajmniej wydaje. I dlatego wczoraj płakałem tak rzewnie. Ona sobie pozwoliła tylko na kilka łez. Nie płakała już od dawna. Zawsze ja płaczę. Myśli, że to przynosi jej ukojenie. Choć pewnie wiesz, jak to z nią jest. Prawda Nami?
-Tak trochę wiem. Ale ona dopiero niedawno przypomniała sobie o moim istnieniu. I dalej nie pamięta kim właściwie jestem.
-Rozumiem. Przytulisz mnie?
-Jeśli tego chcesz-usiadła koło niego.
Chłopczyk odwrócił się w jej stronę i wtulił w ciepłą postać. To przyniosło mu spokój.
-Lubię cię Nami-szepnął cicho.
-Ja również Ali, ja również.
Przygarnęła go ręką mocno, jednocześnie ostrożnie. Chłopczyk wydawał się taki kruchy, delikatny. Ciekawe czy Stworzycielka faktycznie tak jest w rzeczywistości i to ukrywa-spytała w myślach.

-Jesteś zadowolony.
-Owszem. Świat jest piękny. Poza tym Stworzycielka jest zadowolona.
-Już się wszystko wyjaśniło.
Kiwnął lekko głową. A w złotych włoskach odbiły się promienie słońca.
-A wiesz, że za nie długo pojawi się tu nowa osoba?
Modre oczka spoglądały na błękitne niebo. Dziecko spojrzało na niego.
-Skąd wiesz?
-W końcu wiem niemal wszystko-uśmiechnął się do dziewczyny.-A ty poniekąd znasz tego kogoś.
-Czyżby?
Kiwnął tylko główką i nic już na ten temat nie powiedział.
Nami pozostała w niewiedzy. I tak trwało do czasu pojawienia się tajemniczej osoby w Tam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz