Jak pies z kotem.
To nie była najwcześniejsza pora, ale dla tej dwójki
stanowiła ona rześki poranek. Co prawda tylko jedna z nich miała zwyczaj tak
późno wstawać, ale noc obfitowała intensywnością przeżyć, więc obie były
wykończone. Rano zadzwonił budzik w telefonie uczennicy, ale ta radośnie go
zignorowała, co oczywiście wiązało się z opuszczeniem lekcji. Może i druga
osoba, która nie słyszała telefonu, protestowałaby przeciw temu, ale nie miała
jak, bo nadal słodko spała.
Chuda, drobna dziewczyna wypełzła z objęć kobiety i podążyła
w stronę kuchni. Pierwszą myślą, jaka pojawiła się w ten południowy poranek,
było – „zjeść by co”. Otworzyła lodówkę i uśmiechnęła się blado. Jak zwykle,
przestrzeń świeciła pustkami. Wyciągnęła wczorajszy makaron z szynką, żeby na
początek zapchać żołądek czymkolwiek. Wróciła z talerzem do sypialni. Kobieta
nawet nie zorientowała się, że jej ramiona są puste, zastąpiła człowieka
kawałkiem kołdry i nadal spała. Dziewczyna nachyliła się nad nią i pocałowała w
usta. Nie dało to większych efektów, co nieco ją zirytowało, więc bez skrupułów
uszczypnęła śniade ramię.
- Leo, wstawaj! – krzyknęła, wkładając sobie widelec z
makaronem do ust.
Kobieta skrzywiła się i otworzyła oczy.
- Dlaczego od samego rana krzyczysz?
- Jest już południe, wstawaj, nie ma nic do jedzenia…
- Sklep jest naprzeciwko… Daj mi spać.
- Nie! Wstajemy i jedziemy zjeść coś dobrego!
- Nie chcę – jęknęła w odpowiedzi.
Dziewczyna odstawiła talerz na szafkę i uśmiechnęła się
zadziornie. Leo mogła się tylko domyślać co to oznacza.
- Alex, ani mi się waż – zdążyła tylko to powiedzieć a
dziewczyna odkryła ją i usiadła na niej okrakiem. Jasne ręce wylądowały pod
koszulką kobiety i zatrzymały się w okolicy żeber. Zjechały w dół muskając
skórę. Leo przygryzła wargę, ale na nic jej się to zdało, bo Alex powtórzyła
czynność. Kobieta zaczęła się wyrywać, próbując zrzucić z siebie dziewczynę. –
Lisie! Przestań.
- Nie zamierzam, ha!
Leo nie miała wyjścia, napięła mięśnie i zepchnęła z siebie
dziewczynę, lądując nad nią. Spoglądały sobie chwilę w oczy. Alex nadal miała
ręce pod koszulką kobiety, więc powędrowała nimi w kierunku jędrnych piersi.
Objęła je obie, unosząc w tym samym czasie głowę i całując Leo. Kobieta nie
mogła oprzeć się takiemu zagraniu, oddała pocałunek przejmując kontrolę nad
sytuacją.
Już miała zacząć zabawę na serio, gdy rozległ się dzwonek do
drzwi. Zapewne zignorowałaby go, co zazwyczaj czyniła, ale delikwent wydawał
się być niecierpliwy i naciskał guzik jak głupi. Leo niechętnie oderwała się od
ust Alex, choć zanim wyszła posłała jej groźne spojrzenie.
Pociągnęła ręką po rozczochranych włosach, by wyglądać choć
odrobinę przyzwoicie. Otworzyła drzwi.
- Paczka do pani.
Leo patrzyła na kuriera jak największą innowację świata.
Jakby dopiero teraz dowiedziała się o istnieniu takich organizacji jak firmy
przesyłkowe.
- Paczka? Do mnie?
- Em, Pani Aleksandra?
-Ależ…
W tym momencie w drzwiach pojawiła się drobna dziewczyna roześmiana
od ucha do ucha.
-To do mnie – wepchnęła się przed Leo i odebrała od
mężczyzny formularz pokwitowania. Podpisała się krzywym zawijasem i wzięła od
niego małe pudełko. Zamknęła drzwi, nawet nie czekając, aż kurier odejdzie. –
Nareszcie przyszło – zakręciła się wokół własnej osi.
Alex miała już prawie dwadzieścia lat, ale nadal zachowywała
się jak rozkapryszone dziecko. Często udawała głupszą niż w istocie była, by
otrzymać to czego chciała. Właściwie, stanowiła jednostkę całkiem zmyślną i
przebiegłą. Leo notorycznie padała ofiarą tych manipulacji.
- Dlaczego nie zamówiłaś sobie tego do domu? – spytała drapiąc
się w głowę i zmierzając w stronę łazienki. Skoro już wstała, to mogła się
ubrać i zabrać swoją dziewczynę na „śniadanie”.
- Coś ty, Lewku, rodzice by mnie zabili. Wciąż myślą, że
zamawianie czegoś w internecie to największe zło. A nie daj, jeszcze by to
otworzyli?! – podążyła za kobietą.
- A co, wibrator sobie zamówiłaś – zaśmiała się, choć nie
zdziwiłaby się, gdyby zawartość paczki faktycznie się nim okazała.
- Pfy – prychnęła Alex – od tego mam ciebie. To coś o wiele
lepszego – przysunęła się do śniadego ciała, które właśnie była prawie nagie.
- Dasz mi się spokojnie ubrać? – spytała Leo zrezygnowana.
- Ani myślę!
- Proszę, wtedy zabiorę cię na jakieś jedzenie.
Alex chwilę stała wpatrując się w odbicie w lustrze.
Rozważała korzyści, ale burczenie w brzuchu przeważyło szale.
- W takim razie, pośpiesz się! – zażądała i sama zaczęła się
ubierać.
Leo wpatrywała się w tą rozkapryszoną istotę, próbując
przypomnieć sobie, w jaki sposób się w to wplątała. Alex była od niej młodsza o
jakieś trzy lata, rządziła się i
wiecznie miała nowe zachcianki. Poznały się przez czysty przypadek. Przez
pierwsze dni nie znosiły się nawzajem, jak pies z kotem, co w sumie nie było aż
takie dziwne. Później jakoś samo się to uklepało, a skończyło się na tym, że
Alex prawie mieszkała u Leo. Kobieta w pewnej chwili stwierdziła, że kocha tego
małego Liska. Jak się okazało – z wzajemnością, więc nie było już odwrotu.
Alex stała niecierpliwie przy drzwiach.
- Skończyłaś już?! – krzyknęła przez pokój. – Przecież i tak
będziesz wyglądała jakbyś się nie czesała – stwierdziła pogodnie. To lubiła w
tej postaci. Włosy Leo układały się jak chciały, co oddawało jej charakter. Nie
były poczochrane, bo kobieta zawsze dbała o to, by były uczesane, ale i tak
wyglądała jakby miała bujną grzywę. Nie bez powodu była Lwem.
- Już idę – weszła do pokoju i spojrzała na zegarek.
Dochodziła pierwsza. – Ty nie powinnaś być w szkole? – nagle ją olśniło.
Alex machnęła ręką, nie zamierzała tam iść.
- Nie możesz cały czas opuszczać lekcji! Nie po to szłaś do…
- Nie truj jak moja matka. Poza tym, już się nie opłaca.
Lekcje zaraz i tak się skończą.
- To przynajmniej na jednej będziesz!
- Nie!
- Aleksandro!
- Leonio… skoro ci tak zależy na mojej edukacji, to po
jedzeniu możemy pojechać do biblioteki. Chyba mam jakąś pracę do napisania.
- Jesteś niemożliwa!
- Wiem, za to mnie kochasz – Alex wyszła z mieszkania.
Leo westchnęła i zamknęła drzwi. Siedząc już wygodnie w
samochodzie spytała się dziewczyny co i gdzie chce zjeść. Odpowiedź była
proste, bo Alex lubiła naciągać swoją dziewczynę.
*
Nou stała w korytarzu biblioteki nie mogąc zdecydować się na
żaden ruch. Z jednej strony miała ochotę wejść do środka i zrobić scenę,
przecież i tak nie było innych ludzi poza nią, Miłką, Irbis i Wandą. Wilczek
nie mogła uwierzyć, że spotkała tutaj Wandę, w dodatku w towarzystwie tej
dziewczyny! Czuła się dotknięta tym, że została potraktowana jak powietrze.
Mogłaby teraz tam wejść i zrobić scenę, ale to nie było w jej stylu. Przecież
ona zawsze panowała nad swoimi emocjami. Z drugiej strony czuła się parszywie,
że ją tak zamurowało i pozwoliła przez to Amelii pójść. Chciała wybiec z
biblioteki, może jeszcze by ją znalazła. Więc stała tak nie mogąc się zdecydować,
a z każdą sekundą było coraz gorzej.
- Widziałaś minę tego kelnera – przez drzwi weszła
roześmiana dziewczyna i druga, wyższa od niej o głowę osoba, która mimo
uśmiechu wyglądała na nieco zmęczoną.
- Widziałam, nie mogę uwierzyć, że powiedziałaś mu to tak otwarcie.
- Ktoś musiał to w końcu zrobić.
Weszły, w pierwszej chwili w ogóle nie zwracały uwagi na
stojącą na środku przejścia kobietę. Dopiero po chwili wyższa z tej dwójki
zwróciła się do niej.
- Rosalina?
Nou spojrzała na nią i lekko ściągnęła brwi. Prawie nikt nie
używał jej „rodowego” imienia, poza tym, niewielu tak naprawdę je znało.
- Leonia… - westchnęła, gdy lepiej przyjrzała się kobiecie,
która właśnie otrzepywała rękawy ze śniegu.
- Powiedziałabym, że dobrze cię widzieć, ale wiesz…
- Tak, wiem. Poza tym, ile razy mam ci powtarzać, że mam na
imię Nou?
- Tyle ile zechcę – uśmiechnęła się lekko.
Niższa dziewczyna spoglądała na Wilka spod byka, jej twarz
wydawała się zadawać pytania z serii „kim jesteś, skąd się znacie i czego od
niej chcesz?”. Nou zignorowała to spojrzenie i zwróciła się do swojej znajomej.
- Twoja zabaweczka?
- Coś ty powiedziała? – młodsza niemal na nią skoczyła. Na
szczęście Leo złapała ją w pasie i przytrzymała przy sobie.
- Spokojnie Lisku – pogłaskała dziewczynę po włosach. – Nie waż
się tak więcej mówić. Ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię być w stałym
związku.
Nou skrzywiła się i patrzyła na rzekomego Lisa.
- Wychodzisz już – orzekła Leo. To wyraźnie nie było
pytanie.
I pewnie Wilczek zrobiłaby jej na złość, gdyby nie fakt, że
w tej sytuacji nie miała po co zostawać.
- Tak, za dużo tu kotów – pokręciła głową. – Uważaj na
siebie. I oczywiście, na swoją zabaweczkę.
Alex znów szarpnęła się w jej stronę. Może była mniejsza,
ale miała swoją dumę. Leo uspokoiła ją pocałunkiem w policzek. Co dało Nou
świetną okazję, by prychnąć. Wilczek ubrała swój kapelusz i płaszcz, po czym
wyszła nie oglądając się za siebie.
- Kto to? I dlaczego nazywa mnie zabawką? – Alex oburzona
tupnęła nogą w podłogę.
- Nie przejmuj się nią – Leo lekko uśmiechnęła się do swojej
dziewczyny i weszła do sali.
- Kiedy ja chcę wiedzieć!
- Ciii! – rozległo się zza biurka. Aleksandra mało się tym przejęła,
ale zauważyła, że w tej chwili niczego więcej się nie dowie. Powiodła
spojrzeniem po sali.
Siedziały tam tylko dwie dziewczyny. Jedna na wózku. Alex
zdawało się, że już gdzieś widziała tą białą głowę.
- To wyjaśnia dlaczego Wilk była taka rozdrażniona –
powiedziała cicho Leo. – Bierz co potrzebujesz i zbierajmy się stąd.
- Dobra –odburknęła. W sumie nie miała ochoty tutaj
siedzieć, ale nie podobało jej się, że Leo tak nagle zmieniła podejście.
Jeszcze przed chwilą szły roześmiane, a teraz co? Alex miała nadzieję, że jak
wyjdą to wszystko się wyjaśni.
Podeszła do biurka i poprosiła o jakąś typowo szkolną
książkę. Bibliotekarka zniknęła i wróciła po chwili. Powiedziała, że termin
zwrotu jest za miesiąc i wręczyła jej dwa tomy.
- Dziękuję – rzuciła i pociągnęła Leo za rękę. – Chodźmy.
Kobieta podążyła za nią, rzucając tylko spojrzenie w stronę
dwójki, która siedziała koło regału. Doskonale znała tą dwójkę, więc nie
dziwiło ją zachowanie Wilka. Cieszyła się, że sama nie musiała z nimi
rozmawiać.
*
Magda wbiegła po schodach. Po drodze szturchnęła niechcący
kobietę, która szła z jakąś roześmianą dziewczyną. Nie poznała tej dwójki,
nawet ich nie przeprosiła. One też nie zwróciły na nią uwagi, pochłonięte rozmową.
Weszła szybko do środka, nie zastanawiając się nad tym, że
naniosła mnóstwo śniegu. Wepchnęła głowę do czytelni, ale tam nikogo nie było,
więc udała się do działu wypożyczania. Zastała Ludmiłę za biurkiem. Prawie ją
to ucieszyło.
- Gdzie jest Nou? – spytała lekko zdyszana.
- Przed chwilą wyszła.
- Dawno?
- Nie wiem.
- Kurczę. A wiesz gdzie poszła?
Miłka pokręciła głową.
- Może pobiegła za tą śmieszną dziewczynką – odezwał się
głos za nią.
Magda odwróciła się i momentalnie pożałowała tego ruchu.
Mogła udawać, że nie słyszy.
- To Ty… - warknęła.
- Ciebie również miło widzieć – dziewczyna uśmiechnęła się
wścibsko. – Nie spodziewałam się tutaj słynnego dręczyciela niewinnej duszy.
- A tobie co do tego?
- Całkiem sporo. Nie mogę widzieć, jak ciągle łamiesz jej
serce.
- To nie twoja sprawa!
- Owszem, moja.
- Nie.
- Anastazjo! – za dziewczyną pojawiła się dobrze znana Magdzie
Wanda.
- I ty tutaj?!
- Tak… – Wanda westchnęła. Zastanawiała się czy jej pani
wiedziała, że one wszystkie się dzisiaj pojawią w tej bibliotece. Jeśli tak, to
jaki ma w tym cel?
- Z nią? – wskazała podbródkiem na Anastazję.
- Opiekuję się nią.
- Nie wierzę!
- Nie musisz – rzuciła Pantera. – Nikt się nie pyta o twoją
wiarę. Proszę tylko byś przestała męczyć Elę.
- A tobie co do tego?
- Właśnie, Anastazjo, to ich sprawy…
- Wręcz przeciwnie – dziewczyna poprawiła się na wózku.
- Czyżby?
- Mogłybyście załatwiać takie sprawy poza biblioteką? –
odezwała się nagle Ludmiła, która miała dość, że od samego rana wszyscy
wszczynają kłótnie i krzyczą w jej bibliotece.
- Wybacz…
- Wiecznie przepraszająca – Anastazja znów czuła się lepsza,
choć zawiniła tyle samo co pozostała dwójka.
Magda rzuciła jej tylko groźne spojrzenie.
- Jak będziesz rozmawiała z Nou, powiedz, że jej szukam –
zwróciła się do Miłki.
- Dobrze, przekażę – odparła kobieta.
- A ja? Mam coś przekazać Eli? – Anastazja nie odpuszczała.
Magda, która już miała wychodzić zatrzymała się w pół kroku.
- Coś powiedziała?
- Zapytałam, czy mam coś przekazać twojej byłej dziewczynie.
Nie dosłyszysz?
- Anastazjo.
- Ty głup…
- Sokole – Wanda podeszła do niej, chciała złapać ją za
ramię.
- Nie dotykaj mnie! Nie jesteś od niej lepsza. Ode mnie też,
ale to nie oznacza, że możesz się ze mną spoufalać. Nigdy ci nie wybaczymy.
- Nie proszę o to – Wanda spoglądała w oczy Magdy. – Proszę być
odpuściła. Ona cię podpuszcza. Po prostu idź.
- A ty kto, by mi rozkazywać?
- To nie rozkaz, tylko prośba.
Magda chwilę patrzyła na nią spode łba. Rzuciła jeszcze
tylko szybkie spojrzenie na Irbis i wyszła. Nie miała ochoty dłużej oglądać tej
dwójki. Ten dzień był paskudny, miała nadzieję, że uda jej się ocalić chociaż
jego ostatki. Zapowiadało się na coś odwrotnego, ale nie mogła tracić nadziei.
Wiedziała, że głupio zrobiła, więc musiała znaleźć Elę jak najprędzej. Przecież
nie mogła bez niej żyć. Słowa Anastazji były prawdą, nie powinna ranić Eli, ale
tak wychodziło. Chciała to naprawić jak najszybciej. Wierzyła, że kiedyś w
końcu zmieni się na stałe, że dotrzyma danego słowa.
*
- Musiałaś się wtrącić? – spytała Wanda, gdy siedziały już w
czytelni.
Anastazja nie odpowiadała. Spoglądała jak śnieg pada za
oknem. Zastanawiała się. Myślała o tej dziewczynie, która była do niej tak
łudząco podobna, tylko stanowiła jej zupełne przeciwieństwo. Miały podobne rysy
twarzy i długość włosów. Była niemal pewna, że gdyby stanęły obok siebie,
byłyby tego samego wzrostu. Anastazji nigdy wcześniej nie zdarzyło się spotkać
kogoś na wzór swojego sobowtóra. Równocześnie czuła pogardę dla tej dziewczyny,
która była tak marną jej imitacją. Ja można być tak nieśmiałym i lękliwym.
Uległym… Brzydziło ją to.
- Irbis…
- Nie mów tak do mnie – posłała jej chłodne spojrzenie.
- Jak sobie życzysz. Pytałam, czy musiałaś się wtrącać.
- Oczywiście.
- Dlaczego?
- Ponieważ one są takie prymitywne. Widziałaś Wilka?
Wystarczyło, że cię zobaczyła, a jej cała siła zniknęła. Jak może być Wilkiem,
skoro wystarczy taka błahostka.
„Nie nazwałabym tego błahostką…”
- I Magda… Sokół, przywódca, który nie potrafi dotrzymać
słowa i trzymać się tego co ceni najbardziej. Gdzie jej priorytety i morale.
Jakim cudem ona jeszcze utrzymuje Amerykanów w szyku? Nie dziwię się, że Wilk
od nich odeszła…
„To nie był powód.”
- Przecież…
- Nieważne – nie dała dojść jej do słowa. – Tylko my
reprezentujemy jakiś poziom. Widziałaś tę dwójkę, która dzisiaj tutaj była? Tę
kobietę z grzywą i jej małą koleżankę? Należą do Afryki… Taki mały Lisek ma
całkowitą kontrolę nad kimś tak władczym jak Lew, nie do pomyślenia…
- Może wykorzystuje swoją przebiegłość?
- Nie rozśmieszaj mnie! Leo nigdy nie była tak uległa… Nie
poznaję jej. Chociaż to jej zamiłowanie do spania, wszystko przez to, że połowę
dnia przesypia. A teraz jeszcze pojawiło się to rozkapryszone dziecko.
- Wyglądała na ten sam wiek co ty.
- Może sobie wyglądać. Ważne jest jak się zachowuje. Mam
wrażenie, że tegoroczne pojedynki będą jedną wielką, kpiną…
- Dramatyzujesz. Poza tym, do tego jeszcze sporo czasu.
- Wando, jak ty nic nie rozumiesz.
- Dobrze, już nic nie powiem… Właśnie, Ela zgodziła się
przyjść dziś wieczorem.
- Bardzo ładnie.
- Powiesz mi jaki masz plan?
- Nie. A teraz przynieś nasze płaszcze, możemy już sobie
stąd iść. Nic ciekawego już się nie wydarzy.
Wanda przyglądała się jej przez chwilę. Nabierała
przekonania, że jej pani doskonale wiedziała, że spotka tu Wilka i Sokoła. Co
oczywiście jej się nie podobało, bo gdyby wiedziała, to nie przyszłaby tutaj z
Anastazją za żadne skarby. Mogła to też odebrać jako kolejną karę za „swój
uczynek”. Anastazja doskonale wiedziała co łączyło Wandę i Nou, i z jakiego
powodu już nie łączy… Nie było co dociekać, bo Irbis i tak by jej nie
powiedziała jaki miała w tym wszystkim zamysł, więc wstała i poszła po
płaszcze.
*
Amelia szła najszybciej jak mogła. Tak, by zimno nie
przedarło się pod jej kurtkę, ani szalik, ani czapkę. Nie wytrzymałaby tego.
Po wejściu do domu udała się jak najszybciej do pokoju w
stronę kaloryfera. Usadowiła się pod nim wygodnie i zaczęła czerpać jego
ciepło. Wyciągnęła z plecaka książkę i obejrzała ją dokładnie. „Kto by
pomyślał, że sprawisz takie zamieszanie”.
Przypomniała sobie pogardliwe spojrzenie nieznajomej
dziewczyny, aż skuliła się na samą myśl. Przecież nic nie zrobiła tej
Anastazji, więc dlaczego tamta patrzyła na nią z takim potępieniem? Już nie
wspominając o tym, że był białym,
lustrzanym odbiciem Amelii. Ta sama długość włosów i fryzura. Nawet miała
znamię w tym samym miejscu, pod okiem, tylko po przeciwnej stronie. To było
zdumiewające, Pantera nie spodziewała się, że spotka tutaj kogoś tak podobnego
do siebie. Przecież takie rzeczy zdarzają się naprawdę bardzo rzadko.
Wraz z tymi rozmyślaniami naszła ją delikatna melancholia.
Zachowanie Brązowych Butów w tamtej chwili było takie dziwne i nie pasujące.
Amelia nie znała tej kobiety, ale zdążyła już zauważyć parę zależności, które w
tamtej chwili były zupełnie przeciwne! Zrobiło jej się smutno, bo mimo swojego
strachu, nie chciała zostać zignorowana. A tak się właśnie czuła.
By odpędzić od siebie te wszystkie myśli otworzyła książkę.
Od razu przypomniała sobie akcję pierwszego tomu i z żywością zaczęła czytać
dalszy ciąg. Dała się przez niego zupełnie pochłonąć.
*
Nou szła szybko przedzierając się przez chodniki pełne
śniegu. Uwielbiała zimę, ale w tej chwili nie była wstanie cieszyć się tym
pięknem. Po głowie walała się Wanda, Leo i Amelia. Nie mogła zebrać myśli do
kupy. Miała nadzieję, że dogoni Amelię, ale dziewczyna chyba musiała korzystać
z jakichś nadprzyrodzonych mocy, bo nigdzie jej nie było. Nou nie wiedziała gdzie
ona dokładnie mieszka, więc nie mogła do niej pójść. W końcu odpuściła i
usiadła na zasypanej ławce. Zwiesiła głowę. Ten dzień zaczął się tak pięknie, a
teraz był jedną wielką ruiną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz