piątek, 29 listopada 2013

WA: W kręgu samotnego królestwa.

 Tak w między czasie. Jednak fajnie się opierać na utworach. Miłego.
 Niewykluczone, że są błędy...
Kocham ten utwór.


WA3: W kręgu samotnego królestwa.

Rozpostarłeś szeroko swoje skrzydła. Czujesz się panem tego królestwa. Niebo należy tylko i wyłącznie do ciebie. Nikt nie może ci go odebrać, ani zająć. Budzisz  postrach swym zakrzywionym dziobem, zaostrzonymi pazurami. Twój wzrok nie przeoczy niczego, nawet najmniejszego wroga. Gdzie są Twoi przyjaciele? Nikogo tu nie masz. Wszyscy się zbytnio boją, nie zbliżają się do ciebie. Ty również tego nie robisz. Zbyt dumny i pewny siebie. Traktujesz resztę z góry, w końcu całe niebo należy tylko do ciebie, nie masz zamiaru się z nimi dzielić. Kiedyś ktoś tutaj był, dorównał Ci potęgą, potrafił zmusić cię do posłuszeństwa, ale zniknął. Nie przejmowałeś się tym długo, taka kolej rzeczy. Oni pojawią się i zapadają pod ziemie... Przyjmujesz taki bieg zdarzeń, akceptujesz wszystkie fakty. Tylko natura nad tobą góruje. Wiesz, że tak jest. Ona ma władze nad każdym, więc potulnie się jej pod porządkujesz. Tylko jej, nie masz wyjścia.
Składasz skrzydła i nurkujesz w dół. Ostry wiatr wieje prosto w ciebie, ale nawet nad tym masz kontrolę. Nie władasz pływania ani ich kierunkami, ale wiesz jak wykorzystać swoje ciało, żeby wiatr cię nie zatrzymał. Sprawiasz, że mocne porywy smagają Twoje ciało, płyną wzdłuż niego. Zanurzasz się w nich, okrywają każdy skrawek twoich piór. Oni powiedzieliby, że są okrutnie mroźne, tobie sprawiają rozkosz, rozpalają twoje serce.
Rozkładasz skrzydła i wachlujesz nimi kilka razy, przytulasz wiatr do siebie. Zanurzasz swoje szpony w lodowatej wodzie. Zamykasz ostry uścisk, który przecina łuski łososia. Już jest twój. Podrywasz się znów do góry, wraz z mim. On rozpaczliwie próbuje złapać powietrze, wyrwać się spod szponów. Wszystko na zawsze należy do ciebie. To twoje królestwo.



Biegniesz, przedzierasz się między chaszczami. Młode gałązki smagają cię po pysku. Nie zwracasz na to uwagi, musisz biec, choć sam nie wiesz dlaczego. Coś w głębi ciebie krzyczy, że tak trzeba. Wokół odzywają się dzikie i obce głosy. Nie gonią cię, nie miałyby  ku temu powodu. Wrogowie są ci obcy, nigdy nie przysporzyłeś sobie żadnego. Jaki byłby w tym cel. Jesteś zadziorny, hardy, ale omijasz innych. Przemykasz między ich cieniami, przedostajesz się niepostrzeżenie. Nikt nie może tego zrozumieć. Urodziłeś się w stadzie, potomek alfy, miałeś być taki jak on. Przewodzący, najsilniejszy. Nigdy się nie zdarzyło by ktoś opuścił watahę, musiałeś być pierwszy? W niektóry wzbudziło to dużo zadowolenia, o jednego do pokonania mniej. Twoi rodzice byli załamani, przyniosłeś im hańbę, więc się ciebie wyrzekli. Już nie możesz tam wrócić. Straciłeś całe swoje dziedzictwo, swoją tożsamość. Przyszedł czas byś zbudował nową, ale teraz biegniesz.
Deszcz zacina swoi torem, prosto w twoje oczy. Sierść nasiąka wodą i staje się coraz cięższa. Ile już tak biegniesz? W powietrzu unosi się para od twojego częstszego oddechu. Odczuwasz ból, mięśnie buntuję się , żądają odpoczynku, ale ich nie słuchasz. One motywują cię, żeby biec dalej. I ten głos, który rośnie gdzieś w tobie. Nie masz pojęcia co to jest, ale masz pewność, że powinieneś go wysłuchać. Bo po co innego kazałby ci biec? W tym pędzie czujesz wolność. Do tej pory myślałeś, że jest nią co innego. Teraz jesteś pewny, że to ona. Przenika całe twoje ciało. Od czubka nosa po koniuszek ogona. Narasta to w tobie, szepcze gdzieś za tobą. Odwracasz się na chwilę i skręcasz. Tam należy biec.
Wypadasz na polanę. Jest pusta, nikogo tu nie ma. Czyżby to było twoje miejsce? Ten głos, który w tobie narastał przez cały ten czas, wydobywa się z twojej gardzieli. Obwieszczasz światu go w postaci przeciągłego wycia , odnajdujesz w tym przyjemność. Robiłeś to wiele razy ze swoim stadem, ale przedtem nie widziałeś sensu, nie odczuwałeś tej rozkoszy. Wbijasz pazury w rozmokłą ziemię, odchylasz pysk do tyłu. Jasne światło księżyca i deszcze lecący ci prosto w oczy oślepiają całkowicie. Nie przejmujesz się tym. Ofiarowujesz światu swój głos, wewnętrzny ton.



Musiałeś biec. Czułeś ich zapach za sobą, słyszałeś ich krzyki. W powietrzu unosił się jeszcze aromat prochu kuli, której cudem uniknąłeś. Byłeś nieostrożny, zakradłeś się tam nie zaważając na czas. Coś cię podkusiło, by zrobić to teraz, choć wiedziałeś, że lepiej poczekać. Zawsze byłeś zbyt impulsywny i porywczy. Wyzwania i poczucie zagrożenia przemawiały przez ciebie od urodzenia. Znasz podstawowe zasady i reguły, ale się do nich nie stosujesz. Zaryzykowałeś wszystkim, bo życie to jedyne co posiadasz. Nikt nie będzie po tobie płakał, a ludzie się ucieszą Tylko ty mógłbyś żałować swojej śmierci. Tyle razy się o nią ocierałeś, że zgubiłeś rachubę i poczucie. To pchnęło cie do tego czynu.
W pysku czujesz metaliczny posmak krwi, która uroczyła ci cały pysk.Ostrymi zębami trzymasz zdobycz. Ona już dawno nie żyje, a ty możesz podzielić jej los. Ludzie nadal biegną. Mają dość twojej samowolki, tego, że niszczysz ich pracę. 
Któryś z nich naładował swoją broń. Zaraz wystrzeli, musisz szybko gdzieś się ukryć. To ciężkie na takim pustkowiu, ale wiesz co zrobić. Praktykowałeś to już setki razy. Jeszcze tylko chwilka. Dubeltówka wystrzela, pocisk smaga cie po udzie. Nie zatrzymujesz się, to jeszcze nie koniec. Czujesz jak ciepła krew zaczyna sączyć się ze świeżej ranny, to nowe znamiona bojowe. 
Wskakujesz w niskie zawalisko. Jesteś mniejszy niż ludzie, oni się tu nie zmieszczą. Znasz te tunele, wydostaniesz się w odpowiednim miejscu. Nie zatrzymujesz się. Biegniesz dalej, na wszelki wypadek.
 Niuchasz czy teren czysty. Wypuszczasz królika z paszczy. Zaczynasz lizać swoje udo. Smak króliczego osocza i twojej krwi wraz z pisakiem mieszają się na języku. Czujesz się wykończony, ale zadowolony. Kładziesz łapę na różowej sierści zwierzątka i zasypiasz. Czy było warto tak ryzykować?



Spałaś wygodnie, gdy usłyszałaś ich głosy. Znów zbliżali się do twojego terytorium. Widziałaś ich, uzbrojony po zęby. Czego znów szukali na twoich ziemiach? Skryłaś się w wysokiej trawie. Nie powinnaś się ich bać. Twój gatunek to odważne i egoistyczne stworzenia. Co prawda leniwe, ale odwagi wam nie brakuje, a Ty? Zawsze się kryjesz, unikasz wszystkiego i wszystkich. Byle trzask wzbudza a w tobie strach. Sama swoją czarną sierścią i żółtymi oczami rodzisz w innych trwogę, ale i tak nie lubisz, gdy ktoś jest w pobliżu. Zwłaszcza ludzie z tymi swoimi zabawkami. Krzyczą, biegają za sobą i robią wiele hałasu. Później w powietrzu unosi się ten okropny zapach, którego nie znosisz.
Ktoś spojrzał w twoim kierunku, powoli i spokojnie się wycofujesz. Opanowujesz swój strach. Wiesz, że fałszywy, za szybki krok może się źle skończyć. Ile razy wykorzystywałaś to zdobywając swoje ofiary?
Wycofujesz się, przemykasz w trawie miedzy drzewami, które gną się pod ciężarem małpiatek. Kiedy to się skończy? Ludzie wreszcie wyniosą?
Podbiegasz do jeziora, wdrapujesz się na zwalony pień i tam się usadawiasz. Znów odzyskujesz spokój, zasypiasz



Siedziałaś z podkulonymi nogami, brodę opierałaś na kolanach, które tuliłaś ramionami. Znalazłaś sobie miejsce w cieniu, tak, że było widać tylko twoje srebrzyste oczy, ale miałaś je przymknięte. Nasłuchiwałaś. Za niedługo powinni się zjawić. Jedyni na świecie, którzy zasługiwali na twoje zaufanie. Ich nie musiałaś się bać. To byli twoi ludzie. Myślami ściągałaś ich do siebie. Pragnęłaś zobaczyć ich twarze.
Wkroczyłeś do przyciemnionego pomieszczenia zadowolony z siebie. To był naprawdę udany dzień, osiągnąłeś to co chciałeś. Postawiono ci wyzwanie, a ty zwyciężyłeś. Miałeś powód by czuć się wygranym,  choć jesteś głupcem. Noga nieco cię boli, ale nie zawracasz na nią uwagi. Czymże ona jest w porównaniu z uczuciem potęgi. Usiadłeś w cieniu. Czułeś jej obecność, ale wolałeś poczekać na resztę. Ona była jedyną osobą, przy której twój temperament się wyciszał.
Czułaś się wykończona. Ten dzień, pełen doznań, wyczerpał całą energię. Cieszyłaś się, że chyli się on ku końcowy. Mimo to do pomieszczenia wchodzisz śmiałym krokiem, nikt nie zauważy, że tak cię to zmęczyło. W środku tli się milion emocji, które wciąż do ciebie szepczą. Chcesz chwycić coś w dłoń i wyrazić je wszystkie. Wiesz, że to nie możliwe, być może nawet niepotrzebne, ale pragniesz to zrobić. Rozglądasz się dookoła. Wiesz, że oni tu są. Czujesz ich obecność. Siadasz na sowim ulubionym miejscy, czekasz wraz z nimi na ostatniego z was. Dziś będzie was czworo.
Wkraczasz do środka z uniesioną głową. Za tobą do pomieszczenia przedostaje się ciepły powiew. Czekają na ciebie, a ty pozwalasz im czuwać. Oni tego pragną, dlatego zawsze zjawiasz się ostatnia. Pewna siebie i władcza. Uśmiechasz się szeroko, jak zwykle znajdujesz powód do radości. Zrzucasz swoją bluzę na ziemie. Wyciągasz dłoń przed siebie, w jej stronę. Znasz ich, wiesz czego łakną ich dusze, słyszysz ich myśli. Któż inny mógłby tego dokonać? Czekasz, aż ona wyłoni się z cienia. Mogłaby zająć twoje miejsce, ale zbyt się boi. Nie rozumiesz, ale akceptujesz jej strach, odczuwasz go wraz z nią, dlatego zawsze jesteś delikatna. Reszta nie potrafi namówić jej do wyjścia. Tylko ty. W końcu wyłania się z mroku. Srebrzyste oczy. Za chwilę pozostała dwójka zjawia się koło was.
Jesteście uśmiechnięci. Na co dzień nikt nie ma do was wstępu, nikt się nie zbliża, bądź to wy się odsuwacie. Tutaj stanowicie jedność. Nawet jeśli tak różni, rozumiecie się nawzajem,. Czekacie na siebie. Każdy jest sam i jesteście wspólnie. Posiadacie siebie. Oni szepczą wam do uszu, tylko wy Ich słyszycie. Macie przewagę nad innymi. 
Siadacie skupieni w półmroku nad wypalającą się świecą. Opowiadacie o swoich doświadczeniach, choć obyłoby się bez słów.



Wasza samotność ma początek i koniec nad gasnącym płomienie świeczki. Wokół was orzeźwiające powietrze, szepczący wiatr, mocno bijące serce i leniwy sen strachu.
Każda samotność gdzieś się kończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz